5

315 16 0
                                    

***

Siedziałam sama w domu i myślałam o swojej przyszłości. To dziecko, które noszę w sobie, należy do Czkawki. Jestem tego absolutnie pewna.

Jednak jak na razie po Czkawce słuch zaginął. Chciałabym, żeby wrócił. Chociaż dla tego dziecka we mnie.

***

Minęło kolejne parę dni. Oryn ani razu nie podjął ponownej próby rozmowy ze mną. Cały wolny czas siedziałam z Czkawką, gdyż dziewczyny zajęte były własnymi sprawami.

Zbliżała się noc. Poprosiłam mistrzynie, by to ona dzisiejszej nocy zarządziła niebem, co zrobiła z rozkoszą. Kiedy to zrobiła, od razu poszła do swojego domu.

Przechodząc zaraz obok lasu, zauważyłam jasną poświate. Nie miałam pojęcia co to jest, więc dyskretnie, praktycznie że na palcach zaczęłam wraz z nowym przyjacielem iść w kierunku światła. Schowałam się za wielkim, starym drzewem, które było w stanie schować za sobą nawet pięcioro dorosłych. Wychyliłam się dyskretnie, a moim oczom ukazał się... Oryn. Tak. Stał i całował się z jakąś dziewczyną. Namiętnie. Chłopak rozbierał ją, aż została w samych majtkach i staniku. Zaparło mi dech w piersiach, a moja pierwsze myśl to,

Że byłam tylko pacynką, którą wykorzystywał do własnych celów.

Czułam się oszukana, a moje serce pękło na milion kawałków. Wybiegłam za drzewa i nie zważając na wszystko, zaczęłam rzucać w jego kierunku zaklęcia. Kobieta zmieszana zaczęła ubierać się szybko. Uciekła, nim zdążyłam rozpoznać jej twarz.

- Reos! Santa Leo!

- Ayla, opanuj się! - darł się, nakładając na siebie spodnie oraz majtki. Nawet się nie bronił, a mógł mnie znokautować zaklęciem.

- Ja mam się opanować?! Kilka dni temu chciałeś wiedzieć o co chodzi, a teraz W LESIE zdradzasz mnie z przypadkową dziewuchą?! Na dodatek już razem się kochaliście! I jak! Lepiej ci!? Ja najwyraźniej nie wystarczałam ci!

Następnie zamachnęłam się i strzeliłam mu z liścia. Odrzuciło go, a na twarzy został ślad damskiej dłoni. Zaczął świecić i gasnąć; jak zdmuchiwana świeca. Następnie kopnęłam go w czułe miejsce. Zaczęłam odchodzić pewnym ruchem, płacząc cicho. Czkawka wszystko widział i był zdenerwowany. Usłyszałam cichy, podły głos Asona.

- Bije lepiej niż całuje, kto by pomyślał...

- Dupek i świnia - powiedziałam trochę zbyt głośno. Będąc przed swoją chatą rozpłakałam się w ramię Czkawki. W tym dosyć krótkim czasie stał się moim przyjacielem. Mogłam mu w pewnym stopniu zaufać.

- Ayla, co to było... - szeptał. - No wiesz... Te Santa Leo, Reos?

- Nic, nic...

- Nie kłam.

- No dobrze. To były... zaklęcia.

- Co? - zdziwił się, odsuwając się. Patrzył na mnie ze zdumieniem.

- Tak... Wszyscy mieszkańcy Sacry to czarodzieje. Ty... też nim jesteś.

- Co? Chrzanisz! - wątpił. Nie mógł dopuścić do siebie tej, według niego, absurdalej myśli.

- Chodźmy do mistrzyń, one wszystko ci wytłumaczą - odparłam, szukając wzrokiem chaty Lilith.

***

Wiedźma wraz z dwójką koleżanek siedziały i grały w Kiloszke. Gra ta była magiczna, polegała na rzuceniu kostką w powietrzu i obstawianiu z jaką liczbą oczek spadnie. Nudne, można byłoby rzec. Jednak wciągało. Kobiety zmieszały się na widok Czkawki.

Magic, Love, War, DragonsUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum