Opuszczam kabinę i zakładam na siebie piżamę. Biorę głęboki oddech i opuszczam pomieszczenie. Matt czeka w salonie. Niepewnie kieruje się właśnie do niego, a potem siadam obok.

— Jak się czujesz? — Pyta cicho.

— Lepiej. Dzięki — odpowiadam nieco spokojniej.

— A ty? — Serio Emily, na nic więcej cię na stać?

— Tez dobrze — mówi, drapiąc się po karku.

— Wtedy. W sklepie muzycznym — zaczynam — byłeś jakiś inny. Nieobecny.

— Kiedyś, gdy byłem mały, grałem na takim fortepianie, jak był w tamtym sklepie. Grałem wtedy, gdy ojciec bił moją matkę, aby zapomnieć o bólu — te słowa wypowiada z takim spokojem, że zaczynam się go bać — zawsze, gdy mnie uderzył po pijaku, odczuwałem ból tak samo, jak za pierwszym razem. Mój ojciec był wojskowym, ale po tym, jak na wojnie zginęła jego siostra... Po prostu się załamał. Każdego dnia pił a swój ból wyładowywał na mojej matce. Byłem małym chłopcem, a już wtedy mogłem coś zrobić, ale nie zrobiłem. Każdego dnia patrzyłem, jak ją bije i nic nie zrobiłem. — Kładzie głowę na mojej piersi — lał ją, a ja siedziałem przy tym głupim fortepianie i nic nie zrobiłem. Grałem, aby nie słyszeć krzyków, aby nie cierpieć. Cholera ja nic nie zrobiłem. To wszystko była moja wina. — Tule go do piersi i przytulam, szepcząc, że nie miał innego wyjścia, że to nie jego wina. Był dzieckiem...

— Spójrz na mnie — prosze — to nie twoja wina. Słyszysz? — delikatnie dotykam jego polika i patrzę w oczy.

— Mój brat pewnego dnia się mu sprzeciwił — zaczął, a jego poliki znowu zrobiły się mokre od łez — mój ojciec go zabił, a ja patrzyłem na to, jak ten potwór się śmieje nad jego ciałem. Leżał taki blady. Zakrwawiony i posiniaczony. Moja mama wiedziała, że nie może dłużej czekać i najpierw się wynieśliśmy, a potem wstąpiła o rozwód — mówi drżącym głosem — dlaczego nie mnie to spotkało? Dlaczego nic nie zrobiłem? — Pyta cicho, a ja bez słowa patrzę w jego oczy. Po prostu przytulam go do siebie i zaciągam się jego zapachem. Widzę, że jego oddech jest ciężki.

Mija kilka minut, a on zasypia wtulony we mnie. Delikatnie układam go na kanapie, uważając na nogę. Przykrywam kocem i opuszczam salon. Wchodzę po cichu do pokoju Katy i patrzę, jak słodko śpi. Jej oddech jest spokojny. Lekko uśmiecham się pod nosem, widząc nową gitarę w rogu pokoju. Podczas gdy spałam, widocznie musiała grać. Siedzę tak przy niej dobre kilka minut, po czym opuszczam pokój.
Wchodzę do swojego pokoju i opadam na łóżko. Powoli składam wszystkie fragmenty moich myśli w całość, a gdy udaje mi się to, oddaje się snu.

Budzą mnie promienie słońca przedzierające się przez okno. Mimowolnie unoszę powieki i czuje, jak bardzo nie chce mi się wstać. Lekko rozprostowuje ręce i podnoszę się z łóżka. Zerkam przez okno i uśmiecham się pod nosem, widząc piękną pogodę, jaka po prostu wdziera się przez okno. Schodzę na dół i dostrzegam, że Matt jeszcze śpi zawinięty w koc, jakim go przykryłam. Zerkam co jakiś czas na niego i zabieram się za przyrzeczenie jakiś prostych kanapek.

— Ranny ptaszek już wstał? — Słyszę głos za sobą.

— A panu widze, że dzisiaj humor dopisuje — komentuje z uśmiechem.

— Na pewno lepiej niż wczoraj — odpiera, ciężko wzdychając i zabiera z blatu jedną kanapkę — mm... Pyszna — mówi rozmarzony.

Pomóż mi odnaleźć siebie [Zakończone]Where stories live. Discover now