Szósty - Jesteś jak pies...

25.7K 1.4K 484
                                    




Przez trzy kolejne dni unikam Lancastera jak ognia. Staram się nie wpaść na niego na korytarzu, siedzieliśmy przy dość ukrytym stoliku na stołówce i po prostu rozglądam się czy gdzieś go przypadkiem nie ma. Wszystko oczywiście trwa do czasu, bo przecież Lancaster to Wampir ze swoimi super mocami.

— Unikasz mnie — szepcze do mojego ucha, dociskając jednocześnie moje ciało mocniej do ściany. Z automatu mój oddech zwalnia — nie lubię być unieruchamiana.

— Nie unikam, po prostu ignoruję — prycham lekceważąco, co może być i moim błędem w przeciągu następnych kilkunastu minut. Lawrence jest nieprzewidywalny i lekko niezrównoważony. — Puść mnie idioto mam sprawdzian z biolki.

— Głupiutka Imogen... — chichocze. — Biologia nie jest wcale trudnym przedmiotem... mogę ci zaraz poka...

— Odpierdol się — syczę, odsuwając od siebie chłopaka. Ciemnowłosy jedynie robi krok w tył i krzyżuje ramiona na klatce piersiowej. Dopiero teraz widzę, że żuje gumę i jest w stroju sportowym. — Daj mi w końcu spokój.

— Jesteś uparta i głupia — marszczy brwi. — Powinnaś się cieszyć, że sam chcę tego związku, a nie ty musisz mnie o niego błagać. Żyłabyś wiecznie Imogen...

— Życie wieczne z takim idiotą jak ty nie jest niczym przyjemnym — cedzę, taksując go wzrokiem.

Błękit jego oczy momentalnie przeistacza się w delikatny granat, sugerując jak mocno wpłynęłam na jego emocje. Taksuje mnie wzrokiem, badając każdy milimetr mojej twarzy, mocno się przy tym zastanawiając. Linia jego szczęki staje się bardziej widoczna, przez co mogę stwierdzić, że ją zaciska, podobnie jak pięści. Lawrence Lancaster jest osobnikiem, którego bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, jednocześnie budząc w nim prawdziwego potwora, którego chowa wewnątrz. Przystojna buźka w tym przypadku jest jedynie przykrywką, odwracającą uwagę od buzujących w nim demonów.

— Mylisz się — zaczyna, a na jego usta wpływa delikatny uśmiech.

Oglądam się dookoła, zdając sobie sprawę, że dość nieświadomie zostałam wepchnięta do pomieszczenia woźnego. Ponownie podchodzi bliżej i tym razem usadawia swoje dłonie na moich biodrach, po czym dociska mnie do swojego torsu. Przez jego wampirzą siłę na pewno zostaną mi na biodrach siniaki.

— Byłoby nam bardzo przyjemnie. Dawałabyś mi siłę, a ja dawałbym ją tobie. Stworzylibyśmy razem bardzo mocny duet, któremu nikt nie odważyłby się nawet przeciwstawić. Jestem potężnym Wampirem Imogen, dużo znaczę w tym nadnaturalnym świecie. Stałabyś u mojego boku, silna i nieśmiertelna.

— Jestem wystarczająco silna, Lancaster. A teraz puść mnie, bo naruszasz moją przestrzeń osobistą, a twoje ultrasilne, wampirze palce zaraz połamią mi miednicę — wywracam wzrokiem, usilnie starając się odsunąć od chłopaka jednak nic z tego.

— Jesteśmy dla siebie stworzeni, poczekam aż sama to zrozumiesz. Mam nadzieję, że zdążysz, zanim ci się przypadkiem coś stanie. — prycha. Po prostu prycha i opuszcza niewielkie pomieszczenie, pozostawiając mnie samą z lekkim bezdechem. A co jeśli te Wampiry faktycznie będą chciały mnie zabić? Co jeśli już w tak młodym wieku to wszystko się skończy, nie dając mi nawet szansy na posmakowanie życia. Z drugiej strony, co to za życie z Lancasterem u boku?

Dziesięć minut później wchodzę na pierwszą lekcję jaką jest biologia. Prawdopodobnie zawalam sprawdzian i następnie kieruję się na stołówkę, gdzie siedzę w towarzystwie Meadow, Gabe'a i o dziwo Justina, czyli kapitana szkolnej drużyny koszykówki.

