Dwudziesty-ósmy - Pamiętasz, że masz chłopaka?

19.5K 917 322
                                    

200 komentarzy buziaki

W poniedziałek czuję się wypompowana z jakichkolwiek chęci do życia. W weekend do mojego domu przyjechał ojciec, panosząc się jakby był u siebie — a nie jest. Nie mam pojęcia ile zostanie ale liczę, że wyjedzie jak najszybciej, chociaż kiedy jest w domu moja matka jak nadzwyczaj szczęśliwa i wyluzowana.

— Mam jakieś dodatkowe zajęcia z zaklęć, jakby mi to było potrzebne — wzdycha brunetka, wyciągając z torby paczkę ciastek. Podsuwam mi opakowanie pod nos, na co chwytam jedno i dalej wpatruję się w grupkę ludzi przed sobą. Chyba ludzi.

— Akurat tobie te zajęcia są potrzebne — sarka Gabe, wbijając słomkę do mojego kartoniku z sokiem.

— Ej — mamroczę, chcąc odebrać swój napój na darmo. Macham zrezygnowana dłonią, widząc jak zaczyna opróżniać kartonik.

— Sugerujesz, że nie znam się na zaklęciach? — unosi sugestywnie brwi i gromi Bensona wzrokiem. Brunet kręci głowa, stając się jakoś wybrnąć z sytuacji, jednak Meadow, wciąż siedzi z przybraną pozycją obronną.

— Świetnie czarujesz kochana, najlepsza Czarodziejka jaką znam — cmokam, spoglądając na już dość rozpromienioną dziewczynę — Chodźmy gdzieś po szkole, rzadko kiedy gdzieś wychodzimy od jakiegoś czasu...

— W sumie możemy iść coś zjeść — stwierdza Meadow.

— Albo się napić — mamroczę pod nosem. Dziś jak nigdy mam ochotę ruszyć z przyjaciółmi do klubu, nawet jeśli miałabym jutro odpuścić sobie zajęcia. Weekend z ojciec odebrał mi tak ochotę do normalnego funkcjonowania i potrzebuję odreagowania jego przyjazdu, całego syfu z Lancasterem, a szczególnie tego co mam w głowie, po ostatnim spotkaniu z nim i szkoły, która powoli zaczyna mi ciążyć.

— Imogen — uśmiecha się Gabe, przysuwając bliżej — Jestem cholernie dumy z twojego podejścia, jednak mam jutro jakąś poprawę, którą niestety muszę ślicznie napisać.

Wzruszam ramionami i spoglądam na Meadow, która wbija spojrzenie w swoje cholernie długie paznokcie. Widzę, że zastanawia się nad jakąś wymówką, rodzice by ją zabili za imprezę w środku tygodnia. Wzdycham lekko zawiedziona, jednak mimo wszystko wyciągam z torby telefon i piszę wiadomość do bliskiej znajomej z poprzedniego liceum. Wciąż widnieje serduszko przy jej nazwie, mimo, że nie rozmawiałyśmy od prawie dwóch miesięcy. Jednak jeśli chodzi o Maali - nigdy nie odpuszcza dobrej imprezy. Gabe posyła mi przepraszając spojrzenie, które mi umyka, kiedy wpatruję się w ekran swojego telefonu.

— Masz zastępstwo? — marszczy brwi Meadow, kiedy zauważa szeroki uśmiech na mojej twarzy — Nie mów, że idziesz z Lancasterem.

— Nie z nim — odpowiadam, odpisując koleżance.

— To z kim? — dopytuje, lekko mnie tym irytując.

— Z Maali, Rowan, Marlyn, Carsonem I Remy'im — mamroczę, wiedząc, że Medow z tego wszystkiego kojarzy jedynie Maali, którą kiedyś spotkałyśmy na mieście. Wysoka szatynka nie zrobiła na niej zbyt dobrego wrażenia, przez co twarz brunetki w tym momencie lekko się krzywi — Idziemy do Mars, jak robiliśmy jeszcze w zeszłym roku.

— Co na to twój ojciec? — pyta, na co prycham śmiechem.

— Mam to gdzieś — mówię zgodnie z prawdą i podnoszę się z niewygodnej ławki, wpadając przypadkiem na wysokiego, wytatuowanego blondyna. Zatrzymuję na nim na chwilę wzrok, bo jego mocne rysy twarzy i śliczne oczy wprawiają mnie w stan pewnego otumanienia.

— Przepraszam — mamroczę — Nie widziałam cię.

Blondyn jedynie ciepło się uśmiecha i podnosi z ziemi mój telefon, który musiał mi wypaść podczas spotkania z jego torsem. Dziękuję pod nosem i śledzę wzrokiem odchodzącego chłopaka, na co Meadow prycha.

— Asher Nelsen, jeden z Czarowników z mojej grupy — tłumaczy — Prześliczny ale jeśli ktoś mu podpadnie jest jeszcze gorszy niż Lancaster. A wracając, pamiętasz, że masz chłopaka?

Czuję się zażenowania uwagą przyjaciółki, jednak udaję, że nic nie słyszałam. Prycham jedynie pod nosem, starając się nie pokazywać jak bardzo dotknęła mnie jej uwaga. Lancaster jest moją klątwą, mimo, że czasem mam wrażenie, że darem od losu. Nie, wcale tak nie pomyślałam. Chwytam puste opakowanie po soku, który wypił Gabe i wyrzucam go po drodze do sali od matematyki, pod którą stoi uśmiechnięty Justin Flynn, którego dawno nie widziałam. Rzucam się chłopakowi na szyję, automatycznie się uśmiechając. Uwielbiam tego chłopaka i jego uśmiech, który potrafi poprawić mi dzień, tak jak właśnie w tym momencie.

— Powiedz proszę, że masz ochotę się dzisiaj ze mną napić — mamroczę, odsuwając się od jego torsu — Idę z przyjaciółmi z poprzedniej szkoły i szykuje się niezła zabawa, mam bardzo ładne koleżanki.

— Skoro idziecie w grupie to dlaczego, chcesz żebym poszedł z tobą? — dopytuje, drapiąc się po karku. Wygląda na speszonego, mimo, że zapytałam go tylko o drinka.

— Miło będzie mieć obok kogoś z kim jestem blisko teraz, a nie byłam kiedyś. Nie daj się prosić...

— Lancaster mi za to skręci kark — stwierdza, marszcząc brwi — Nie możesz go ze sobą zabrać, podobno jesteście blisko.

— Chcę od niego odpocząć, nie bój się go tak — śmieję się, wpatrując się wyczekująco w jego jasne oczy — Więc?

— Jaki to klub?

— Mars — cmokam, ściskając chłopaka — Do osiemnastej!

— Mars — cmokam, ściskając chłopaka — Do osiemnastej!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Asher Nelsen
warto zapamiętać

THE LANCASTER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz