8

260 15 4
                                    

***

Nie miałam pojęcia, że Oryn będzie wstanie tak się zmienić. Udowodnił mi, że ma coś takiego, czego u niego nigdy nie widziałam - sumienie.

Siedziałam razem z narzeczonym na Nocnej Furii. Trzymałam chłopaka w pasie, by nie spaść. Czułam okropny ból w miejscu, gdzie byłam bita oraz cięta. Nikt z nas się nie odzywał. Lecieliśmy właśnie przez życie dzięki Orynowi Asonowi, który być może już nie żyje.

— Czkawka... Lećmy na tą twoją Berk — poprosiłam. Chciałam poznać mimo wszystko rodzinę Haddocka. On wiedział dużo o mnie, a ja o jego przeszłości praktycznie nic.

— Rozmawialiśmy już o tym, skarbie.

— Proszę. Nie mam siły się z Tobą kłócić, Czkawka.

— Hmm — poprosił przyjaciela, by zmienił kurs. Lecieliśmy w kierunku północy, ponieważ robiło się coraz zimniej.

— Dziękuję. Według mnie powinni wiedzieć Co się z Tobą dzieje, Czkawka. Poza tym oni nie wiedzą o twoich mocach, które nadal w sobie ukrywasz...

— Fajnie byłoby gdyby tak zostało — odparł nie odwracając się w moim kierunku.

— Oni to zaakceptują...

— Nie sądzę.

Pomiędzy nami zagościła cisza na długie kilka godzin. Zasnęłam, trzymając się swojego narzeczonego.

***

Następnego dnia wieczorem wylądowaliśmy na Berk. Było tu... dziwnie. Znaczy się było dosyć pusto. Nawet Czkawka się zdziwił. Szczerbatek pobiegł w sobie znanym kierunku, szukając zapewne smoczych przyjaciół.

Ścieżki były puste i w wiosce gościła cisza. Czasem tylko przechodziła tędy pojedyncza osoba, patrząc na nas ze zdziwieniem i lękiem.

Drzwi twierdzy były lekko uchylone. Zajrzeliśmy przez nie. Było tam może około dwustu osób. To mało jak na taką dużą wyspę.

— Ayla... Błagam Cię, jak na razie nie mów swojej prawdziwej osobowości. Jesteś tylko moją koleżanką, dobrze?

— Ale...

— Ayla, kochanie. Oni mogą... źle zareagować na wiadomość, że jesteś czarownicą, a ja czarodziejem. Załóżmy, że jesteśmy przyjaciółmi i to ty mnie uratowałaś od śmierci.

Zgodziłam się, ponieważ Czkawka prosił mnie, a wręcz nalegał. Weszliśmy do sali niezauważalnie, nakładając kaptury na twarz. Nie mieliśmy zamiaru sami się ujawniać. Jeśli ktoś nas zauważy zrobi to za nas.

Po chwili do stołu dosiadł się Stoik Ważki. Znaczy się... Rozpoznałam go dzięki opowiadaniom Czkawki. Rudobrody, tęgi, wysoki, z zielonymi oczyma. Nie był szczęśliwy, a wręcz przeciwnie - ulegał smutku. Spojrzał na nas, zastanawiając się nad czymś.

— Widziałem jak wchodziliście do twierdzy — odparł oschle. — Kimże jesteście? Znowu ludzie od Drago Krwawdonia? Łowcy? Jacyś jeszcze inni spod ciemnej gwiazdy?

Zdjęłam kaptur, Czkawce szło to opornie, więc skarciłam go cicho. Po chwili ukazał swoją twarz. Stoik Ważki siedział w zdumieniu. Wyglądał jakby zobaczył ducha. Oczy prawie że wyszły z oczodołów, a ręce złożył do krótkiej modlitwy. Następnie przelotnie spojrzał w górę, jakby patrząc na litujących się nad nim bogów.

— Czkawka...

— Tak, to ja... tato.

— Co się stało? Opowiedz mi. A ona to kto?

Magic, Love, War, DragonsWhere stories live. Discover now