6. Ostrzeżenie

280 16 2
                                    

 Pov. Freya

widziałam niezadowolenie na twarzy brata a gdy oznajmiłam mu że zmierzam porozmawiać ze znajomą wiedźmą wiedziała że jeśli chodzi o Hope to ufa tylko sobie i gdyby mógł to zamknąłby ją w domu żeby wiedzieć że nic jej się nie stanie.tak naprawdę nie poszłam do nikogo innego niż Daviny która mieszkała z Kolem kilka domów od naszej posiadłości,stwierdziłam że oni również powinni o tym wszystkim  wiedzieć bo Kol traktował swoją bratanicę jak własną córkę.

Już po kilkunastu minutach stałam pod ich drzwiami wahając się czy zapukać na szczęście lub nieszczęście wyprzedził mnie brat który najprawdopodobniej wychodził się pożywić gdy zobaczył mnie stanął zdziwiony w drzwiach lecz po zaledwie kilku sekundach wpuścił mnie do środka i zawołał swoją żonę.Opowiedziałam im wszystko,Kol był wściekły i zarazem smutny a Davina zszokowana a ja szczerze mówiąc nie wiedziałam co dalej zrobić wiec wspólnie zdecydowaliśmy że zadzwonimy jeszcze po Elijhe i Rebekhe by oni również mogli wiedzieć co przytrafiło się naszej bratanicy.Po zaledwie 20 minutach obydwoje stali już w salonie Kola i daviny.

Pov Hope.

Mimo iż znałam powagę sytuacji nie chciałam żeby tata siedział pogrążony w obmyślaniu planu działania gdy nawet nie wiemy czy jest ona w Nowym Orleanie mimo tego że sama byłam dość przestraszona to zaproponowałam tacie coś co podziała na nas kojąco czyli wspólne malowanie.Gdy weszliśmy do jego pracowni zauważyłam że wpatruje się  we mnie z dużą dokładnością co odrobinę mnie peszyło ,już po chwili postawił przed sztaluga wysokie krzesło i spojrzał na mnie ponownie po chwili do mnie podchodząc i biorąc za rękę prowadził na miejsce w którym postawił owy przedmiot .posadził mnie na krześle ustawiając moje kończyny w dogodny dla siebie sposób a ja powstrzymywałam się by nie wybuchnąć śmiechem bo nawet fryzurę mi zmienił zaplatając warkocza który przechodził później przez moje ramię,odsunął się na kilka kroków w tyli przymrużając oczy po czym się uśmiechnął mówiąc szczerze bawiło mnie to ogromnie wiec zaśmiałam się cicho co za skutkowało tym że się poruszyłam a on poprawił moje ciało do pozycji w której przed chwilą znajdowało wrócił do sztalugi i stając za nią zaczął kreślić inie farbą na płótnie patrząc co chwilę na mnie. Nie mogąc się powstrzymać przez to że krzesło było aż tak niewygodne poruszyłam się odrobinę mając nadzieję ze ojciec tego nie zauważy co niestety było błędem bo odłożył pędzel widocznie zdenerwowany a w ciągu sekund znalazł się przy mnie .

-Kochanie możesz się nie ruszać ?próbuje cię namalować jeśli jeszcze nie zauważyłaś- westchnął z uśmiechem lekko podirytowany .

-Przez ile jeszcze mam tak siedzieć to krzesło jest niewygodne i twarde bez urazy ale mogłeś się lepiej postarać-powiedziałam lekko rozbawiona gdy po raz kolejny poprawiał moje ułożenie ciała .

-Aż nie skończę będziesz się musiała uzbroić w cierpliwość bo potrwa to jeszcze około 2 godziny- zaśmiał się cicho i z diabelskim uśmieszkiem stanął znowu za sztalugą .

-CO?! 2 GODZINY?!-krzyknęłam nie mogąc uwierzyć ile jeszcze będę musiała wytrzymać a ojciec przewrócił tylko oczami .


                                                                                     *       *        *

Jakiś Czas Później...

po kilkudziesięciu minutach siedzenia w prawie idealnej pozycji czułam jak moje wszystkie części ciała sztywnieją i już wiedziałam że będę miała trudności w zrobieniu pierwszych kroków ,przez okno które znajdowało się za ojcem w pracowni zauważyłam że już powoli się ściemnia oraz że coś się zbliża ,w pierwszej chwili pomyślałam że mi się przewidziało ale gdy owe stworzenie które okazało się być szpakiem wleciało do pracowni rozbijając przy tym szybę przestraszyłam sie odrobinę .ptak zaczął krążyć nad moją głową jakby to co najmniej było jakieś lądowisko,jeszcze bardziej przestraszona zaczęłam wymachiwać rękami by spróbować odgonić natrętnego szpaka .przez chaos który panował w pomieszczeniu nie wiedziałam za zbytnio co się dzieje a w pewnym momencie ptak sam z siebie padł na ziemię bez życia.ojciec widocznie zaskoczony zaistniałą sytuacją znalazł sie w wampirzym tempie przy mnie i złapał za ramiona sprawdzając czy nic mi nie jest i analizując wzrokiem cale moje ciało tak jak gdyby miało tam być co najmniej jakieś wielkie rany.

