- Halo ziemia do Mel! - krzyknął mi do ucha i pomachał przed twarzą, co zadziałało na mnie jakby ktoś wylał mi na mordę zimną wodę. Spojrzałam najpierw zdziwiona na kanapkę, którą trzymałam w ręce a potem na Damona. Zrobiłam naburmuszoną minę i wróciłam do jedzenia. - Coś często się zacinasz. - skomentował siadając na przeciwko mnie i biorąc do ręki kubek z jakąś cieczą. Posłałam mu krótkie spojrzenie po czym odłożyłam niedojedzoną kanapkę i połykając ostatni kęs oparłam się o oparcie krzesła, na którym siedziałam z cichym westchnęciem.
- Myślę, że po prostu się starzeje. - powiedziałam krzyżując ramiona. Gdy usłyszałam śmiech z naprzeciwka posłałam Damonowi zirytowane spojrzenie. - Możesz przestać? Mówię poważnie. - warknęłam cicho. Efekt był natychmiastowy. Chłopak przestał się śmiać i spojrzał na mnie marszcząc brwi i pijąc łyk napoju.
- Co ty pieprzysz? - zapytał, a ja starałam się unikać jego wzroku jak ognia. To prawda. Ostatnio coraz bardziej odczuwam zmęczenie. Czym? Życiem.
- Ja...po prostu to już nie jest to co kiedyś. Czuje się... dziwnie. Nie wiem jak to określić. - mruknęłam ostatnie zdanie cicho. Tak szczerze to już dawno nie rozmawiałam z kimś na tak osobisty temat. Już zapomniałam jak to się robi.
Damon widząc moją zagubioną minę wstał, obszedł stół i przekręcając moje krzesło w jego stronę położył dłonie na moich ramionach i potrząsnął mną lekko.- Hej, Mel no weź nie gadaj głupot. W końcu jesteś TĄ Melanie Jefferson, tak? Jesteś niepokonana. Pamiętaj o tym. - powiedział posyłając mi pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniłam go i wstałam przytulając się do chłopaka.
- Tęskniłam za tobą wiesz? - wyznałam po chwili patrząc z dołu na twarz Salvatora. Widziałam szeroki i szczery uśmiech, który wkradł się na jego przystojną twarzyczkę.
- Ja za tobą też. - odpowiedział i tym razem ja się uśmiechnęłam.
Staliśmy tak przez moment ale w końcu odchrząknęłam i odsunęłam się.- Dobra, robisz coś dzisiaj? - zapytałam siadając i wracając do konsumowania kanapki. Kątem oka zobaczyłam, że chłopak również wraca na swoje poprzednie miejsce udając, że nad czymś się mocno zastanawia.
- Cóż, masz szczęście, dzisiaj mój grafik jest pusty, więc odpowiadając na twoje pytanie. Nie, nic dzisiaj w planach nie mam. - odrzekł i posłał mi chytry uśmieszek. Wywróciłam oczami zeskakując z krzesła.
- To chodź idziemy. - powiedziałam nie przyjmując odmowy i nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do wyjścia z posiadłości.
- Hej! Zaczekaj, tylko daj dopić herbatę! - odkrzyknął, gdy ja już stałam przy drzwiach. Odwróciłam się na pięcie w stronę kuchni i odkrzyknęłam mu :
- Możesz wziąść ją na wynos! A teraz rusz tu swoje zacne dupsko! - w odpowiedzi usłyszałam głośne prychnięcie z rozbawienia a po chwili już oboje wsiadaliśmy do mojego samochodu. Oczywiście ja na miejscu kierowcy.
Damon wziął łyka z swojego kubka w różowe serduszka i spojrzał na mnie przełykając napój.
- Gdzie my tak właściwie jedziemy? - zapytał patrząc na mnie kątem oka i obserwując drogę przed nami.
- Do mnie. - powiedziałam prosto ale widząc jego pytające spojrzenie wywróciłam oczami. - Pomożesz mi przy przeprowadzce. Tego już się mogłeś domyśleć.
Czemu oni wszyscy mają tu tak mały zasięg rozumowania i nie potrafią łączyć faktów? To chyba debilizm Damona na nich tak działa, bo on zawsze taki był. Jebany roznosi jakąś zarazę głupoty. Dobrze, że na mnie to nie działa.
- Jak to? Myślałem, że porobimy coś fajnego, a ty wyjeżdżasz z przeprowadzką. - jęknął zawiedziony. - Moglibyśmy robić tyle ciekawych rzeczy ale nieee musimy pierdolić się z przenoszeniem pierduł z domu do samochodu i z samochodu do jej pokoju. Po schodach! Słyszałaś?! Po SchODacH! - krzyknął żałośnie a ja zaśmiałam się głośno i pokręciłam głową z politowaniem.
VOCÊ ESTÁ LENDO
𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻 | Klaus Mikaelson
Fanfic❝𝐇𝐞'𝐬 𝐦𝐲 𝐰𝐨𝐥𝐟, 𝐦𝐲 𝐰𝐢𝐥𝐝 𝐚𝐧𝐝 𝐟𝐫𝐞𝐞. 𝐒𝐨𝐦𝐞 𝐧𝐢𝐠𝐡𝐭𝐬 𝐦𝐲 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭, 𝐒𝐨𝐦𝐞 𝐧𝐢𝐠𝐡𝐭𝐬 𝐭𝐡𝐞 𝐤𝐞𝐲. 𝐈'𝐦 𝐡𝐢𝐬 𝐟𝐮𝐥𝐥 𝐦𝐨𝐨𝐧, 𝐡𝐢𝐬 𝐰𝐢𝐜𝐤𝐞𝐝 𝐚𝐧𝐝 𝐛𝐥𝐢𝐬𝐬. 𝐒𝐨𝐦𝐞 𝐧𝐢𝐠𝐡𝐭𝐬 𝐡𝐢𝐬 𝐬𝐞𝐝𝐮𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧...
•32.Przeprowadzka•
Começar do início