9

214 13 7
                                    

***

W torbie nadal miałam kartkę z księgi.

Znalazłam się w lesie. Tak. Było tu ponuro, zimno. Nie wyglądało to wszystko przyjaźnie. Na dodatek wszędzie było błoto i byłam ubłocona po kolana.

Założyłam kaptur, w razie gdybym kogoś spotkała. Nagle, na jednym z drzew zobaczyłam wisielca. Kobietę. Przeraził mnie ten widok. Była to dziewczynka blada jak papier, a jej usta były sine. W jej pierś, wbita gwoździem była tabliczka. Pisało tam: "czarownica". Cofnęłam się przerażona. Przewróciłam się pod następnym drzewem. Obok mnie leżał trup, chłopczyk. Był siny i miał rozdarte ubrania. Wokół szyi miał pentlę, a gałąź nad nami zwisywała złamana. Zapewne wisiał jak tamta dziewczynka i pod wpływem, na przykład wiatru lub burzy spadł. Na jego czole pisało: "czarownik". Obejrzałam się w około. Praktycznie na każdym drzewie wisieli zmarły czarodziej, lub człowiek posądzony o magię.

Biegłam czym szybciej, nie chciałam widzieć tych zmarłych ciał. Wybiegając z lasu, zauważyłam znak z namalowanym napisem: "Las wisielców".

Znalazłam się rozstrzęsiona w wiosce. Na środku drogi. Ktoś mną zawadził, przewróciłam się.

- Naucz się chodzić, dziewczyno! - wydarła się kobieta, a raczej chłopczyca. - Nowa tyś czy co?

Wachałam się nad odpowiedzią. Nie mogłam powiedzieć, że jestem czarownicą. Skończyłabym tak samo jak tamci w lesie.

- Tak... Znaczy się...

- Nowa! Zaprowadzę Cię do wodza!

Złapała mnie za kołnierz i zaczęliśmy iść. Wszyscy tutaj byli tacy... Nie wiem jak to opisać, poprostu było tu źle, wyczuwałam same złe emocje. Nie myliłam się co do tego. Kątem oka widziałam jak małe dziecko zabiło kota nożem.

To wioska... psychopatów jakiś.

Weszłyśmy do chaty, w której było tak samo mrocznie jak na zewnątrz. Podłoga była brudna i śliska. Na ścianach wisiały czaszki i kości.

- Dzień Dobry, Andromedo! Kogoś przyprowadziła?

Z innego pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Miał siwe, kręcone włosy oraz brodę, również siwą. Mimo tego, twarz miał gładką, nietkniętą starością.

- Dziewka. Mówi, że nowa.

- Dziękuję ci, Andromedo. Zostaw nas samych.

Chłopczyca wyszła, widziałam jak kieruje się do swoich codziennych zajęć. Mężczyzna przysiadł na biurku, zaraz obok mnie.

- Jesteś czarodziejką? - dopytywał.

- Skąd że - zaprzeczyłam dla własnego bezpieczeństwa.

- Nie kłam. Białe włosy, fioletowe oczy. Aż dziw, że Andromeda tego nie zauważyła.

- No... dobrze. Jestem czarownicą, a ty jak mniemam czarodziejem, o imieniu Regulus Czarnyj.

- Bystra jesteś - powiedział jakby do siebie, idąc do okna. Spoglądał w nie i mówił odwrócony: - Jak to odkryłaś.

- Masz siwe włosy i młodą skórę. Z daleka widać zabieg magiczny - szepnęłam. - Dziwne, że tamci wikingowie tego nie widzą.

- Jestem ich wodzem. Wmawiam im wszystko, a oni wierzą. Nie mają pojęcia, że jestem magiem...

- Dlaczego w lesie są zmarli czarownicy? - zapytałam zanim zdarzyłam ugryźć się w język. - Nie bronisz swoich?

On jednak na pytanie nie odpowiedział, zlekceważył je zwyczajnie. Odwrócił się i usiadł przy biurku, na które wskoczył piękny czarny kot o złotych oczach. Regulus zaczął go głaskać.

Magic, Love, War, DragonsWhere stories live. Discover now