Blondyn splótł ręce na klatce wywróciwszy oczyma.

- To nie moja kwatera, tylko kolegi – prychnął. – Kochany, jeżeli chcesz ujrzeć „bogactwo" to zapraszam na kawę w jednej z trzech willi, jakie posiadam. Wolisz bardziej plażowe klimaty, czy może górskie? – Rzekł złośliwie. – Wybierzemy którąś według twych preferencji.

- Mój apartament w jednym z topowych drapaczy chmur jak najbardziej mi odpowiada – podkreślił Koreańczyk.

- A tam, masz zapewne podobnie – „dziewiętnaście metrów kwadratowych" – zakpił.

Podczas tej niepotrzebnej dyskusji, zasiadłem na puściutkim parapecie w salonie. Starsi, zajęci kłótnią i rozstawieni na samym środku izby mieli mnie gdzieś.

- Ej – wtrąciłem – skoro wy się tak milutko sobą zajmujecie, to ja może do domu wrócę? – Zatrzepotałem rzęsami, oczekując aprobaty.

- Nie! – Krzyknęli wspólnie, odwróciwszy do mnie głowy w idealnej synchronizacji.

- W takim razie, jaki jest plan? – Wymamrotałem znużony.

Tak też nastał tłok tłumaczeń. Parka wzajemnie sobie przerywała. Kiedy jeden popełnił najmniejszy błąd to drugi go poprawiał, takie błędne koło, ale do tego, zdążyłem już przywyknąć.

Dowiedziałem się, że polujemy na kolesia handlującego ecstasy. Oczywiście, nie po to, by pogrozić mu palcem i umoralniać – tylko przejąć źródło dragów. JB ze względu na chęć zbudowania potęgi, zaistnienia w mieście postanowił już nie kryć naszej szajki. W świecie przestępczym miało być o nas głośno. A popularne w półświatku „atrakcje" – sprawnie przez nas przejmowane. Dlatego też, BamBam przywłaszczył sobie tą agencję towarzyską, którą prawie puściliśmy z dymem. Teraz, Tuan został „wybrany" do trzymania za wodze źródła pastylek, jakie planowaliśmy upolować. To trochę bulwersujące, że urabiamy dla niego interes, a on, w międzyczasie leży brzuchem do góry.

Pod drzwiami „pożyczonego" przez Jacksona mieszkania miał zjawić się diler. Nie był w jakiejś grupie narkotykowej. Prowadził działalność na własną rękę, a ecstasy sprowadzał zza granicy.

Więc – albo grzecznie się poddaje i oddaje interesik albo Wang porozmawia z nim w lesie. A z takiej rozmówki, mało kto wychodzi żywy lub o własnych siłach.

-POV JINYOUNG-

Staliśmy już pod drzwiami, oczekując zapukania przez naszą rybkę. Rybkę, bo przecież typo złapał haczyk okropnie szybko, a my, nawet nie kryliśmy się z tym, kim jesteśmy. Albo jest debilem, albo ma za dużo pewności siebie. Chociaż to na jedno wychodzi.

Zamówiłem kilka tysięcy tabletek, mówiąc, iż dostanie za to pięćdziesiąt koła papieru w dolarach. Domyślam się, że delikwent, gdy usłyszał tą liczbę, to aż mu się uszy zatrzęsły.

- Zapraszam go do środka – zacząłem tłumaczyć plan działania – ty, Jackson, łapiesz kolesia za fraki na wszelki wielki, a Yugyeom – zmierzyłem młodego z powagą – lufa przy łbie, byleby postraszyć.

Szatynek już lekko roztrzęsiony wyjął pistolet i miętolił go w dłoniach. To frustrujące, że trafiliśmy na takiego typa, który wychodzi spod skorupki aniołka, dopiero wtedy, kiedy robi się grubo.

- A będę musiał strzelać? – Zdjął wzrok z gnata.

- Na rozkaz – kiwnąłem głową.

- Wiceszefuńcio, Park Jinyoung, no proszę, proszę – burknął pod nosem Jack, złośliwie.

Zachciało mu się, na ambicję mi wjeżdżać.

- Największy pajac, Jackson Wang, no proszę, pro-

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 09, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

MAFIA7 || GOT7Where stories live. Discover now