🥀II🥀

462 23 2
                                    

Robin właśnie się przechadzał po dachach starych kamienic w Pradze. Od niemal zawsze chciał zwiedzić to miasto. W końcu jego marzenie się spełnio. Nawet więcej, udało mu się tu zamieszkać. I pomimo ataków śmiechu  za każdym razem słysząc język czeski, był to chyba najlepszy okres w jego życiu. Talia powróciła do syna i wybaczyła mu jego wybory życiowe. Sama stała się lepszym człowiekiem, co nie oznacza, że przestała zabijać. Morderstwa z jej ręki były bardzo częstym zjawiskiem. Ale nawet to nie przeszkadzało synowi. Czuł się pierwszy raz w swoim życiu wolny, chociaż nie potrafił pozbyć się roli Robina. Co noc patrolował ulice i bił przestępców. "Bicie", to chyba jednak nie jest najlepsze określenie, ponieważ młody Al-ghul niemalże ich katował. Jednak musiał to robić bo inaczej go nosiło, był nie spokojny i nie potrafił skupić się na nawet najłatwiejszych czynnościach. Sam nie wiedział, czy to kontakt z matką, czy on sam ale pewnego dnia zadał komuś śmiertelną ranę. A co najdziwniejsze wcale go to nie zdziwiło, wręcz przeciwnie, stał nad kupą mięsa która dawniej była człowiekiem i śmiał się, śmiał się tak głośno i szczerze jakby był pod wpływem czegoś niezbyt zdrowego. Jak by ktoś go naćpał. Śmiał się i  śmiał, i nie zamierzał przestać.

Obudziło go szarpnięcie i  od razu potem podskoczył. Ciąg przekleństw trafił na jego usta gdy zorientował się gdzie jest.
-Młody, panuj nad swoim językiem. Skoro się już obudziłeś to może mi powiesz, co ta akcja z wczoraj miała znaczyć? - odezwała się mama (cz. Garson) zza kierownicy.
-Nic wielkiego m a m u s i u, uznałem że w tej budzie będzie nudno, więc szukałem jakiegoś zajęcia. - odpowiedział lekceważąco Damian.
-I to był powód do ucieczki? - w lusterku batmobilu Robin dostrzegł podniesioną brew jego poprzednika.
-Ugh...  Mam się urzerać z bandą przestępców, czy naprawdę jest w tym coś wartościowego? - sparował nastolatek.
-Coś podobnego mówiłeś jak wiozłem cię do Wieży Tytanów. I nie było tam chyba tak źle patrząc jak często w niej bywasz.
-Oj Garson, Garson w twojim porownaniu są 3 sprzeczności:
Po pierwsze, tam byli bohaterowie, a tu są pieprzeni mordercy.
Po drugie, jadąc do wieży nie byłem związany, a wcześniej uśpiony.
A ostatnią różnicą jest jebany fakt, że wieża to nie więzienie. - ton głosu Damiana z każym słowiem przybierał na sile. - Więc w jaki sposób do kurwy nędzy te dwa zdarzenia są ze sobą powiązane?
- Język!- krzyknął Dick- Jedziesz tam aby poprawić tych morderców, a dlatego, że miałeś już jako takie doświadczenie w tej dziedzinie - Damian zaczął się śmiać, ale do jego oczu cisneły się łzy, które próbował ukryć - i jesteś najmłodszy, to nadajesz się najlepiej z nas wszystkich. - kontynuował Nightwing -Twoi znajomi jakoś nie mieli oporów co do wysłania podania do szkoły, a nawet można rzec, że pałali euforią. Garfild i Jon obiecali sobie, że urządzą ci "imprezkę" jak do nich do łączysz. Wiesz przecież, że sami się zgłosili na ochotników od razu po otworzeniu rekrutacji i siedzą tam już prawie pół roku. Najprawdopodobniej nawet będziesz z nimi w pokoju.
-Ja pierdole, jeszcze tylko mi brakowało aby żyć dwadzieścia cztery godziny na dobę z tymi pojebami. Wykończą mnie mentalnie. Zachowują się gorzej niżeli nie jedno siedmioletnie dziecko. - Damian starał się aby to wszystko brzmiało lekceważąco. Cały czas dziwił się tej dwójce za złożenie podania do "więzienia psychopatów". Po cichu ich nawet podziwiał. Chociaż martwił, się również o stan Jona, ponieważ to czyste dziecko prawie nigdy nie miało doczynienia ze śmiercią. A tam są sami psychopaci przesn co obecność krwii jest nie unikniona.
Dodatkowo doświadczenie, o którym wspominał Dick nie odnosiło się niestety do nawracania morderców. Chłopakowi chodziło, o okres dzieciństwa Wayne'a. Kiedy dorastał pod okiem Ligi zabójców, przekonany, że kiedyś zostanie ich przywódzcą. Od najmłodszych lat był trenowany do roli zabójcy. Dopiero po "śmierci" jego dziadka - Ra's al Ghula, poznał swojego ojca jako Batmana i dzięki jego "wychowaniu" zakończył drogę młodego assasina. Teraz bał się, że po konfrontacji z tyloma mordercami sam się nim spowrotem stanie.

