Rozdział 14

400 76 30
                                    

Budzę się, ale nie mogę ruszyć żadną częścią ciała. Czuję się, jakbym była sparaliżowana. Próbuję się wyprostować, a wtedy każdy, nawet najmniejszy element mojego ciała, zaczyna przeszywać ból. Otwieram oczy. Nic dziwnego, że jestem cała obolała, skoro zasnęłam na fotelu. Wczorajszego wieczoru byłam co prawda bardzo zmęczona, bo od kilku dni brak mi było porządnego snu, ale żeby całą noc przespać w tak niewygodnej pozycji? Tylko dlaczego mama mnie nie obudziła? Czyżby spała tu razem ze mną?

Wzdrygam się na dźwięk tacki uderzającej o stolik. Spoglądam przez ramię za oparcie. Chyba zostanę w tej pozycji na dłużej, bo znowu wpadam w delikatne znieruchomienie. Mama właśnie przyniosła nam śniadanie, jak mniemam.

– Ups, muszę być ostrożniejsza – mówi, próbując przyodziać uśmiech, ale jak widzę, od wczoraj niewiele się zmieniło z jej stanem.

Z trudem wstaję i podchodzę do niej. Widzę, że na tacce stoją dwa kwieciste kubki. W jednym z nich zaparzona jest kawa, zapewne dla mojej mamy, to jej śniadaniowy nawyk. Z drugiego zaś unosi się para znad herbaty, na której powierzchni pływają drobinki kolorowych owoców, pochodzących z najróżniejszych stron świata. Oprócz tego, na talerzach położyła pokrojonego arbuza i świeżo zrobione kanapki; z serem, sałatą, pomidorem i szczypiorkiem. Siadam i zabieram się do jedzenia, jednak nie daje mi spokoju fakt, że nie mam pojęcia, co doprowadziło moją rodzicielkę do takiej postaci.

– Też tu spałaś? – Próbuję zacząć rozmowę, nie zadając od razu pytania, na które tak naprawdę chcę poznać odpowiedź.

– Tak, ale na kanapie. – Swoimi palcami z wymanikiurowanymi paznokciami chwyta ucho filiżanki i unosi ją do swoich ust. – Próbowałam cię obudzić, ale spałaś jak suseł.

Przecieram twarz dłońmi.

– Byłam bardzo zmęczona.

Miałam jakoś pociągnąć rozmowę, a tymczasem słychać tylko dyskretne przeżuwanie śniadania każdej z nas i popijanie kawy oraz herbaty. Próbuję przerwać tę ciszę, włączając telewizor. Zaczynam szukać filmu w gąszczu telenowel, programów informacyjnych lub śniadaniowych. W końcu zostawiam byle jaki kanał i odkładam pilota.

– Mogłaś włączyć... – zaczyna mama, ale przerywam jej moim pytaniem.

– Powiesz mi w końcu, co się stało?

Przewraca oczyma. Na jej twarzy zakłopotanie miesza się z irytacją, ale po chwili wszystko zakrywa jeden, głęboki smutek. Szklane oczy, jeszcze przed momentem szukające ucieczki, teraz wyrażają bezsilność. Nie potrafię zrozumieć całej tej sytuacji.

Po policzkach mamy spływają pojedyncze łzy, które pospiesznie stara się zetrzeć wierzchem dłoni. Tak jakby chciała, żebym ich w ogóle nie zauważyła. Za późno.

– Błagam, powiedz mi, bo oszaleję przez domysły.

– Jezu, Alice, nie drąż tematu!

Wstaje rozzłoszczona i niechcący uderza nogą o stolik. Różowawy kubek, wciąż jeszcze wypełniony kawą, przewraca się, a czarna ciecz powoli zaczyna kapać na śnieżnobiały, puszysty dywan, przykrywający część panelowej podłogi. Normalnie mama wpadłaby w szał. Teraz patrzy z zupełną obojętnością. Wzrusza ramionami i wychodzi z pokoju.

Co tu się odpieprza?

Ruszam do kuchni w poszukiwaniu naszej gosposi, przez mamę nazywaną sprzątaczką, ale sprzątanie to nie jej jedyne zajęcie w naszym domu. Wydaje mi się, że powinna już być w pracy, ale nie mogę jej nigdzie znaleźć, więc sama biorę się za ogarnięcie tego bałaganu.

Gdy kończę jeść śniadanie, odnoszę wszystko do kuchni, a mama z prędkością tornada przemieszcza się ze swojej sypialni do drzwi wejściowych. Chyba coś do mnie mówi, w stylu „Lecę do pracy" albo „Będę później". Nie jestem jednak pewna, może to tylko omamy, może nie odezwała się słowem.

Podczas jedzenia dostałam esemesa od Jamesa, że dzisiaj znów spotykamy się na próbie, więc idę na górę, by przygotować się do szkoły, a później móc wybrać się prosto do Mike'a.

Wchodzę do naszej „próbowni". Jestem pierwsza, poza Mikiem, oczywiście. Podchodzę do niego, by się przywitać i siadam na kanapie.

– Co jest? – Chyba dostrzegł pogmatwanie, które towarzyszy mi od samego ranka.

– Też bym chciała wiedzieć.

Zamykam oczy i opieram głowę o kanapę, szukając chwili wytchnienia.

– To znaczy? – Robi minę, jakby próbował mnie rozgryźć.

– Rodzice. Właściwie mama, nie ogarniesz.

Kiwa tylko głową, rozumiejąc, że nie ma sensu dalej zadawać mi pytań.

Dołącza do nas Douglas, lewą dłonią przeczesuje swoje gęste ciemnoblond włosy, a prawą podaje najpierw mi, a później Mike'owi.

– Ale jestem zmęczony – wyznaje, siadając za perkusją.

– A gdzie się wczoraj było? – pyta nieco wścibski Mike. – Randka z Kirą? Hmm?

Kręcę tylko głową w milczeniu, wiedząc, że to bez wątpienia nieprawda, bo moja przyjaciółka nie spotyka się z nikim poza mną i Danem, a już na pewno nie sam na sam. Nie jestem też szczególnie zainteresowana tym, co spowodowało, że Doug jest zmęczony, ale nasz basista łatwo nie odpuści. Właściwie jestem zdziwiona, że mnie tak szybko zaprzestał wypytywać. Być może znamy się za krótko, a on zachowuje się tak tylko w stosunku do swoich kumpli.

– Coś ty, musiałem pomóc wczoraj rodzicom.

– Okej, nie wnikam. – Odpuszcza, niezainteresowany. – Możesz sobie podać rękę z Alice, ona też jest wykończona przez rodziców.

Uśmiecham się tylko. Jak widać Mike'a intrygują chyba tylko plotki i ploteczki, ale sprawy rodzinne nieszczególnie go ciekawią. Swoją drogą, to prawda, że możemy razem Douglasem podać sobie ręce, ale wydaje mi się, że on naprawdę musiał tylko pomóc rodzicom, za to ja... Sama nie wiem, co się właściwie wydarzyło i byłam chyba tylko niepotrzebnym elementem w całym tym zdarzeniu. Mama pewnie uznała salon za bezpieczną przestrzeń, bo nie jestem tam częstym bywalcem.

Z moich rozważań wyrywa mnie wchodzący Keith, który mruga do mnie okiem i wita się ze mną buziakiem w polik. Zadziwiających wydarzeń ciąg dalszy.

– Gdzie nasza gwiazda? – pyta żartobliwie drugi gitarzysta, podchodząc do chłopaków z instrumentem przewieszonym przez ramię.

– Spokojnie, już jestem.

Dźwięk niskiego i aksamitnego, zdawałoby się, głosu, a po chwili widok karmelowych oczu i nonszalanckiego uśmiechu, wprawia mnie w niepohamowaną radość. Próbuję nie okazać mojej przesadnej ekscytacji, żeby James nie poczuł się zbyt pewnie w naszych relacjach. Kiedy zbliża się do mnie, czuję się jak spłoszone zwierzę, które nie za bardzo orientuje się w sytuacji, w której się znalazło. Nie wiem, co powinnam zrobić. Wstać? Siedzieć? Przytulimy się jak wczoraj na pożegnanie, czy... Kiedy na mojej dłoni ląduje dłoń Jamesa, moje tętno przestaje być przyspieszone i wraca do normy, ale chyba liczyłam na coś więcej.

Skoro wszyscy są już na miejscu, wstaję i podłączam swoją gitarę do wzmacniacza, podobnie jak robi to Keith. Mike siedział już przygotowany, kiedy przyszłam. Douglas uderza w werbel i chcąc nie chcąc mrugam przy każdym uderzeniu. Chyba nigdy się do tego przyzwyczaję, bo wydaje mi się, że do tego po prostu nie da się przyzwyczaić. Tak działa mój organizm i nie mam na to wpływu. Co ciekawe, kiedy gramy wszyscy razem, w ogóle nie reaguję na to tak, jak gdy słyszę ten dźwięk osobno.

James popija wodę i staje za mikrofonem, rzucając mi spojrzenie, które sama nie wiem, co ma wyrażać. Po prostu patrzy na mnie i patrzy. Wydaje mi się, że zwyczajnie skierował wzrok gdzie bądź, ale myśli zupełnie o czymś innym, dlatego wydaje się taki nieobecny. Zbyt głośno podkręcony bas wyrywa go z zamyślenia.

– Ej! – wykrzykuje niespodziewanie Douglas i wszyscy spoglądamy na niego. – Przyniosłem ciasto!

Dream Big #1 ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz