Siedemnasty - Wyzwolona Imogen McLean.

22.8K 1K 197
                                    

niesprawdzony jak zawsze

Po kilkudniowym odpoczynku, poniedziałek jest zdecydowanie gorszy niż zazwyczaj. Pozbawiona wszelkich chęci do życia, wchodzę do budynku, kierując się od razu pod salę od matematyki. Mijam w między czasie Justina, który postanawia mnie odprowadzić pod klasę, pytając mnie w międzyczasie jak mi się ostatnio układa.

— Mam już powoli tego wszystkiego dość, jeśli mam być szczera — wzdycham, zaciskając mocniej palce na pasku od torebki — Mam wrażenie, że nagle muszę żyć pod czyjeś dyktando. Wiesz, od kiedy jestem Wybraną Lancastera.

— W takim razie zrób coś dla siebie — wzrusza ramionami — Nie musisz podporządkowywać się Lancasterowi.

— Nie robię tego.

— To kto cię aktualnie ogranicza?

Właśnie. Jedyną kulą u nogi jest aktualnie Lawrence. Nagadał mi bzdur, że umrę jeśli nie zostanę jego, a przecież to jest idiotyczne. Nikt nie może mi zrobić tylko dlatego, że nie chce być z tym idiotą.

— Nikt — odpowiadam, zatrzymując się na moment. Unoszę wzrok na zdezorientowane tęczówki Justina, a na moją twarz wpływa przebiegły uśmiech.

— Boję się pytać na co wpadłaś, McLean — wzdycha, roztrzepując prawą dłonią moje jasne włosy — Nie pakuj się w kłopoty, ja spadam na fize.

Brunet odchodzi w kierunku lewego skrzydła, kiedy ja rozpoczynam poszukiwanie Meadow. Przecież matematyka nie jest na tyle ważna, żeby się na nią nie spóźnić. Wymijam uczniów, schodzących się już pod swoimi klasami, kiedy nagle wpadam na brunetkę, która klnie pod nosem, w momencie kiedy wpadam na jej plecy.

— Już się tak nie bulwersuj — wywracam wzrokiem — Przychodzę z dobrą nowiną.

— Magia nie jest na tyle potężna by cofnąć czas, bądź dokonać aborcji — prycha, wrzucając jakieś zeszyty do szafki. Ponownie wywracam wzrokiem, po czym zamykam szafkę dziewczyny, czekając na odrobinę uwagi z jej strony.

— Wpadłam na genialny pomysł, jak w końcu uwolnić się od tej klątwy!

— Jakiej klątwy? Nie rzuciłam żadnej na ciebie w ostatnim czasie — marszczy nos.

— Zabawne. Chodzi o to desti... to o czym mówił Gabe, to całe bycie Wybraną. Przecież to jest moje życie i to, że Lancaster zmienia się w sygnalizację świetlną pod moim dotykiem nie oznacza, że muszę mu ulec. To moje życie i będę żyła tak jak chce, bez tego narcystycznego Wampira — mówię na jednym wdechu, a brunetka jedynie przygląda mi się z uniesionymi brwiami.

— Dopiero teraz na to wpadłaś Sherlocku?

— Nie udawaj teraz takiej mądrej Robinie, bo mogłaś mi powiedzieć o tym dużo wcześniej. Widziałaś jak się z nim męczę.

— Przecież tobie to się podobało. Jesteś atencjuszką, Imogen. A Lancaster poświęcał ci całą swoją uwagę, co ci cholernie pasowało i nikogo nie oszukasz. W innym wypadku byś się z nim nie przespała albo nie całowała go na środku szkoły.

Nie mam ochoty na analizowanie słów przyjaciółki, gdyż wydają mi się zbyt nierealne. Ani przez chwile nie czułam do Lancastera niczego więcej niż zwykłego obrzydzenia. Podobało mi się jak mnie całował i ugryzł, ale to wszystko przez tą chorą więź Wampir–Człowiek. Nie chodziło tutaj ani trochę o uczucia. Przecież kiedy całowałam Blake'a czułam się jak w niebie, a był dla mnie kimś obcym. Właśnie, Blake...

— Jak chcesz zbuntować się Wampirom i zostać nieokrzesaną Imogen pogromczynię Designatur?

— Czego?

— No to jest ta nazwa na to całe zjawisko bycia Wybraną, czasami mnie naprawdę mnie zaskakujesz... Wracając do pytania...

— Blake nie jest mi pisany, a naprawdę go polubiłam. Znaczy byłam pijana, a on był dość uroczy i dobrze się całował...

— Jezu, Imi...

— Dlatego po prostu się z nim spotkam, żeby udowodnić światu, że sama potrafię kierować swoim życiem.

— W takim razie powodzenia, zdaj mi relacje na mess po tej waszej cudowne randce — prycha i rusza w kierunku sali biologicznej.

Podczas długiej przerwy dołączam do przyjaciół na stołówce. Gabe zajadał się jakąś kanapką, kiedy Meadow z obojętnym wyrazem twarzy piła soczek w kartoniku. Wzrok obydwu skierowany był na jakąś parę po drugiej stronie stołówki. Siadam tuż obok nich, czym i tak nie zwracam ich uwagi, dlatego po prostu dołączam się do wpatrywania się w jakiś uczniów. W pewnym momencie chłopak odrywa się od dziewczyny, a ja zdziwiona unoszę brwi.

— Hej Imi — wita się Gabe, który zauważył mnie dopiero po kilku minutach, jednak nie odrywa mnie tym od wpatrywani w ciemnowłosego. Chłopak spogląda na twarz roześmianej blondynki i szeroko się do niej uśmiecha, podobnie jak ostatnio zrobił do mnie. Oblizuję spierzchnięte wargi i przenoszę wzrok na przyjaciela.

— Hej Gabe, jak poszedł angielski?

— Chyba zaliczyłem.

— Tak jak Justin — prycha Meadow, przygryzając zieloną słomkę. Co dziwne jestem delikatnie zazdrosna, bo podoba mi się Justin, ale przecież nie jest to nic szczególnego, zwykła chwilowa fascynacja. Flynn jest dobrym kolegą dlatego będę się po prostu cieszyć z jego szczęścia, zamiast udawać zazdrosną, kiedy i tak planuję zbliżyć się do Blake'a — Ogólnie jakoś spokojnie tu dzisiaj.

— Bo nie ma Lancastera, wiesz co się z nim dzieje? — pyta brunet, spoglądając w moim kierunku.

— Nie, dlaczego miałabym w ogóle coś wiedzieć?

— Jesteście dość blisko...

— Ty jeszcze nie wiesz o nowej, wyzwolonej Imogen McLean — mówi brunetka — Od dzisiaj Lancaster wypada z życia naszej białowłosej przyjaciółki.

— Tak, na jego miejscu pojawi się ktoś inny, kto nie będzie chciał kierować moim życiem.

— Coś jej odbiło przez weekend, niedługo jej przejdzie — dodaje dziewczyna.

— W takim razie kto jest tym nowym?

— Blake.

— Kto? — krzywi się chłopak — Nie możesz sobie wymyślać ludzi na poczekaniu.

— Blake to mój kolega z tej imprezy, na której ostatnio byliśmy. Spodoba wam się... — uśmiecham się przebiegle  — Blake Davis będzie mój i to już zostało postanowione.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
THE LANCASTER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz