Rozdział 14

22 1 0
                                    

Warszawa, 5 marca 2019

Wracałam do mieszkania jeszcze bardziej wyczerpana niż rano. Miałam ochotę rzucić się na łóżko, zakopać pod kołdrę i już nigdy, za żadne skarby spod niej nie wychodzić. Świat był irytujący. Aż do bólu irytujący. Dlaczego nic nie mogło iść po mojej myśli? Dlaczego nie mogłam jak Supergirl uratować ludzkości? Albo chociaż moich rodziców? Czy o aż tak wiele prosiłam?

Nie wiem, kto dawał bardziej w kość — bliźniaki, czy rodzice. Tata zmył się z domu za nim zdążyłam wrócić. Mama niby cieszyła się z otrzymanej wiadomości, ale widziałam, jak bardzo zmartwiła ją reakcja taty. Powinien być po prostu zazdrosny, a nie rzucać w jej stronę bezpodstawnymi oskarżeniami.

Serio, czasami zachowywali się jak małe dzieci. Nawet Timote lepiej radził sobie w kontaktach międzyludzkich. Jakim cudem ci dwoje wychowali pięcioro, w miarę normalnych dzieci?

Zirytowana kopnęłam w krawężnik, czego momentalnie pożałowałam. Jęknęłam cicho, czując tępy ból w palcach.

— Nie wiedziałem, że masz aż takie masochistyczne skłonności.

Odwróciłam się gwałtownie, słysząc za sobą tak doskonale znany śmiech.

— Mati! — na widok siatkarza uśmiechnęłam się szeroko. — Co tu robisz?

— To już nie można odwiedzić jakże pięknej sąsiadki? — wyszczerzył się głupkowata.

Odchrząknęłam nerwowo, próbując powstrzymać rumieniec.

— A tak na serio?

— Mówię całkowicie serio! — oburzył się. — Nawet bardziej niż serio!

Uniosłam kpiąco brew i oparłam ręce na biodrach. Miałam trzech starszych braci. Doskonale wiedziałam, gdy jakiś facet coś ukrywał. Do tego tajemnicze błyski w oczach Mateusza były podejrzane.

Tylko jakby tu wyciągnąć z niego prawdę...

A może by tak raz w życiu posłuchać kochanej siostrzyczki Manoline i trochę zabawić się chłopakiem.

Dobra, raz się w żyje. Już i tak mam zagwarantowaną miejscówkę w piekle.

— Uważam jednak, że nie mówisz mi całej prawdy. — Podeszłam bliżej, próbując kokieteryjnie kiwać biodrami. Problem w tym, że nie bardzo miałam czym kiwać. Musiałam wyglądać jak ostatnia łamaga, ale kontynuowałam. — Chyba nie chcesz mnie okłamywać, prawda? — przesunęłam palce po torsie Mateusza i zatrzepotałam rzęsami.

O dziwo chyba zadziałało. Mati stał jak sparaliżowany. Oddychał ciężko, co chwilę przełykając ślinę. Pobladł gwałtownie, co było odrobinę niepokojące. Bo wiecie, mimo wszystko nie chciałam żeby zemdlał. Nie przypuszczałam, że może aż tak zareagować na moją bliską.

— Okej, wszystko powiem — wydukał w końcu. — Chciałem... chciałem tylko wyciągnąć z ciebie, czy masz coś wspólnego ze stanem wrednej krokodylicy.

Nagle całe napięcie zniknęło. Zaskoczona cofnęłam się o krok. Chodziło tylko o Amelię? Naprawdę?

— Coś z nią nie tak? — zapytałam, w myślach próbując poradzić sobie z uczuciem zawodu. Które zresztą było kompletnie bez sensu. Niby dlaczego miałabym być zawiedziona? Czego się spodziewałam? Że Mateusz nagle wyzna mi miłość? Przecież to bez sensu!

No i nadal miałam Theodora. Chwilowo nieobecnego, ale Theodora. Który co tu dużo mówić, był moim chłopakiem.

— O to samo chciałem cię zapytać! — Mati momentalnie odzyskał rezon. — Słuchaj, w ogóle nie chce się nikomu pokazywać na oczy. Chyba chciała wziąć wolne, ale miała dziś umówione spotkanie i nie mogła go odwołać. W ogóle nie zajrzała na halę, jakbyśmy nie istnieli. Spotkałem ją przez przypadek, bo musiałem zahaczyć o zarząd. W życiu nie wyglądała tak źle. Wiesz, włosy w strąkach, podkrążone oczy, pomięte ubrania. I chyba wypsikała na siebie cały flakonik perfum, bo strasznie śmierdziała. Na mój widok zaczerwieniła się jak burak! Gdy zapytałem, czy wszystko w porządku, kazała mi się odwalić. A gdy wspomniałem, że Stephane jej szukał, to myślałem, że od razu zejdzie! Coś ty jej zrobiła? Coś strasznego, prawda? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Ale miałbym zabawę!

Once Upon A DecemberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz