»» POSŁOWIE ««

1.1K 101 4
                                    


 Dobry wieczór, z tej strony melduje się Kenobi.

Napisanie tych podziękowań zajęło mi mnóstwo czasu, dużo więcej, niż początkowo myślałam. Pamiętam, że z Evanescence ociągałam się specjalnie, bo nie chciało mi się wierzyć, że to już koniec i tak bardzo nie chciałam zamykać tego rozdziału. Teraz jednak... wcale nie muszę go zamykać. Może to też dlatego.

Ale do rzeczy.

Tenebrae było niesamowitą przygodą, przyznaję to bez wahania. Zajęło nam dziesięć nocy i ponad 31 tysięcy słów (dla porównania – to było jakieś 25 tysięcy dla Evanescence, nie mam bladego pojęcia, jak to się stało)... a wiele wciąż przed nami. Stresik? Trochę.

Powiem to od razu: jestem dumna z Tenebrae. Naprawdę, jestem z niego dumna, z tego, jak się potoczyło i jak wygląda efekt końcowy. Rzadko zdarza mi się być naprawdę zadowoloną z czegoś, co udaje mi się stworzyć, nie będę ukrywać. I możliwe, że jeszcze zmienię zdanie i tutaj. Ale na ten moment – jestem bardzo, bardzo dumna z Tenebrae, bo dało mi szansę dotknąć czegoś nowego, trochę się tym pobawić i wykreować rzeczywistość, w której bawiłam się naprawdę dobrze? Jasne, wciąż widzę wiele niedociągnięć i trochę zagryzam wargi, bo wiem, że były sytuacje, które mogłam rozegrać lepiej. Ale ogólne wrażenia są... dobre.

Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle, ale są chwile, kiedy myślę, że jak dotąd – to może być najlepsze, co napisałam. A to stawia poprzeczkę bardzo wysoko do pokonania w przyszłości, czyż nie?

Jednocześnie Tenebrae było... strasznym doświadczeniem.

Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej czułam tak dużą presję, jak zaczynając je. Sama nie jestem pewna nawet, czy to kwestia presji otoczenia, bo, oczywiście, Wasze oczekiwania po zeszłorocznym sukcesie były duże, czy też po prostu sama nałożyłam na siebie głupio zbyt duży nacisk... W sumie pewnie to drugie, bo mam do tego tendencję. I, niestety, tym samym zabrałam sobie część radości z tego wszystkiego, bo były momenty, kiedy stres po prostu mnie dusił. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, nie mogłam mówić, nie mogłam porządnie wziąć oddechu. Myślałam, że nie dam rady. Zaczynałam updaty coraz później, bo tak źle czułam się sama ze sobą.

Ale Wy zawsze wynagradzacie to wszystko. Naciskałam na siebie samą najmocniej jak mogłam, bo nie chciałam Was zawieść, a jednak byliście super wyrozumiali za każdym razem, kiedy nie potrafiłam już utrzymać tego w pionie i zaczynałam trochę się łamać. I to pomagało następnego dnia wrócić do pracy z uśmiechem, bo wiedziałam, że czekacie na mnie i nawet jeśli Wasze oczekiwania nadal były duże i momentami trudne do spełnienia, miałam to poczucie, że zostaniecie do końca. Że jest ta część czytelników – dużo większa, niż na to zasługuję – której nie da się zniechęcić tak łatwo, którzy wracają do mnie za każdym razem i potrafią sprawić, że, niezależnie od tego, do którego uniwersum trafimy, czy uciekamy przed sektą, czy gonimy po lesie mordercę, czy tkwimy w grze komputerowej, czy zamieniamy niczego nieświadomych ludzi w koty – przeżywamy razem niezapomnianą przygodę. I ta magia nadal tam jest, mimo że za każdym razem tak bardzo boję się, że zniknie.

Dlatego wielkie dziękuję dla Was wszystkich. Mówiłam to już nieraz, ale taki już urok interaktywnych aus... Ja dostarczam materiału, tej plastycznej gliny, ale pracujemy nad nią wszyscy razem. Może dlatego to zawsze takie wyjątkowe doświadczenie. Wydaje mi się, że nikt, kto trafi na au po jego zakończeniu, nawet jeśli szczerze pokocha historię, nigdy w pełni nie poczuje tego, jakim doświadczeniem było budowanie jej od podstaw. Razem.

Jak zwykle, ogromne podziękowania dla moich przyjaciół. Zwłaszcza dla moich złotych dziewczyn, które są w pełnej gotowości wspierać każdy mój krok, nawet jeśli nie jestem go jeszcze pewna. Gdyby każdy miał tak oddany support team jak ja, świat byłby piękniejszy. Wielki shout out należy się też mojej dziewczynie. Tym razem nie dałabym sobie rady bez niej, słowo daję. Poświęciła tej historii i mnie samej mnóstwo czasu, mimo że wcale nie musiała i mam wrażenie, że nikt nie widział lepiej od niej, jak bardzo było to trudne doświadczenie, a przez cały ten czas nie odstąpiła mnie mentalnie nawet na krok.

Powiem tak, kochani. Jeśli ktoś nie potrafi wspierać Was w Waszej pasji, nie jest Was wart. Znajdźcie kogoś, kto będzie szczęśliwy widząc, że robicie to, co kochacie. Szkoda czasu na ludzi, którzy podcinają Wam skrzydła.

Jeśli zaś chodzi o samo au... Wpadłam na ten pomysł w zupełnie przypadkowej sytuacji, nawet nie pamiętam, o czym wtedy rozmawiałam, mimo że pamiętam dokładnie, w którym to było miejscu. Hmm. To chyba nieważne. Tak czy siak, bazując na strachu przed byciem zapomnianym, zbudowałam szkielet tej historii i pozostało już potem tylko tchnąć w nią życie. Do ostatniej chwili wcale nie byłam pewna, czy zdążę i czy dam radę. Słowo daję, ja dopiero jakoś na początku grudnia świadomie zdecydowałam, że to właśnie ją podaruję Wam na święta, bo początkowo planowałam coś zupełnie innego. Ale generalnie... cieszę się z tej decyzji?

Kiedy już ożyła, znalazłam w niej dużo więcej życia niż początkowo przypuszczałam. Wystarczająco wiele, by ożywić we mnie rozpaczliwe pragnienie dostarczenia wam dobrego zakończenia. Może nie szczęśliwego zakończenia... ale dobrego.

Powtarzałam przez ten rok wiele razy, że nie lubię wymuszonych sequeli. Kontynuowania czegoś na siłę, bo się przyjęło i bo można wyciągnąć z tego wciąż więcej profitów. Niektóre historie lepiej zostawić lekko niedomknięte. Tutaj jednak było inaczej. Umyślnie pozostawiłam niepoodmykane furtki, by móc do nich wrócić.

Mam nadzieję, że, gdy przyjdzie odpowiedni czas, wrócimy do nich razem. Bo ten świat wciąż ma bardzo wiele do zaoferowania nam wszystkim.

Zatem żegnam się, ale jednocześnie wcale się nie żegnam. Całuję Was w czoło z uśmiechem, bo widzimy się wkrótce.

Widzimy się wkrótce, by znów razem stworzyć coś pięknego. A na razie – dziękuję.

Wasza Kenobi.

tenebrae | bts horror auWhere stories live. Discover now