Rozdział 15

25 1 0
                                    

Warszawa, 6 marca 2019

Obudziłam się z głową na czymś twardym. Kiedy napakowałam kamieni do poduszek? Pewnie to Walter znów stroi sobie głupie żarty. Serio, czasami mam wrażenie, że jeszcze w łonie matki dostały mi się wszystkie komórki mózgowe. Pewnie oddał je z radością w zamian za ten niby olśniewający uśmiech.

Jęknęłam cicho i kuląc się jeszcze bardziej, spróbowałam przekręcić się na drugi bok. Jednak momentalnie zostałam powstrzymana przez czyjeś silne ramię.

Okej, zrobiło się odrobine dziwnie. Ale tylko odrobine. Po dwudziestu latach życia z szanownym braciszkiem przyzwyczaiłam się do pomysłów, które z boku mogły świadczyń o miłości do grzybków halucynogennnych. No cóż poradzę, że przypadł mu recesywny gen głupoty.

Skonsternowana, w końcu otworzyłam oczy. Połączeniom nerwowym chwilę zajęło wznowienie pracy. Nieprzytomnym wzrokiem rozglądnęłam się wokół. Zamrugałam kilka razy za nim zrozumiała, że to zdecydowanie nie jest mój pokój. I zdecydowanie nie moje łóżko. A leżący obok chłopak w niczym nie przypomina Waltera.

I nagle sobie przypomniałam. Podróże w czasie, kłócący się rodzice, Ivy, Nicolas, Amelia, Mateusz...

Mateusz. Obok mnie leżał Mateusz. Wtulił twarz w poduszkę, pochrapywał cicho i wyglądał jak wyrośnięty przedszkolak. Nie obudził się, nawet gdy bardzo powoli wstałam z łóżka. Po otulił się szczelniej kołdrą i przewrócił na drugi bok.

Na drżących nogach przeszłam do kuchni. Duszkiem wypiłam trzy szklanki wody. Starałam się po kolei odtworzyć wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Mati zaczepił mnie, gdy wracałam od bliźniaków. Przyszliśmy tutaj, zjedliśmy chińszczyznę i jakimś cudem wyciągnął ze mnie informacje o Theodorze. Zaczął rozpływać się jaka to jestem wspaniała, mądra, niezwykła i, i...

I wtedy go pocałowałam.

— O cholera — z wrażenia aż osunęłam się na podłogę. Wzięłam kilka głęboki wdechów, ale na samo wspomnienie tamtego pocałunku, moje serce nadal biło jak oszalałe. — Pretty, coś ty najlepszego zrobiła?

Na szczęście nadal miałam na sobie legginsy i kolorową tunikę. A z tego co widziałam, Mateusz spał w bokserkach i treningowej koszulce. Więc była spora szansa, że po za pocałunkiem do niczego więcej nie doszło. Choć niczego nie wypiłam, to ostatnio przestałam ufać swojej pamięci. Zresztą po podróżach w czasie wszystko było możliwe.

Czyli pocałowałam go. I on pocałunek oddał. Co było potem?

Potem oglądaliśmy seriale. Leżeliśmy na łóżku i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Chichraliśmy się jak głupi, urządziliśmy bitwę na poduszki. Mateusz bawił się moimi włosami, co pewien czas delikatnie całował mnie w czoło. W tamtym momencie miałam głęboko gdzieś cały świat. Nie obchodziły mnie konsekwencje, zaburzenia czasoprzestrzeni.

Bo byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Zajęło mi to cały wieczór, ale w końcu zrozumiałam, że przy Theodorze nigdy nie mogłam rozluźnić się tak jak przy Mateuszu, że z nim nigdy nie oglądałabym głupich kreskówek, które wcale nie były dla dzieci. Słowa Matiego dały mi sporo do myślenia. Zrozumiałam, że nie tęskniłam za Theodorem nie dlatego, że byłam złą dziewczyną. Że wahałam się przed przyjęciem oświadczyn, nie z powodu młodego wieku.

Ja po prostu go nie kochałam. Nie tak, jak mogłabym kochać.

Czułam się tak, jakby ktoś nagle zdjął mi z głowy ręcznik. Wiedziała, że gdy wrócę do przyszłości będę musiała wszystko zacząć od nowa. I choć trochę bałam się, że zawiodę Theodora, to nie mogłam już dłużej okłamywać ani siebie, ani jego. Po tym, co się stało nie byłabym wstanie być tą samą ukochaną.

Once Upon A DecemberWhere stories live. Discover now