Rozdział 37 - Więzi przyjaźni

489 38 41
                                    

Na parterze panowała cisza. Liczne osoby, które się tam znajdowały, siedziały podparte o ścianę. Wszyscy czekali na rozwiązanie walki. Po ciszy panującej w szkole mogli stwierdzić, że główna bitwa dobiegła końca, a lider jest w trakcie pojedynku. Shinzen wierzyło w swojego wodza, byli pewni, że dotarł do Harady. Natomiast Okamino było święcie przekonane, że nawet jeśli, to ich lider nie przegra.

Satoru stanął na pierwszym piętrze rozejrzał się dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na jednym z kolegów, który kiwnął głową. Asakura ruszył w kierunku schodów. Wszedł wyżej i już po samym wyglądzie korytarza uznał, że tutaj rozegrało się największe starcie. W praktyce nie mógł się doliczyć ile osób znajduje się tej kondygnacji, ale gdy zauważył Kaori siedzącą pod parapetem, od razu zorientował się, co się stało. Grupa z trzeciego piętra musiała zejść na pomoc Ishikawie, który swoją drogą leżał nieprzytomny, a jedynie głową opierał się o ścianę.

Asakura westchnął i starając się nie nadepnąć nikogo, przeszedł na lewo, gdzie siedziała dziewczyna.

-W porządku? - zapytał, widząc że ciężko oddycha. Poza widocznym zmęczeniem na twarzy, poszarpanym ubraniem i paroma siniakami oraz rozciętą wargą wyglądała w porządku. Mógł dać głowę, że sam lepiej nie wyglądał. Wyciągnął rękę.

Parsknęła śmiechem.

-Myślałam, że cię rozłożyli. - mruknęła, podnosząc prawą rękę. - Ale wyglądasz niczego sobie.

-Mnie? Żartujesz? - prychnął i podniósł ją na równe nogi. - Nie udało nam się wszystkich zatrzymać, ale po to byliście na obu piętrach, żeby ich wykończyć. Myślisz, że kto blokował ostatnie ich posiłki?

-Drużyna siatkarska? Zamknęli bramę.-odpowiedziała, prostując się. - Hayato dołączył do walki, od dziesięciu minut walczy z Sakatą piętro wyżej.

-Kretyn. - syknął Satoru, uderzając dłonią o ścianę - Ma jutro eliminacje, co on sobie wyobraża?

Oboje ruszyli w stronę schodów, ale zatrzymali się wpół kroku.

-Tak swoją drogą, chyba kogoś zgubiliśmy...-mruknął Asakura, patrząc na Kaori. - Ale chyba całkowicie odpadł...

Granatowowłosa westchnęła.

-Oiiiiiiiiii! - zawołała - I-shi-ka-wa-san!

-Czego?! - dobiegł ich głos. Oboje uśmiechnęli się lekko.

-Idziemy obejrzeć ostateczną bitwę, idziesz z nami?

Akira uniósł się odrobinkę, ale zaraz padł z powrotem.

-Idźcie...ja tutaj popilnuję reszty...-machnął z trudnością ręką.

Asakura i Kaori spojrzeli po sobie. Kaori uniosła ręce w geście bezradności, a bezlitosny Satoru poszedł do trzecioklasisty.

-Hej!

I zaczął ciągnąć go za nogę.

-Oi, Satoru ostroż...

-Ej! No to boli, wiesz?! TO NAPRAWDĘ BOLI, SATORU TY DRAAAAAAAAAANIU!

Czarnowłosy jednak nic sobie z tego nie robił, jedynie dotransportował Akirę do schodów, gdzie stała Kaori, po czym puścił jego kończynę, która z hukiem walnęła o podłogę.

Niebieskowłosy zamrugał oczami, widząc nad sobą twarze dwójki drugoklasistów.

-Jak wam nie wstyd tak brutalnie obchodzić się ze swoim biednym, rannym senpaiem. - fuknął.

-Biednym? - Satoru uniósł brwi.

-Zrzucili go ze schodów. - odpowiedziała mu granatowowłosa.

Asakura spojrzał na Akirę, który przyglądał mu się z nieukrywaną urazą w oczach.

Zapomniany Cud | Kuroko No BasukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz