Król Lew ||Moja Fanowska Opowieść||

Rozdział 11

Czas na Lwiej Ziemi mijał spokojnie. Do czasu. pewnego dnia Kira wróciła z poturbowanym Simbą. Nastoletni już Kion podbiegł do niego wraz z matką.

-Tato co ci się stało?!

-To Kovu...

W tym momencie księciu wydawało się, że ma problemy ze słuchem. Do tej pory Kovu wydawał się być dobry i wyglądało na to, że nie jest taki jak jego matka. Po pewnym czasie pojawił się wcześniej wspomniany zielonooki. Kion nie znajdował się na szczycie Lwiej skały tylko na jednej z płyt skalnych znajdujących się pod nią. Kovu przeszedł obok niego, a Kion miał ostatnio bardzo niewyparzony język.

-Pieprzony dupek i zdrajca.

Powiedział to na tyle cicho, aby tylko Kovu to usłyszał, ale on opanował się nie chcąc pogarszać swojej sytuacji. Zatrzymał się i spojrzał na króla stojącego u szczytu Lwiej Skały.

---------------

Potem wszyscy wiemy co było dalej więc przejdę do momentu po walce stada Simby i Ziry. Chcę po prostu jak najszybciej wprowadzić zmartwychwstałego, niczym Jezus, Kopę ponieważ brakuje mi go.

---------------

Kion leżał razem z Tiffu na Lwiej Skale. z Tego co słyszał to jego ojciec wygrał, ale Zazu był w tak wielkiej euforii, że nie dało rady go zrozumieć. W końcu wrócili. Kionowi znowu wydawało się , że cś z nim nie tak ponieważ zobaczył Złoziemców i Kovu u boku Kiary. Książę był załamany kiedy jego rodzona siostra brała ślub z tym zdrajcą, ale kiedy jego własny ojciec mianował go jego następcą czuł jak się w nim gotowało. Po skończonej ceremonii podbiegł do ojca i obdarował go wściekłym spojrzeniem.

-Kion, posłuchaj -

-Nie! Ten zdrajca chciał cię zabić! Ciebie i moją siostrę, a pewnie później mnie! Jeśli wszyscy myślicie, że będę traktował go od teraz jak członka rodziny to się grubo mylicie! Już żałuje, że Zira zabiła Kope!

Po tych słowach Kion opuścił Lwią skałę z płaczem. Był wściekły i załamany jednocześnie. Pragnął, aby nastąpił cud. Nie chciał nigdy w życiu być podwładnym Kovu. Chodził po Lwiej Ziemi i starał się opanować. Nagle wpadł na kogoś.