4 - "Nie znałem Seulu"

143 10 2
                                    



-POV YUGYEOM-

- Gyeom! Szybciej! – Po raz nasty nakazał mi trener. – Ręce na wysokości bioder, a nie pasa! – Krzyczał. – Za nic nie trafiasz w rytm, beztalenciu!

Mój taniec przed „guru" choreografii trwał. Straciłem rachubę, ile razy powtarzam ten sam układ. Wszystko było na „nie".

Od kilku dni jestem katowany dziesięciogodzinnymi treningami z nauczycielem godnym miana dyktatora. Moje nogi, łokcie, plecy – obolałe i posiniaczone. Sale do tańca to jedynie posadzka, cztery ściany i lustro. Okno by przewietrzyć pomieszczenie? Ha, zapomnij.

Moja pasja zbrzydła mi całkowicie, po tych kilku dniach. Chęć zostania kimś więcej, niżeli liczbą w statystykach kraju odeszła równie szybko. Nie wiedziałem, że można tak szybko zniechęcić człowieka do spełnienia największego marzenia od dzieciństwa.

Byłem najbardziej sponiewierany z grupy. Ten największy dzieciak – wielkolud – mówili – nie da sobie rady z taką posturą, musi ćwiczyć więcej, jeżeli chce dorównać innym. Byłem tym najbardziej znienawidzonym, odmieńcem, kukłą do upokorzeń. Owszem, wyróżniałem się. Pomimo, że szczycę się szczupłą sylwetką – tu i ówdzie „wymiarowo" była za d u ż a. Rówieśnicy, zwykle najdrobniejsi, wręcz anorektyczni. Zapewne po kilku operacjach plastycznych traktowano lepiej. Nie tylko mieli lepsze stosunki z nauczycielami, ale też między sobą. Tak też mi przydzielono łatkę beznadziejnego, brzydkiego kaczątka.

Zdążyłem nawet dojść do wniosku, że wybranie się do wojska, byłoby mniejszą katorgą niżeli zostanie trainee. Tam przynajmniej, robiłbym coś pożyteczniejszego.

Podczas wykonywania obrotu zakręciło mi się w głowie. Ciemne mroczki zasłoniły pole widzenia. Upadłem z impetem na kość ogonową. Instynktownie podczas spadania wyciągnąłem łokieć, aby nie zawadzić głową o posadzkę, tylko nim zamortyzować całe nieszczęście. Dychałem ciężko. Byłem na skraju wycieńczenia. Gdyby nie przemęczenie, do czegoś takiego by nie doszło.

W salce nastała krótka cisza. Może pomyśleli, że wyzionąłem ducha, dlatego poczuli powagę sytuacji. Po spostrzeżeniu, jak ospale podnoszę się donośny śmiech rówieśników z nauczycielem na czele wypełnił izbę. Stałem przed półkolem osób, które dosłownie kpiły ze mnie. Jestem okropnie uczuciową personą. Me oczy natychmiast zaszkliły się.

- Oj nóżki masz ewidentnie za długie – powiedział trener chichocząc. – Choć, z taką wywrotką do cyrku byś się nadawał – poniżył.

Na te słowa, pozostali jeszcze bardziej zarechotali.

- Z zebrami będziesz występował! – Rzucił jeden.

- Występował? Błagam cię! On może im klatki zaledwie czyścić! – Dodał drugi.

Następnie poleciało jeszcze kilka nieprzyjemnych tekstów.

- Kim! – Rzekł na przekór prześmiesznym krzykom trainee. – Czterdzieści razy powtarzasz obrót. Do perfekcji!

Zmierzyłem go zabójczo. Dość tego – pomyślałem. Wszyscy powoli wracali do poprzednich ćwiczeń. Zastanowiłem się – czy to, co chcę właśnie zrobić ma sens? Dla zdrowego rozsądku – nie miało, ale dla kipiącej we mnie nienawiści – jak najbardziej.

Stanąłem twarzą w twarz z choreografem, blokując mu przejście. Czułem, że w tej konfrontacji to ja będę mieć przewagę.

- O co ci chodzi? – Zapytał pretensjonalnie lustrując rozbieganym wzrokiem z dołu.

Złożyłem prawą dłoń w piąstkę. Wymierzyłem „dyktatorowi" sierpa godnego boksera. Cała złość i smutek, jaki kumulowałem w sobie przez te wszystkie treningi została skupiona w tym ciosie. Mężczyzna zachwiał się. Nie mógł utrzymać równowagi. A z łuku brwiowego poleciał strużek krwi.

MAFIA7 || GOT7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz