•34.Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?•

Start from the beginning
                                    

Na nogach jestem już od 8 rano a jest pieprzona 11. Cały czas siedzę jak na szpilkach. Czuję narastający stres z każdą minutą, ba, sekundą! Jeszcze 7 godzin. Siedem. Pieprzonych. Godzin. Tylko. Ja pierdole no zajebie się chyba.

Właśnie siedzę w salonie nerwowo tupiąc nogą. Nawet nie wiem na co czekam. Na kogo. Jeden chuj. I gdzie są do cholery Damon i Stefan. Nie ma w domu nikogo oprócz mnie. Gdzie ich wywiało przed 8 rano! Wszystko mnie dzisiaj strasznie denerwuje. Próbowałam się nawet napić meliski ale nawet nie przeszła mi przez gardło.
Spojrzałam na zegar.

11:23

Jasna cholera. Coraz bliżej a ja nie jestem w najmniejszym stopniu gotowa na to co ma nadejść.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Natychmiast zerwałam się z kanapy i w mgnieniu oka znalazłam się przy wspomnianym przedmiocie otwierając go na oścież.

- I jak tam moja ulubiona nadnaturalna istotka? - zapytał z swoim firmowym uśmieszkiem. Zmarszczyłam brwi.

- Gdzie wyście do cholery byli? - puściłam mimo uszu pytanie Damona i odchodząc od drzwi znowu usiadłam na moim poprzednim miejscu. Trochę się rozluźniłam z myślą, że przynajmniej moje zguby się znalazły.

- Nigdzie czym powinnaś się martwić. - odpowiedział za brata Stefan. Posłałam im niepewne spojrzenie. Nigdzie gdzie powinnam wiedzieć? Co oni ukrywają.
Odłożyłam jednak tą sprawę na potem.

- Co tak siedzisz? - zapytał Damon, gdy młodszy Salvatore gdzieś zniknął. Westchnęłam.

- Czekałam na was. - mruknęłam.

- Czekałaś na nas? - dopytał zdumiony.

- Tak. Jakiś problem? - warknęłam w jego stronę podnosząc się z kanapy.

- Nope. - powiedział i uniósł ręce w geście obronnym po chwili również znikając.
Warknęłam zirytowana. Co jest z tym dniem nie tak.
Postanowiłam jednak nie dać tym kretynom za wygraną i również weszłam do kuchni, gdzie obaj siedzieli przy stole. Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się w pół kroku. To dość niecodzienny widok. Bracia Salvatore siedzą spokojnie w  jednym pomieszczeniu. W ciszy. Gapią się pusto w tylko sobie znane punkty.

- Na prawdę zaczynam się o was martwić. - przerwałam panującą ciszę, czym zwróciłam uwagę chłopaków. - Poważnie no, powiecie mi o co wam chodzi? - jęknęłam wyrzucając ręce do góry z bezsilności. Po czym spojrzałam na nich z nadzieją, że ogarnęli dupy i mi powiedzą. Mam już po cholerę tej strasznie irytującej i niekomfortowej sytuacji z nimi. Jest co najmniej  dziwnie.

- Powiedzmy, że mieliśmy małą sprzeczkę. - westchnął w końcu Damon. - Ale serio, Mel, nie wtrącaj się w to. Proszę. - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy. Patrzyłam w nie przez moment a potem przeniosłam wzrok na Stefana, który akurat na mnie nie patrzy. W sumie miał rację, po kiego grzyba miałabym się wtrącać w coś, co mnie nie dotyczy? No właśnie. Po cholerę. Więc dlaczego dałam się wpakować w balowanie z Mikaelsonami.
Chwila moment. Poprztykali się a teraz jakby nigdy nic siedzą sobie w ciszy przy stole? Rany, zadaje się z jakimiś psychopatami.

- Jesteście jacyś zjebani, do cholery. - wyznałam i uniosłam ręce w geście obronnym, szybko znikając z kuchni. Nie chce znać ich odpowiedzi na mój komentarz. Wolę się psychicznie przygotować na ten pieprzony bal.

