Rozdział V | Strawberry Lips

Start from the beginning
                                    

-Co za kit mi tu wciskasz!- wrzasnął wokalista, momentalnie podnosząc się z miejsca. Zaczął nerwowo chodzić w kółko po pomieszczeniu,po czym skierował się w stronę wyjścia. -Jeszcze zobaczymy!-krzyknął na odchodne, ale po chwili jego głowa znowu wyłoniła się zza framugi -I tak się będziecie całować, bo to wasze przeznaczenie!

Ja i May zostaliśmy sami w pokoju, wciąż analizując co się właśnie stało. Fred, ta pieprzona, uparta łajza! Fakt, miał trochę racji,ja i Brian dogadywaliśmy się całkiem dobrze. Mógłbym powiedzieć,że bardzo dobrze, nie ma co się oszukiwać. Szczególnie ostatnimi czasy, kiedy pomagał mi, bo nie miałem samochodu. Ale w każdej paczce znajomych są ludzie, którzy będą dogadywać się lepiej.To nie tak, że nie uważałem Freddiego i Johna za przyjaciół, ale to właśnie z Brianem najmniej się kłóciłem, mięliśmy takie same poglądy i najwięcej wspólnych tematów. Z nim byłem też najardziej zżyty, bo w końcu znamy się najdłużej. Spojrzałem na bruneta, na jego bujne loki, na jego błyszczące orzechowe oczy,wydatne kości policzkowe. A gdyby jednak mnie pocałował? Czy coś by się między nami zmieniło?

Kiedy zdałem sobie sprawę jakie chore myśli i wizje rodzą się właśnie w mojej głowie, niemal nie wydałem okrzyku przerażenia. Nie mogłem uwierzyć, że mój mózg mógł stworzyć coś takiego. Z zamyślenia wyrwał mnie Freddie i John, którzy ponownie weszli do pomieszczenia.

-Jak się bawicie, kociaki?- zapytał ciemnowłosy patrząc na nas radośnie. Szybko odgoniłem od siebie myśli, które roiły się w mojej głowie przed chwilą. - Idziemy kontynuować próbę?

Zatem poszliśmy. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po kilku przećwiczonych piosenkach Fred odesłał mnie od perkusji i kazał śpiewać. Podobno jego gardło musiało odpocząć, a wie, że ja sobie poradzę i grę na bębnach na pewno będę sumiennie ćwiczył w domu. Chciał jednak przećwiczyć chłopaków, żeby nie stracili zwinności palców, bo nadchodzi weekend, więc to może się im przydać, a mi darcie mordy nie zaszkodzi. Cóż, według mnie ta próba nie miała najmniejszego sensu, ale nie chciałem się stawiać, kiedy mogłem skorzystać z okazji powycia sobie z profesjonalnym akompaniamentem. Koniec końców Freddie usiadł obok i od czasu do czasu robił mi chórki, ja śpiewałem wystukując rytm tamburynem, a reszta robiła to co zwykle. Mimo iż wszystko to było bezcelowe, była to miła odmiana. W końcu Mercury zarządził przerwę i wszyscy rozłożyliśmy się na dwóch kanapach. Ja i Deacy na jednej, a Bri z Fredem na drugiej. Jednak śpiewanie jest wykańczające... Przez jakiś czas nikt nic nie mówił, a Freddie był widocznie niespokojny i ciągle się wiercił. Atmosfera stała się wyraźnie napięta i nie tylko ja to wyczułem, bo Brian po chwili zapytał:

-Wszystko dobrze, Freddie?- w jego ciepłym głosie dało się wyczuć troskę.Kiedy nie uzyskał odpowiedzi, postanowiłem kontynuować wywiad.

-Masz robaki?- walnąłem prosto z mostu, nie kryjąc podejrzeń. Na moje słowa John i Brian się zaśmiali, a Mercury tylko tajemniczo się uśmiechnął i nadal trwał w milczeniu. Nie mogłem go rozszyfrować. Napięcie rosło z każdą sekundą.

-Brian, nie daj się prosić...- pękł w końcu i zbliżył się do Maya -Ja wiem, że rajcują cię jego cudowne, miękkie usta o smaku truskawek... szepnął mu w ucho, jednak cała grupa była w stanie to usłyszeć. Gitarzysta wyraźnie się wzdrygnął.

-Skąd ty niby wiesz, że jego usta smakują truskawkami?!- wrzasnął jak poparzony, odsuwając się od wokalisty, który znowu nie dawał mu chwili wytchnienia.

-Sam się przekonaj jak smakują, kochanie.- puścił mu oczko i zerknął w moją stronę. Niestety musiałem przyglądać się tej całej chorej akcji. May siedział na sofie, cały spięty, a Freddie wyśpiewywał mu całe serenady o tym jak smakują moje usta, albo jak zwinny jest mój język. Powoli sam przestawałem znosić tą sytuację, bo to już dawno przestało być zabawne. Nawet ja wiem,że istnieją pewne granice. Skąd on w ogóle może wiedzieć jak smakują moje usta... Wkurzyło mnie to.