Jednak Robin zapomniał jednego: mordercą jest się na zawsze i nie sposób się tego wyrzec.

                 ~•~•~•~•~•~•~•~•~

Podczas drogi Damiana dopadły burzliwe przemyślenia. Odczuwał za razem strach, gniew, ciekawość i podniecenie, chociaż do tych ostatnich dwóch emocji nawet sam przed sobą nie chciał się przyznać. Dopiero wyłaniający się zza horyzontu nowoczesny ogromny budynek sprawił, że chłopaka ogarnął nieprzezwyciężalny strach. Dążąc do opanowania narastającej guli w gardle starał się skupić na samym wyglądzie zewnętrznym obiektu. Szkoła wydawała się na wskroś nowoczesna i bezpieczna. W niczym nie przypominała normalnego więzienia. Co nie zaprzeczało, że budynek nim jest. Dookoła całego obiektu biegły dwa mury: jeden niższy bliżej budynku, ale uzbrojony w wysokie kolce prawdopodobnie podpięte pod prąd o wysokim napięciu, a zewnętrzne ogrodzenie było chyba wysokie na jakieś osiem metrów oraz gładke, pokryte jakimś wypolerowanym metalem. Jedynym nie osłoniętym przez mury miejscem była wyskoka i majestatyczna brama, do której się własnie zbliżali. W głowie Damiana od razu tworzyły się scenariusze ucieczki, chociaż wiedział, że jak by któryś z nich wprowadził w życie to oznaczało by dośmiertny zakaz bycia jakim kolwiek bohaterem. Przy wjeździe do bramy muskularni mezczyzni w mundurach i z karabinami przypiętymi paskiem do bioder dokładnie obejrzeli i przeszukali batmobil, jak by się bali, że sam Batman planuje zamach terrorystyczny wysyłając Robina z bombą, znajdującą się w samochodzie. Po oględzinach brama się ledwie uchyliła  dając minimalny przejazd aby przepuścić pojazd.

Po zatrzymaniu batmobilu na podjeździe pasy przetrzymujące Damian automatycznie zniknęły. A sam chłopak miał ochote przeklnąć, ale powstrzymał się widząc zbliżającą się do nich sylwetkę. Po wcześniejszym zbadaniu szkoły i odkryciu wielu niewiadomych odnośnie placówki, jednego był pewnien do samochodu zbliżał się właśnie sam dyrektor Szkoły pp. Był dobrze zbudowanym i wysokim mężczyzną około 30. Krótka fryzura najprawdopodobniej zabezpieczała przed kręceniem się brązowych włosó we wszystkich kierunkach, a blizna przechodząca przez brew nadawała złowrogiego spojrzenia czekoladowych tęczówek. Szedł pewnym siebie wojskowym krokiem w zastraszająco szybkim tempie, więc zarówno Dick jak i Damian szybko wyskoczyli z pojazdu. Garson próbował coś powiedzieć ale dyrektor go wyprzedził:
-Witaj w mojej szkole Robinie- przez jego niski głos i spojrzenie wlepione w oczy bohatera, Wayne'a przeszły ciarki.

                     ~•~•~•~•~•~•~•~

Równo 999 słów bez tego komentarza.
Dziękuję ludkom którzy to czytają i prosze o wytykanie błędów, ponieważ sama zdaje sobie sprawę, że jest ich aż za dużo. Przepraszam 🥀🥀

Człowieka łatwo złamać||Damian Wayne ◇Zawieszone◇Where stories live. Discover now