Na nogach jestem już od 8 rano a jest pieprzona 11. Cały czas siedzę jak na szpilkach. Czuję narastający stres z każdą minutą, ba, sekundą! Jeszcze 7 godzin. Siedem. Pieprzonych. Godzin. Tylko. Ja pierdole no zajebie się chyba.
Właśnie siedzę w salonie nerwowo tupiąc nogą. Nawet nie wiem na co czekam. Na kogo. Jeden chuj. I gdzie są do cholery Damon i Stefan. Nie ma w domu nikogo oprócz mnie. Gdzie ich wywiało przed 8 rano! Wszystko mnie dzisiaj strasznie denerwuje. Próbowałam się nawet napić meliski ale nawet nie przeszła mi przez gardło. Spojrzałam na zegar.
11:23
Jasna cholera. Coraz bliżej a ja nie jestem w najmniejszym stopniu gotowa na to co ma nadejść.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Natychmiast zerwałam się z kanapy i w mgnieniu oka znalazłam się przy wspomnianym przedmiocie otwierając go na oścież.
- I jak tam moja ulubiona nadnaturalna istotka? - zapytał z swoim firmowym uśmieszkiem. Zmarszczyłam brwi.
- Gdzie wyście do cholery byli? - puściłam mimo uszu pytanie Damona i odchodząc od drzwi znowu usiadłam na moim poprzednim miejscu. Trochę się rozluźniłam z myślą, że przynajmniej moje zguby się znalazły.
- Nigdzie czym powinnaś się martwić. - odpowiedział za brata Stefan. Posłałam im niepewne spojrzenie. Nigdzie gdzie powinnam wiedzieć? Co oni ukrywają. Odłożyłam jednak tą sprawę na potem.
- Co tak siedzisz? - zapytał Damon, gdy młodszy Salvatore gdzieś zniknął. Westchnęłam.
- Czekałam na was. - mruknęłam.
- Czekałaś na nas? - dopytał zdumiony.
- Tak. Jakiś problem? - warknęłam w jego stronę podnosząc się z kanapy.
- Nope. - powiedział i uniósł ręce w geście obronnym po chwili również znikając. Warknęłam zirytowana. Co jest z tym dniem nie tak. Postanowiłam jednak nie dać tym kretynom za wygraną i również weszłam do kuchni, gdzie obaj siedzieli przy stole. Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się w pół kroku. To dość niecodzienny widok. Bracia Salvatore siedzą spokojnie w jednym pomieszczeniu. W ciszy. Gapią się pusto w tylko sobie znane punkty.
- Na prawdę zaczynam się o was martwić. - przerwałam panującą ciszę, czym zwróciłam uwagę chłopaków. - Poważnie no, powiecie mi o co wam chodzi? - jęknęłam wyrzucając ręce do góry z bezsilności. Po czym spojrzałam na nich z nadzieją, że ogarnęli dupy i mi powiedzą. Mam już po cholerę tej strasznie irytującej i niekomfortowej sytuacji z nimi. Jest co najmniej dziwnie.
- Powiedzmy, że mieliśmy małą sprzeczkę. - westchnął w końcu Damon. - Ale serio, Mel, nie wtrącaj się w to. Proszę. - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy. Patrzyłam w nie przez moment a potem przeniosłam wzrok na Stefana, który akurat na mnie nie patrzy. W sumie miał rację, po kiego grzyba miałabym się wtrącać w coś, co mnie nie dotyczy? No właśnie. Po cholerę. Więc dlaczego dałam się wpakować w balowanie z Mikaelsonami. Chwila moment. Poprztykali się a teraz jakby nigdy nic siedzą sobie w ciszy przy stole? Rany, zadaje się z jakimiś psychopatami.
- Jesteście jacyś zjebani, do cholery. - wyznałam i uniosłam ręce w geście obronnym, szybko znikając z kuchni. Nie chce znać ich odpowiedzi na mój komentarz. Wolę się psychicznie przygotować na ten pieprzony bal.
. . .
Co ja gadam na to nie da się przygotować.
Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam iść się już szykować.
- I jak? Gotowa na wieczór życia? - usłyszałam za drzwi głos starszego Salvatora, który nad wyraz mnie zirytował.
- Komuś się skończył okres. - zauważyłam kpiąco i już kolejny raz z rzędu poprawiłam włosy, ciągle odnosząc wrażenie, że coś jest z nimi nie tak. Westchnęłam i postanowiłam zostawić je w świętym spokoju.
Podeszłam do dużego lustra, które obejmowało całą moją sylwetkę i przyjrzałam się odbiciu na nim widniejącym. Musiałam pogratulować sobie w duchu za wybranie właśnie tej sukienki, bo poważnie no, była idealna! Pasowała jak ulał.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Następnie przeniosłam wzrok na te nieszczęsne włosy, w których nadal coś mi nie pasowało.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
(Mowa tu o tych po prawej ☝️, oczywiście są czarne)
Mam wrażenie, że zaraz ten idealnie nieidealny koczek się rozpadnie, ale cóż. Wszystko w końcu się rozpada. No ciało człowieka bardziej rozkłada ale to to samo.
- Wypiękniłaś się już? - usłyszałam głos zza drzwi, który należał do nikogo innego jak Damona. Westchnęłam i ruszyłam do drzwi na czarnych szpilkach z nie za wysokim obcasem, takim idealnym jak dla mnie.
Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem. Muszę przyznać, że wyglądał na prawdę dobrze w garniturze. Ale to akurat talent każdego faceta. Chyba wszyscy mężczyźni wyglądają obłędnie w garniturach, a Damon nie był wyjątkiem. Widziałam, że przegląda mi się z zainteresowaniem. Po chwili posłał mi swój sławny uśmiech, który nie jedną dziewczynę zwalił by z nóg. Odwzajemniłam go bez zastanowienia.
- Wyglądasz normalnie jakbyś szła na pogrzeb. - skomentował a mój uśmiech zszedł z twarzy tak szybko jak się pojawił. A zastąpiła ją irytacja. Jednak nie miałam teraz czasu na wkurzanie się na niego. Później oberwie. Teraz musiałam się uspokoić, bowiem zostało jakieś plus minus 20 minut do 18, czyli godziny o której powinniśmy zjawić idę w posiadłości Klausa.
- Uznam to za komplement. - mruknęłam i nieznacznie podrapałam się po głowie. Damon musiał zauważyć moje zdenerwowanie, bo postanowił już spoważnieć.
- Idziemy? - zapytał i wyciągnął ramię. Posłał mi pocieszający uśmiech, który miał mnie chyba zachęcić do pójścia z nim do jego samochodu i pojechania prosto do paszczy lwa. Ani trochę mnie nie zachęcił.
- Nie mam innego wyboru, prawda? - zapytałam ale przyjęłam ramię chłopaka. Ruszyliśmy do wyjścia z domu Salvatorów.
- Stety niestety. - zaśmiał się lekko w odpowiedzi.
Po chwili wsiadaliśmy już do auta, oczywiście nie obyło się bez iście dżentelmeńskiego gestu ze strony Damona, w postaci otworzenia mi drzwi. Jednak byłam zbyt zestresowana, by jakoś to skomentować. Dlatego w ciszy usadowiliśmy się na siedzeniach i ruszyliśmy na "wieczór życia".
*Witam witam. Straaasznie nie podoba mi się ten rozdział ale nic lepszego już nie wymyślę więc niech zostanie taki jaki jest. Przepraszam za błędy, Do następnego, cześć 👋!*