Rozdział 14

9.4K 463 37
                                    

Nasz pobyt w Baldwin dobiegł końca. Pakuję właśnie nasze rzeczy, natomiast Peter i Matt pojechali oddać wypożyczone auto. Blake teraz siedzi u Christiana, bo szatyn uparł się, że chce go wziąć do siebie i o czymś "porozmawiać". O ile w ogóle dogada się z dzieckiem. Z drugiej strony dobrze, że go wziął, bo przynajmniej nie plącze mi się i nie przeszkadza w pakowaniu. W sumie jestem też ciekawa o czym "rozmawiają", no bo bądźmy szczerzy ale o czym oni mogą rozmawiać. Niby na żaden poważny temat się nie dogadają, ale Williams wydawał się nad wyraz poważny gdy powiedział, że chce zamienić z nim parę słów. To się wydaję podejrzane. Chociaż pewnie jak zwykle robił sobie jaja i zabrał młodego na jakieś jedzenie. Normalnie utuczy mi syna gorzej jak babcia to zrobiła. Właśnie, co do babci to uparła się na te Święta u niej. Przystałam na to, bo znudziło mi się tłumaczenie jej, że to dopiero za pół roku. Ta kobieta jest niemożliwa.

- Wróciliśmy! - usłyszałam krzyk mojego brata i mimowolnie się uśmiechnęłam - Jak ci idzie? - stanął za mną.

- Powoli do przodu. - powiedziałam wesoła, bo w sumie nie wiele mi już zostało.

- To przyśpiesz trochę ruchy, bo samolot mamy na 16, a jest... - spojrzał na telefon - 14.

- Dobra, gdyż zostały tylko twoje ubrania, to ty je spakuj, a ja zadzwonię do Chrisa, żeby przywiózł Blake'a. - wyszczerzyłam się.

- Ty żmijo. - burknął.

Wystawiłam mu tylko język i zgarnęłam telefon z szafki. Szukałam numeru do szatyna gdy wpadłam na kogoś. Tym kimś oczywiście był Matt. Nasze rozmowy ograniczały się tylko do momentów gdy było to niezbędne. Zdenerwował mnie bardzo i nie mam zamiaru tak mu tego puścić.

- Nadal jesteś zła? - zapytał gdy chciałam.

Spojrzałam mu wkurzona w oczy i odpowiedziałam dobitnie.

- Tak.

Ominęłam go z lewej strony i weszłam do łazienki, żeby w spokoju zadzwonić do chłopaka. Wybrałam jego numer i przyłożyłam urządzenie do ucha. Zakluczyłam jeszcze szybko drzwi od pomieszczenia. Mężczyzna odebrał po czterech sygnałach.

- Co jest piękna? - nie widziałam go, ale przeczuwałam, że się uśmiecha.

- Chris... - westchnęłam - Zaledwie dwa dni temu rozmawialiśmy o tym, że masz mnie tak nie nazywać.

- Wybacz ale nie mogę się powstrzymać. - powiedział z seksowną chrypką - Jesteś taka piękna.

Cholera, nie możesz mu ulec. Stara masz chłopaka!

- Cokolwiek. - użyłam beznamiętnego tonu.

Znaczy nie tyle co użyłam, co próbowałam użyć. Chyba mi to nie wyszło, bo usłyszałam śmiech po drugiej stronie.

- Przywieziesz Blake'a? Musimy zbierać się na lotnisko. - westchnął smutno.

- No dobrze. - burknął - Podwiozę was.

- Nie mogę cię o to prosić.

- Przecież nie prosisz. Sam proponuje. - prychnęłam na jego słowa.

- Skoro nalegasz...

- Bardzo... - przerwał mi.

- To niech ci będzie. - zachichotałam - Bądź za jakieś 10 minut.

- Ok. - usłyszałam zanim się rozłączył.

Już się nastawiam na dramę, którą zrobi mi Matthew jak dojedziemy. Jeżeli przegnie tym razem z oskarżeniami to chyba będę musiała podjąć drastyczniejsze środki. Skoro celibat do niego nie przemawia to porozmawiamy inaczej. Zresztą... nieważne, zostawię to na później.

- Peter! - krzyknęłam wychodząc z pomieszczenia.

- Co jest? - zapytał zdezorientowany zamykając walizkę.

- Williams będzie tu za jakieś 10 minut. Zadeklarował się, że podrzuci nas na lotnisko. - posłałam mu uśmiech.

- To dobrze. - odwzajemnił gest - Skończyłem więc można zanieść bagaże do przedpokoju. Niech już czekają na twojego kochanka.

- Spadaj. - dostał po głowie za ostatni komentarz, ale mimo to się zaśmiałam.

Wyszedł z sypialni i zniósł przedmiot w wcześniej wspomniane miejsce. Ja postanowiłam pójść i pożegnać się z babcią.

- No ta co? Już mnie opuszczacie. - posmutniała.

- Nie dobieraj tego w ten sposób. Na Petera czeka ciężarna Rebeca, na mnie praca. - westchnęłam.

- Rozumiem myszko, ale zadzwońcie czasem i odwiedźcie mnie jeszcze.

- Obiecuję. - pocałowałam ją w policzek - Do zobaczenia.

- Papa skarbie. - przytuliła mnie mocno.

Teraz podszedł do niej Matt więc ja udałam się w stronę drzwi, bo ktoś pukał. Otworzyłam je i byłam pewna, że ujrzę za nimi szatyna. Nie ukrywałam jednak zdziwienia gdy za nimi stała rudowłosa.

- Alice? - powiedziałam zaskoczona - Co ty tu robisz?

- Chris powiedział, że dzisiaj wyjeżdżacie więc postanowiłam przyjść się pożegnać. - przytuliła mnie.

- Umm... No okej. - oddałam przytulasa.

- O i właśnie. Podaj mi telefon. - zrobiłam to o co mnie poprosiła - Wpiszę ci mój numer, bo zmieniłam go jakiś czas temu.

Skinęłam głową na znak zrozumienia i obserwowałam jak wstukuje rząd cyferek. Wystawiła język i zrobiła sobie zdjęcie moją komórką. Uniosłam brew pytająco nie wiedząc co robi, a ona tylko wywróciła oczami. Podała mi urządzenie, a ja spojrzałam i mimowolnie kąciki moich ust poleciały ku górze. Zapisała swój kontakt jako Rudzielec i ustawiła zdjęcie które przed chwilę zrobiła.

- To co? - zapytała - Jesteśmy w kontakcie.

- Jesteśmy. - potwierdziłam i tym razem ja ją przytuliłam.

Usłyszałam chrząknięcie, więc otworzyłam oczy, które automatycznie przymknęłam. Ujrzałam szatyna z dzieckiem na rękach. Oderwałam się od dziewczyny i podeszłam do nich. Pocałowałam Chrisa w policzek na przywitanie i odebrałam synka.

- A ze mną to się już nie przywitasz? - burknęła oburzona dziewczyna.

- Ale widzieliśmy już dzisiaj słonko. - odpowiedział zakłopotany.

- Co z tego? - mruknęła i pocałowała go przelotnie w usta.

W oczach chłopaka widziałam jakby skruchę i smutek, a mnie zakuło na cały ten widok. To źle, że boli mnie widok mojego byłego całującego z niegdyś moja najlepszą przyjaciółką, a w pokoju obok siedzi mój chłopak? Nie... Skąd, przecież to normalne... Jestem okropna.

- Umm... Możemy jechać? - powiedział zmieszany.

- Co? Gdzie jedziecie jeszcze? Mam być zazdrosna? - dziewczyna chciała rozluźnić widocznie napiętą atmosferę.

Chciałabym, żebyś miała powody do zazdrości... STOP! Nie mogę tak myśleć.

- Co? Nie! - zaprotestował - Zadeklarowałem się ich podrzucić na lotnisko, żeby nie tłukli się taksówką.

- No dobrze. - powiedziała - To ja już uciekam, bo jestem umówiona z Hannah. Papa. - przytuliła mnie szybko i cmoknęła przelotnie chłopaka w usta, po czym zniknęła.

- Zawołam resztę i wezmę torby. - podrapałam się po karku - Poczekaj z tatą. - zwróciłam się do Blake'a.

Poszłam w głąb mieszkania i zawołałam chłopaków. Ostatni raz pożegnałam się z babcią i wróciłam do przedpokoju, aby założyć buty. Chwyciłam więc moje ulubione czarne Conversy i wsunęłam na stopy, po czym zawiązałam. Peter i Matt wzięli po jednej torbie, natomiast Chris wziął naszego synka. Chłopcy schowali bagaże do bagażnika i wsiedli na tylne siedzenia. Dlaczego oni mi to zrobili? Podałam Peterowi chłopczyka, aby usadowił go na foteliku i usiadłam na miejscu pasażera z przodu.

~~~~

Kolejny na 60 gwiazdek misie <3

love me againWhere stories live. Discover now