8; przeciwieństwa i trudy

Start from the beginning
                                    

— Widzicie, kolejny spór zażegnany przez awatar to chleb powszedni — rzekł dumnie Aang.

— Gratuluje Aang, spójrz Appa i Momo też mają spór — Leila wskazała na bizona i lemura. Zwierzęta kłócili się o jedzenie.

— Masz rację.

Podszedł do nich i podzielił owoc na dwie części. Mimo że były nierówne, to jak najbardziej sprawiedliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę pięć żołądków Appy.
Momo skoczył Leili na ramię.



***

Widok z miejsca, w którym stali był wręcz nieziemski. Zachwycona nie potrafiła oderwać wzroku, nadal kuśtykając na bolącą nogę. Cieszyła się, że mają Appe i nie muszą podróżować na piechotę. To wiele ułatwiało.

— Jak cudownie! Mogłabym tak patrzeć bez końca — stwierdziła Katara, a Leila zawtórowała jej.

— To patrzcie, ja nie muszę — burknął znudzony Sokka.

— Nie robi to na tobie wrażenia? Jak możesz nie zauważać piękna tego miejsca? — oburzyła się Katara. — To największy kanion na świecie.

— Zobaczysz go z góry, kiedy będziemy lecieć — oznajmił chłopak.

Leila zbliżyła się do Aanga.

— Obawiam się, że oni znowu zaczynają się kłócić — szepnęła półgębkiem.

— Chyba tak — zgodził się m tym samym tonem.

Już miał coś powiedzieć, zapewne przymierzając się do rozwiązania konfliktu w stricte awatarski sposób. Jednak przeszkodził mu w tym nadbiegający zza bizona elegancko ubrany mężczyzna.

— Ja byłem pierwszy w kolejce do przewodnika! — wykrzyknął.

— Macie tu przewodnika? — zainteresowała się Katara. — A to ciekawe.

— To nie byle jaki przewodnik. To mag ziemi. Tylko dzięki niemu można przejść kanion bezpiecznie — wyjaśnił mężczyzna. — Moje plemię było pierwsze w kolejce.

Sokka przedrzeźniał go przez ten cały czas wywołując zduszony chichot u Leili, która nie mogła się wręcz powstrzymać.

— Nie gorączkuj się tak, już mówiłeś — mruknął chłopak.

— Też byś się gorączkował, gdyby Naród Ognia zmusił cię do ucieczki z twojego domu, ówcześnie go niszcząc.

No trochę wiemy co masz na myśli — pomyślała Leila, ale nie podzieliła się swoimi przemyśleniami.

— Całe moje plemię musi przejść tysiące kilometrów do Ba Sing Se — dodał mężczyzna.

— Jesteś uciekinierem — zauważyła Katara.

— Ależ ty bystra — odparł ironicznie.

Z lewej dojrzała idącą w ich stronę grupę ludzi. Nie wyglądali na iście eleganckie istoty takie jak ten mężczyzna.

— To twoi ludzie?

— Zwariowałaś? — oburzył się. — To lud Zhangów, banda złodziei i niemyjących się głupców, ot co. Od stu lat jesteśmy wrogami. Ej wy, zajmuje miejsce dla moich ludzi, nie ukradniecie nam go!

Dowodząca nimi kobieta, zaśmiała się kpiąco.

— Gdzie ci twoi ludzie, ha?

Wrzawa, która rozgrzała się tuż po chwili była jeszcze bardziej niekomfortowa niż wcześniejsza kłótnia Katary i Sokki. W tej samej chwili z drugiego krańca przyszedł przewodnik, wspomniany przez tego eleganckiego mężczyznę.

catharsis || avatar the last airbender Where stories live. Discover now