- Och... To wszystko jest takie trudne - mówię cicho.

- Emily. Jestem już gotowa - no tak. Muszę małą zawieźć do przedszkola.

- Pewnie myszko - ocieram łzy i cicho wzdycham.

- Płakałaś? - pyta cichutko, gdy podchodzi do mnie. Kucam przy niej z lekkim uśmiechem - nie chcę, aby było ci smutno - może cichutko, swoją małą rączką dotykając mojego polika.

- Nie przejmuj się mną mała - kciukiem pocieram jej malutką rączkę. Niepewnie kiwa główką na potwierdzenie i idzie ubrać kurteczkę.

Pomagam jej zawiązać buciki i odwracam się do Clary, która posyła mi bezgłośne "niczym się nie przejmuj". Wychodzę z domu i wkładam małą do fotelika, zdobywając się na lekki uśmiech. Siadam z przodu, biorąc głęboki oddech. Mimowolnie się uspokajam. Delikatnie przymykam oczy, czując ulgę, że emocje trochę się wyciszają. A przysięgam, gotują się we mnie wszystkie możliwe emocje. Przekręcam kluczyk i odjeżdżam z posesji. Włączam radio tak, aby zagłuszyć myśli jakąś piosenką. Mała siedzi cichutko, oglądając auta jadące obok. Staję na sygnalizacji, a potem znów odjeżdżam. Kiedy parkuję na przedszkolnym parkingu uwalniam małą z fotelika i prowadzę za rączkę. Kiedy stoimy przy budynku, daje mi buziaka w policzek i biegnie do środka. Jeszcze chwilę patrzę na drzwi i nawet nie wiem kiedy, ale na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Opuszczam przedszkolne boisko i wsiadam do auta. Gdyby ktoś spytał się mnie, co czuję w tej chwili, nie potrafiłabym określić jednej emocji. Wszystko zrobiło się inne. Jakby całe miasto było w innych barwach.

Gdy dojeżdżam na miejsce, natychmiast wchodzę do domu, rzucając kluczyki na blat. Mam dość tego dnia.

- Już jestem - odpieram ciszej, niż bym się spodziewała.

- Wyglądasz, jakby ktoś zabił cię w pięć minut. Może idź się położyć, czy coś? A ja trochę tu ogarnę - proponuje. Nie jestem chora. Nic mi przecież nie jest. Kiedy chcę sie sprzeciwić, wyprzedza mnie - Marsz do sypialni i nawet nie próbuj się sprzeciwiać, czy wkręcać - przytakuję. Nie mam ochoty się kłócić. Idę po prostu się położyć.

Kładę się na miękkim łóżku, a moje mięśnie powoli się rozluźniają. Przykrywam twarz dłońmi i wyparowują ze mnie wszystkie możliwe emocje. Patrzę w sufit, odczuwając, że mogłabym tu leżeć wieczność i nigdzie się nie wybierać. Najgorsze są myśli: "jak on zareaguje?" albo "co on powie?". Dlaczego nic nie może być takie proste. To pytanie zadaje sobie już długo. Za długo. Lekko przymykam powieki i nie wiem, kiedy odlatuje. Zaczynam czuć spokój, którego tak bardzo mi brakowało...

Matthew

Odzyskałem kluczyki i telefon. Niestety to drugie było przemoczone do takiego stopnia, że przestało działać. Jedynym wyjściem, jakie mam to kupić nowy telefon. Zapewne mam już tysiąc telefonów nieodebranych od Emily, od mamy no i pewnie od Alexa też. Wchodzę do najbliższego sklepu z telefonami i czuję, że ktoś na mnie wpada.

- Matthew?

- Camilla? - nie do wiary. Nie widziałem jej długo. Naprawdę długo.

- Co u ciebie? - pyta z szerokim uśmiechem.

- A dobrze. Wpadłem po nowy telefon, bo ten to już swoje przeżył - odwzajemniam uśmiech, wskazując na zepsuty telefon.

- Racja. Przepraszam, ale muszę iść. Spotkamy się jeszcze? - patrzy na mnie spod gęstych rzęs z tym samym czarującym uśmiechem.

- Z wielką przyjemnością. Dzisiaj to już raczej pracę będę musiał sobie odpuścić - wzdycham - pasuje ci za godzinę w kawiarni za rogiem? - pytam.

Pomóż mi odnaleźć siebie [Zakończone]Where stories live. Discover now