-a teraz mogę się już ruszać?-spróbowałam zażartować ale jemu to się chyba za bardzo nie spodobało bo spojrzał na mnie spod byka i uświadomił mnie tym ze to nie moment na takie rzeczy,spojrzałam na ptaka leżącego na ziemi i podeszłam do szafki na której akurat leżało pudełko w które włożyłam ptaka.

-Trzeba go pokazać Freyi ,nie chcę cie martwic kochanie ale to nie było normalne ten ptak krążył tylko wokół ciebie to ja powinienem go zabić nie ty...

-Tato...to nie ja go zabiłam to on samo i..-nie dał mi skończyć.

-Tym bardziej trzeba go pokazać Freyi ,odprawi jakieś zaklęcie i będzie wiedziała o co z tym chodzi a na razie ja to wezmę -zabrał mi pudło i szybko zaniósł je jak mniemam do swojego pokoju tak jak z resztą obraz namalowany przez siebie twierdząc ze powiesi go w korytarzu,gdy wrócił kazał mi iść za sobą bardzo zdziwiona to zrobiłam i w ciągu kilku minut znajdowaliśmy się w salonie na dolnym piętrze a on po raz kolejny kazał mi zrobić co każe czyli usiąść na kanapie co również uczyniłam,kucną przede mną i ujął moje dłonie patrząc mi w oczy.

-Hope ponieważ teraz jesteś w pewnym sensie w niebezpieczeństwie chciałbym ci powiedzieć coś co chyba nigdy nie chciałem ci mówić...chciałem ci to już dawno powiedzieć ale nigdy nie było i nie będzie odpowiedniego momentu...

-Tato do czego ty zmierzasz?-powiedziałam lekko przestraszona,nigdy się tak nie zachowywał a ja wciąż nie wiedziałam co było tego powodem.

-Jaki ojciec chce śmierci własnego dziecka wiesz Hope że nie jestem idealny ale przepraszam....

-Co?Tato...kiedy?...-powiedziałam cicho.

-w momencie w którym twój wujek powiedział że będę miał ciebie bałem się że uczynisz mnie słabym...ale gdy ujrzałem cię pierwszy raz zapragnąłem być warty bycia twoim ojcem i wiem że nie wychodzi i to bo wiele razy cie zostawiłem ale...-nie dałam mu skończyć .

-Stop!tato...przecież to wiem mówiłeś mi to już gdy miałam 7 lat ,no może pomijając to o zabiciu mnie no ale już nie ważne. powiem ci coś ,nie obchodzi mnie co robiłeś kiedyś ...owszem przestraszyłam się na początku gdy to mówiłeś nie lubię gdy mnie opuszczasz ale cie kocham..-zaśmiałam się cicho a tata usiadł kołomnie mierzwiąc mi włosy i uśmiechając się.-kocham cię mój mały wilczku-pocałował mnie w czoło.

Spojrzałam na niego i chwyciłam za poduszkę lezącą na fotelu i uderzyłam go nią w twarz chichocząc ,ten na początku wydawał się być zły a ja już miałam go przepraszać gdy on chwycił drugą poduszkę i również uderzył mnie tylko trochę mocniej postanowiłam to trochę wykorzystać i zachwiałam sie na nogach udając że lecę w dół a ten złapał mnie szybko przejęty lecz gdy zobaczył jak się śmieję zmarszczył brwi i a ja wykorzystałam chwilę nieuwagi i zaczęłam go okładać poduszką.już po chwili w całym pokoju latały pierze i oboje usłyszeliśmy otwierające sie drzwi przez które weszła reszta rodzinki....
 

................................................................................................................................................................

 jest kolejny rozdział szczerze mówiąc powiem że te wszystkie wyświetlenia czy komentarze dodają mi weny i nie mówię tak by zdobyć ich więcej czy coś tylko tak jest <3

-xXSalvatore1846Xx

The Daughter's Love [Klope ] (ZAWIESZONE)Where stories live. Discover now