Rozdział 18

350 17 3
                                    

Od kłótni Kiary i Kopy minął już tydzień. Przez ten czas wszyscy starali się pogodzić rodzeństwo, ale bezskutecznie. Kiara unikała starszego brata jak ognia, a on zachowywał się jakby nie istniała. Vitani i Kovu zaczynali być rozdrażnieni całą sytuacją.

Kiara obudziła się jako pierwsza w stadzie. Przynajmniej tak myślała. Kiedy wyszła z jaskini zauważyła Kovu siedzącego na szczycie Lwiej Skały. Lwica podeszła do niego i wstuliła się w jego grzywę, która stała się dłuższa i gęstrza. Kiara poczuła się poraz pierwszy od dłuższego czasu spokojna i bezpieczna. Zielonooki wyczuł to.
-Wszystko dobrze skarbie?
-Tak...
-Jesteś zmęczona tym konfliktem z Kopą.
-Wiem... Ale dobrze wiesz dlaczego. Mam nadzieję, że nie powiedziałeś tego Vitani.
-O niczym nie wie. Wiesz co? Chyba najwyższy czas pogodzić się z bratem.
-Masz racje. Nie mogę żywić do niego urazy przez cały czas. Porozmawiam z nim później.
-To co robimy teraz?

Kion spacerował razem z Tiffu. W ostatnim czasie zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej i teraz nie widzieli świata poza sobą. Jednak Kion zauważył w oddali ciemną lwice, którą znalazł nieprzytomnom. Siedziała przy niewielkim strumyku. Młody lew nie przejął się tym zbytnio. Miał dość mieszania się w życie swojego rodzeństwa. Było już dorosłe i napewno umiało sobie samo poradzić.

Kopa od dłuższego czasu wylegiwał się razem z Vitani. Po pewnym czasie zauważył Kiona i jego dziewczynę, której imienia nie pamiętał. Jego brat podszedł do niego i wyszeptał mu coś na ucho.  Co prawda Kion postabowił nie wtrącać się w jego życie, ale miał ochotę na odrobine dramatu na Lwiej Skale. Potem najzwyczajniej w świecie sobie poszedł. Kopa natomiast zerwał się i już miał biec, ale zatrzymała go Vitani.
-Gdzie się wybierasz?
-Muszę coś załatwić.
-Kion przychodzi znikąd, mówi ci coś na ucho i ty nagle musisz coś załatwić?
-Nie ufasz mi?
W tym momencie lwica się zakłopotała. Jednak natychmiast znalazła wymówkę.
-Znamy się stosunkowo krótko i nie mam podstaw, aby ufać ci za każdym razem.
-Wiesz co? Chyba nie jestem ciebie godzien skoro muszę się starać o twoje zaufanie.
-Kopa uspokój się. Robisz widły z igły.
-To koniec.
-Co?
-Wybacz mi, ale związek bez uczuć nie ma sensu.
-Ale ja cie kocham...
Zielonooki spojrzał znacząco na lwice. Vitani odrazu zrozumiała o co mu chodziło. To on jej nie kochał. Lew pożegnał się z fioletowooką i pobiegł przed siebie. Vitani nie mogła się powstrzymać i ruszyła za nim.

Giza siedziała w milczeniu i płakała. Właśnie dowiedziała się od Rafikiego, że jej matka odeszła z tego świata minionej nocy. Była na siebie wściekła ponieważ przez całe życie nie odezwała się do niej słowem i nawet nie pojawiła się, aby jej matka wiedziała, że jej jedyna córka żyje. Nigdy sobie tego nie wybaczy. W pewnym momencie poczyła przy sobie coś miękkiego i ciepłego. Spojrzała w górę.
-Kopa?! C-co ty tutaj robisz?
-Mój brat cie widział. Nie mogłem nie przyjść.
-Kopa już ci mówiłam. Ty ułożyłeś sobie życie.
-Nie jestem już z tą lwicą. Nie kochałem jej...
Pomarańczowooka odsunęła się od lwa.
-Wykorzystałeś ją??
-Nie nie nie! Do niczego większego nie doszło! Proszę zrozum myślałem, że straciłem cię na zawsze i chciałem ułożyć życie na nowo.
Giza zamilkła. Z jej oczy nadal lały się łzy, które lew zauważył dopiero teraz.
-Czemu płaczesz?
-Spotkałam Rafikiego i powiedział, że moja matka zmarła. Czy to prawda?
-....
-Pytam czy to prawda.
-Tak. Byłem przy niej do końca.
-Jestem okropną córką! Moja matka napewno mnie nienawidziła.... Zostawiłam ją i przez całe życie się nie odezwałam...
-Nie mów tak.
-Ale-
-Twoja matka w ostatnich chwilach mówiła mi, że jest z ciebie dumna i nigdy nie miała ci za złe ucieczki. Mówiła, że na początku ją to bolało, ale pomimo bólu wiedziała, że sobie poradzisz. Giza, twoja matka kochała cię do samego końca.
Lwica wtuliła się w grzywe Kopy.
-Dziękuję ci za to, że jesteś Kopa...
-Giza... Ja nadal cię kocham.

Król Lew ||Moja Fanowska Opowieść||حيث تعيش القصص. اكتشف الآن