-POV JB-
Bambam rozłożył się z ogromnym brystolem na całą długość blatu kuchennego. Jak prawdziwy architekt zamierzał planować, co do milimetra nowy wystrój domu.
- Może ci jeszcze kredki przyniosę? – Zaproponowałem złośliwie. – Wiesz, trawka, niebo... Na lodówce se potem powieszę – zaśmiałem się.
Tajlandczyk zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
- Ołówek mi wystarcza – mruknął z grobową powagą.
Podszedł do tej roboty z takim zaangażowaniem, że nie mogłem wytrzymać, aby mu nie dopiec. Poczuł w sobie jakiś dekoratorski zew i stawiał tysiące kresek na papierze. Patrząc na to z boku, ni kija nie wiedziałem, czy to kwadrat, czy trójkąt, ale w takie rzeczy już się wtryniać nie będę. Moje umiejętności plastycznie są poniżej dostatecznych, więc zgrywanie mądrzejszego było bezsensowne. Choć myślę, że Bam wie o tym, co robi równie niewiele.
Nawet związał swoje białe kosmyki w drobny koczek, by nie leciały mu do oczu. A bardziej, nie przysłaniały widoku zza złotych okularów. Zerówek. Chwilę potem spostrzegłem, jak nieświadomie podczas wiru skupienia gryzie mój jedyny ołówek.
- To obrzydliwe – skomentowałem z przekąsem.
- A-a, przepraszam – opamiętał się, choć i tak było za późno, aby przybór wyglądał nienaruszenie.
Wnet rozległ się dźwięk z hukiem otwieranych drzwi wejściowych. Od razu popędziłem na korytarz.
Przecież nikt inny, prócz mnie, nie ma kluczy... Jakim cudem... – Rozmyślałem zmierzając do przedpokoju.
Mało brakowało, abym po drodze nie wyrżnął się o ten pieprzony nowy dywanik od Kunpimooka.
To, co ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Mark niosący bezwładnego Jacksona na plecach. Yugyeom ze zgiętą ręką w łokciu, podtrzymywaną zarazem umiejętnie związaną bluzą w taki sposób, aby tworzyła temblak. Cała czwóreczka z Jinyoungiem na czele.
- Co tu się do cholery-
- Zanieś go na kanapę – rzekł Jin do Tuana. – Oo... - Jego pewność siebie nieco zmalała, gdy spostrzegł mnie u progu. – Jaebeom! Jak dobrze, że cię widzę!
Zlustrowałem go surowo. Ten posłał niewinny uśmieszek, jakby do niczego złego nie doszło.
- Tłumacz się.
- Sam nie wiem zbyt dużo – wzruszył ramionami. – Ratowałem im dupy wraz z Markiem. O konkrety, pytaj ich – skwitował, lecz po chwili naszło mu coś na język, kiedy byłem gotów zmierzać do salonu. – Ludzie od Andersona węszą.
Zatrzymałem się, powoli odwracając głowę do chłopaka.
- Andersona? – Odparłem w lekkim szoku.
- Danny'ego Andersona – dodał.
- Przecież po odjebaniu Danny'ego jego grupa się rozpadła – niedowierzałem.
- Nikt przecież nie powiedział, że bez niego nie będzie kontynuowała – stwierdził, jakby było to dla niego oczywiste.
Łączyłem najmniejsze fakty z odmętów pamięci o samym zabitym, jak i grupie. Coś powstrzymywało mnie, aby zgodzić się z Parkiem. A może nawet, nie chciałem się zgadzać?
- Osobiście odstrzeliłeś jego wraz z najmniejszymi odłamami mogącymi wznowić szajkę – podszedłem do bruneta tak blisko, że dzieliły nas liche centymetry do zetknięcia nosami.
ВЫ ЧИТАЕТЕ
MAFIA7 || GOT7
ФанфикGOT7, jako grupa przestępcza w satyrycznej otoczce. /////////// wolno pisane, bo miałam słomiany zapał do tej książki. :\