Rozdział 6

18 1 0
                                    

Nigdy nie przypuszczałabym, że herbatę można parzyć przez kwadrans. Serio, przecież ile może gotować się woda? Minutę, dwie? No dobra, ewentualnie piętnaście. To możliwe, gdy na kanapie siedzi twój starszy brat, tylko o te dwadzieścia lat młodszy. Co już brzmi absurdalnie. Jak wyjęte z wiersza nadpobudliwego poety.

Nic więc dziwnego, że gdy w końcu postawiłam na ławie dwa kubki, Nico jedynie mruknął pod nosem coś, co w założeniu miało brzmieć „dziękuję". Uśmiechnęłam się słabo, a potem usiadłam na drugim krańcu kanapy. Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnym milczeniu. Co chwilę ukradkiem spoglądałam na Nicolasa, ale on cały czas w zamyśleniu wpatrywał się w podłogę. Pewnie zastanawiał się, co właściwie tutaj robi?

Albo po prostu kompletował mój jakże przepiękny dywan?

— Na... Twoi rodzice często się kłócą? — zapytałam w końcu.

Okej, to pytanie nie należało do najmądrzejszych. Ale powiedzmy sobie szczerze — cała sytuacja była po prostu głupia, niczym wyjęta z kiepskiego filmu dla nastolatków.

Nico wzdrygnął się nieznacznie. Zacisnął palce na kubku, odwrócił głowę.

— Ostatnio coraz częściej — westchnął. — Trochę się pokomplikowało...Oddalili się od siebie, co odbiło się na zdrowiu mamy, czuje się kiepsko, przestała karmić bliźniaki, czym tylko dodatkowo się dołuje i... A co Cię to w ogóle obchodzi?! — fuknął niespodziewanie z wyrzutem. — To ja tutaj zadaje pytania, nie ty!

A już tak dobrze mi szło!

— Wiem, wiem — z irytacją przewróciłam oczami. — Jak już wszystko wyjaśnię, to zrozumiesz.

— W takim razie słucham. — Założył nogę nogę, skrzyżował ręce i spojrzał na mnie wyczekująco. — Co masz mi do powiedzenia.

Przygryzłam w zamyślenia wargę. Co miałam powiedzieć? Jak zacząć? Próbowałam jakoś logicznie ułożyć, co powiedzieć, ale odrzucałam kolejne pomysły. Czułam się jak rozpieszczony, hollywoodzki reżyser w depresji, lamentując nad beznadziejnością ludzi. Do szczęścia brakowało mi już tylko samo składającego się krzesła.

A gdyby tak zacząć z przytupem... ?

Dobra, Pretty, dajesz! Wdech, wydech, cyc do przodu i raz się żyje, co nie?

— Nazywasz się Nicolas Antiga. Masz dwadzieścia lat. Studiujesz.... na tutejszym uniwersytecie, a w wolnej chwili lubisz pobawić się w majsterkowanie. Kumplujesz się z Becky Heynen i cały czas próbujesz walczyć z uczuciem do Sharona Evansa, który jest twoim przyjacielem. Zakochałeś się w nim, ale bez wzajemności. Shoe ma zresztą dziewczynę, piekielnie o ciebie zazdrosną - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.

Nico zaczerwienił się niczym dojrzały pomidor. Odchrząknął nerwów i z zakłopotanie podrapał się po głowie.

— Skąd to niby wiesz? — wydukał. — To o Sharonie... I Becky... Kim ty do cholery jesteś? - Poderwał się na nogi.

Westchnęłam głęboko. W tym momencie wszystko co bym nie powiedziała brzmiało by równie idiotycznie. Czy miałam więc coś do stracenia?

— Pytałeś, dlaczego tak bardzo obchodzą mnie problemy twoich rodziców — zaczęłam m, starannie ważąc każde słowo. — Chodzi o to... o to, że to też moi rodzice.

Nico pobladł gwałtownie. Usiadł na oparciu kanapy, oparł ręce na kolanach i ze światem wypuścił powietrze.

— To nie możliwe — mruknął. — Jesteśmy prawie rówieśnikami! Musiałabyś być moją siostrą bliźniaczką! Absurd! Zresztą rodzice nigdy... nigdy nie mówili, że mają jeszcze jakieś dziecko.

Once Upon A DecemberWhere stories live. Discover now