-Fred, daj już spokój, ile już można to ciągnąć?- zapytałem zrezygnowany. Brunet tylko rzucił mi wrogie spojrzenie. W jego oczach widać było dziką determinację. Najwyraźniej nie zamierzał odpuścić. Nadal kręcił się na kanapie jak opętany, wciąż szepcząc Brianowi dziwne rzeczy.

-Przestanę jak Brian Harold May da buzi tej cudownej dziewce Taylor!- uniósł ręce do góry. -Deacy pomóż. Wiem, że ty też chcesz to zobaczyć.- powiedział ucieszony, machając nogami jak uradowany pięciolatek. John jedynie westchnął.

-Jeśli dzięki temu osiągniesz pełnię szczęścia i przestaniesz nas tym maltretować to czemu nie?- basista wzruszył ramionami i spojrzał na Briana wyczekująco.

-I ty, Johny przeciwko mnie?- May nie mógł ukryć zaskoczenia.Rozśmieszyła mnie jego zawiedziona mina z wielkimi szczenięcymi oczami, choć nie powinienem się śmiać bo tu chodzi o moje dziewictwo, które i tak utraciłem dawno temu... Ale wracając,Mercury razem z niechętnym Johnem darł się na całe studio "CAŁUJ ROGERA! CAŁUJ ROGERA!". Brian siedział skulony na sofie, aj ego twarz oblały czerwone rumieńce. To stawało się coraz bardziej chore. Przetarłem twarz dłońmi, nie wiedząc już jak mam zareagować, skoro wszystkie sposoby zawiodły.

-Taki duży a się boi? Ojjjj kochanie myślałem, że jesteś odważniejszy...- pokręcił głową. -My wiemy, że kiedy pieścisz Red Special wyobrażasz sobie Rogera... Spokojnie, nie musisz się z tym ukrywać, to jest normalne dla niewyżytych seksualnie.-powiedział zadziornie Freddie. Mało mi oczy z orbit nie wyszły,jak usłyszałem wypowiedź bruneta. Spojrzałem zaskoczony na gitarzystę, który także wytrzeszczył ślepia i spalił buraka jakiego jeszcze świat nie widział. Czułem, że jego cierpliwość się kończy. Moja z resztą też.

-Fred co ci jebie na ten pakistański mózg?!-wrzasnąłem nie kryjąc oburzenia, a wokalista roześmiał się na całe gardło. John także nie mógł ukryć rozbawienia.Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, wyobrażając sobie jak zespół wyglądałby bez naszego ukochanego pakistańca z ADHD. Cóż, na pewno unikalibyśmy takich sytuacji jak ta...

Nagle Brian wstał, przysunął się do mnie w ułamku sekundy i objął moją twarz dłońmi. Zdążyłem jedynie wziąć krótki oddech zanim poczułem ciepłe usta na swoich. Z szokiem wymalowanym na twarzy siedziałem jak wryty, gdy jego usta były przyklejone do moich. Były takie delikatne... Zbyt delikatne... Powoli zamknąłem oczy i oddałem pocałunek. Czułem jaki był spięty lecz po chwili się rozluźnił. Delikatnie zaczął poruszać ustami, napierając na moje wargi, prosząc o wejście, które od razu zostało mu udzielone. Sam nie wiedziałem co robię... To ciało reagowało za mnie... Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Nasze języki zaciekle walczyły o dominację, jednak to Brian został dominantem. Znowu przegrałem, choć z jednej strony mi się to spodobało... Pierwszy raz od dawna poczułem motyle w brzuchu. To było coś... innego od tego co dotychczas miałem okazję przeżyć. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz poczułem się tak dobrze.

-GORZKO, GORZKO, KURWA!-z amoku wyrwał nas krzyk Freddiego, który wrzeszczał i klaskał w dłonie jak opętany. Momentalnie, chociaż niechętnie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na resztę. Wokalista był cały uradowany, a Deacy aż zagwizdał z podziwu. Zerknąłem na Maya, który schował swoją czerwoną twarz w dłonie. Delikatnie dotknąłem swojej dolnej wargi, przypominając sobie pocałunek.


-Boże, to było lepsze od niejednego pornola...- Freddie otarł łzy wzruszenia. Jego słowa ledwo do mnie docierały, ale w jednym miał rację. To było naprawdę dobre...

~~~~~

1797 słów

witajcie gwiazdeczki, jak widzicie nareszcie coś się dzieje ;DD dajcie znać jak wam się podoba, bo komentarze bardzo nas motywują 

( ͡° ͜ʖ ͡°)

Mars & Saturn

|| Fallin' like the stars || maylorWhere stories live. Discover now