.
.
.

Co ja gadam na to nie da się przygotować.

Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam iść się już szykować.

- I jak? Gotowa na wieczór życia? - usłyszałam za drzwi głos starszego Salvatora, który nad wyraz mnie zirytował.

- Komuś się skończył okres. - zauważyłam kpiąco i już kolejny raz z rzędu poprawiłam włosy, ciągle odnosząc wrażenie, że coś jest z nimi nie tak. Westchnęłam i postanowiłam zostawić je w świętym spokoju.

Podeszłam do dużego lustra, które obejmowało całą moją sylwetkę i przyjrzałam się odbiciu na nim widniejącym. Musiałam pogratulować sobie w duchu za wybranie właśnie tej sukienki, bo poważnie no, była idealna! Pasowała jak ulał.

Następnie przeniosłam wzrok na te nieszczęsne włosy, w których nadal coś mi nie pasowało

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Następnie przeniosłam wzrok na te nieszczęsne włosy, w których nadal coś mi nie pasowało.

Następnie przeniosłam wzrok na te nieszczęsne włosy, w których nadal coś mi nie pasowało

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


(Mowa tu o tych po prawej ☝️, oczywiście są czarne)

Mam wrażenie, że zaraz ten idealnie nieidealny koczek się rozpadnie, ale cóż. Wszystko w końcu się rozpada. No ciało człowieka bardziej rozkłada ale to to samo.

- Wypiękniłaś się już? - usłyszałam głos zza drzwi, który należał do nikogo innego jak Damona. Westchnęłam i ruszyłam do drzwi na czarnych szpilkach z nie za wysokim obcasem, takim idealnym jak dla mnie.

Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem. Muszę przyznać, że wyglądał na prawdę dobrze w garniturze. Ale to akurat talent każdego faceta. Chyba wszyscy mężczyźni wyglądają obłędnie w garniturach, a Damon nie był wyjątkiem.
Widziałam, że przegląda mi się z zainteresowaniem. Po chwili posłał mi swój sławny uśmiech, który nie jedną dziewczynę zwalił by z nóg. Odwzajemniłam go bez zastanowienia.

- Wyglądasz normalnie jakbyś szła na pogrzeb. - skomentował a mój uśmiech zszedł z twarzy tak szybko jak się pojawił. A zastąpiła ją irytacja. Jednak nie miałam teraz czasu na wkurzanie się na niego. Później oberwie. Teraz musiałam się uspokoić, bowiem zostało jakieś plus minus 20 minut do 18, czyli godziny o której powinniśmy zjawić idę w posiadłości Klausa.

- Uznam to za komplement. - mruknęłam i nieznacznie podrapałam się po głowie. Damon musiał zauważyć moje zdenerwowanie, bo postanowił już spoważnieć.

- Idziemy? - zapytał i wyciągnął ramię. Posłał mi pocieszający uśmiech, który miał mnie chyba zachęcić do pójścia z nim do jego samochodu i pojechania prosto do paszczy lwa.
Ani trochę mnie nie zachęcił.

- Nie mam innego wyboru, prawda? - zapytałam ale przyjęłam ramię chłopaka. Ruszyliśmy do wyjścia z domu Salvatorów.

- Stety niestety. - zaśmiał się lekko w odpowiedzi.

Po chwili wsiadaliśmy już do auta, oczywiście nie obyło się bez iście dżentelmeńskiego gestu ze strony Damona, w postaci otworzenia mi drzwi. Jednak byłam zbyt zestresowana, by jakoś to skomentować. Dlatego w ciszy usadowiliśmy się na siedzeniach i ruszyliśmy na "wieczór życia".

*Witam witam.
Straaasznie nie podoba mi się ten rozdział ale nic lepszego już nie wymyślę więc niech zostanie taki jaki jest.
Przepraszam za błędy,
Do następnego, cześć 👋!*

𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻 | Klaus Mikaelson Where stories live. Discover now