Oh, Justin tez jest Wampirem, kto by się spodziewał.

— I właśnie takim sposobem jestem coraz bliżej powtarzania drugiej klasy — prycham, upijając łyk soku pomarańczowego. Nie jestem wściekła, przemawia przeze mnie po prostu przygnębienie i rozczarowanie. Nigdy nie była orłem z biologi i kolejna jedynka naprawdę dużo mi namiesza. — A wszystko to wina naszego królewicza Lawrence'a Lancastera.

— Wołałaś mnie, śliczna? — słyszę tuż za sobą, na co automatycznie zaciskam dłoń na krawędzi stołu.

— Jesteś jak pies... wystarczy powiedzieć twoje imię i od razu lecisz do nogi — wzdycham, wywracając wzrokiem. — Zawaliłam przez ciebie sprawdzian z biologii. Jak mam być przy tobie silniejsza, skoro za każdym razem jak się pojawiasz coś mi rujnujesz?

Wywraca poirytowany wzrokiem, zaciskając palce na moich ramionach.

— Co takiego zrujnowałem oprócz tego sprawdzianu?

— Mój spokój i harmonię — sarkam, mierząc go wzrokiem.

Odsuwa się na kilkanaście centymetrów, wykrzywiając wargi w leniwy uśmieszek. Najwidoczniej bawi go cała sytuacja i nie zdaje sobie nawet sprawy, jak wiele zdrowia kosztuje mnie relacja z nim. Powinnam odseparować się od niego jak jeszcze nie wiedzieliśmy o tym przeznaczeniu.

— A co w takim razie zrobiłem, że niby go zawaliłaś? Mój wampirzy czar działa na ciebie za bardzo, przez co nie byłaś w stanie przestać o mnie myśleć?

— Raczej twój wampirzy debilizm dobija mnie do takiego stopnia, że mam ochotę odebrać sobie życie...

— Spokojnej, niedługo ktoś inny ci je odbierze — wzrusza ramionami, jakby to było coś normalnego. — A sprawdzianem się nie przejmuj. Ogarnę to, skoro zawaliłaś z mojej winy. Tworzymy teraz drużynę, Imogen.

I znika, co jednak wcale mnie nie powstrzymuje od wstania z miejsca i dogonienia go.

Chwytam go za przedramię i prowadzę w całkowitej ciszy przed szkołę, gdzie zatrzymujemy się koło murku, przy którym Lancaster odpala papierosa.

— Nie przyszliśmy tutaj żebyś sobie zapalił — marszczę brwi, zabierając od chłopaka papierosa.— Mówisz prawdę z tym, że ktoś może mnie zabić?

— McLean... oddaj mi tego papierosa — wzdycha, wyciągając w moim kierunku dłoń.

Opuszczam wzrok na jego długie palce, czekające na tlącą się już pomiędzy moimi palcami używkę. Zależy mi by w tym momencie skupił całą swoją uwagę na mnie i w końcu wyjaśnił kilka dręczących mnie kwestii. Wiem, że zwykły papieros nie pochłonie w całości całej jego uwagi, chociaż doskonale pamiętam jak odleciał, gdy przyszłam z nim tu pierwszy raz.

— Odpowiedz mi, wtedy ci go oddam — stwierdzam hardo.

— Tak, to prawda. Teraz oddaj. — Wyciągam dłoń w stronę chłopaka , jednak szybko upuszczam papierosa i przydeptuję gp butem. Momentalnie na moją twarz wpływa uśmiech, co niestety nie podoba się wściekłemu Wampirowi. Wywracam teatralnie wzrokiem, bo w końcu nie zrobiłam niczego strasznego. Jednak najwidoczniej tyle wystarcza by go rozjuszyć.

Chłopak wyciąga w moim kierunku rękę, jednak szybko robię unik i biegnę w kierunku parkingu. Następnie wszystko dzieje się szybko. Słyszę pisk opon, widzę jakiegoś Mercedesa i leżę na kostce brukowej. Na biodrach czuję dłonie ciemnowłosego. Samochód odjeżdża, a ja żyję. Jednak wiem, że naprawdę mało brakowało, a faktycznie skończyłabym pod kołami auta.

A co jeśli jedynym moim ratunkiem jest związek z Lawrencem Lancasterem?

THE LANCASTER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz