Kocham Cię, ale...

254 24 4
                                    

*Eleonora

Idę ulicą.
Jest noc, a drogę rozjaśnia mi tylko światło księżyca.
Nagle słyszę krzyk. Znam ten głos. Biegnę w stronę, z której on dochodził. Otwieram drzwi kopniakiem i wpadam do domu, w którym jeszcze niedawno mieszkałam. Rozglądam się uważnie, jednak nie widzę nikogo.
-Mamo!-krzyczę najgłośniej jak tylko potrafię. Nie słyszę odpowiedzi. Przeszukuję dokładnie każdy pokój po kolei, ale nigdzie jej nie ma. Znowu słyszę krzyk dochodzący znikąd. Wołanie o pomoc. Nagle otacza mnie całkowita ciemność i pustka. Znika dom, ściany, pokoje. Chodzę w kółko po omacku, nie wiem gdzie jestem. Chcę iść za głosem, ale nagle milknie, tylko po to, aby po chwili znowu się odezwać. Jednak już nie jest to delikatny, matczyny głos. Jednak również nie jest mi on obcy. Wypowiada tylko jedno zdanie.
Zginęła przez ciebie.
Nie chcę w to wierzyć. Chcę temu zaprzeczyć, wykrzyczeć, że to kłamstwo. Nie mogę. Głos grzęźnie mi w gardle. Po raz ostatni słyszę moją mamę.
Mogłaś go powstrzymać...
Próbuję coś powiedzieć. Jednak nadal nie mogę. Zaczynam biec. Biegnę przed siebie, chociaż sama nie wiem dokąd. Wokół mnie jest całkowita pustka. Tracę oddech, czuję jak płuca ściska mi jakaś niewidzialna siła. Upadam...

-Jestem przy tobie-czułam, że ktoś trzymał moją dłoń. Nie wiedziałam czy to sen czy już rzeczywistość. Czułam, że mam coś wbite w rękę. Odruchowo próbowałam się tego pozbyć, jednak ktoś mnie powstrzymał-To kroplówka-usłyszałam informacje-Musisz to mieć podłączone-głos był delikatny, ale stanowczy. Powoli otwarłam oczy i rozglądnęłam się dookoła. Rozmazane kształty stopniowo zaczęły nabierać ostrości. Nie znałam pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Nie znałam też jednego z mężczyzn, który był tam ze mną. Łysy, ubrany w elegancką koszulę, kręcił się obok łóżka i zadawał pytania, na które w tamtym momencie nie byłam w stanie odpowiedzieć. Udało mi się jedynie ruchem głowy potwierdzić lub zaprzeczyć.
-Powinieneś dzwonić po karetkę, albo jechać od razu do szpitala-zwrócił się do Michaela siadając po drugiej stronie łóżka.
-Nie wziąłem telefonu, a szpital jest daleko, zanim przebiłbym się przez miasto minęłoby za dużo czasu, dlatego przyjechałem do ciebie-zaczął tłumaczyć całą sytuację-Co z nią?
-Wygląda na to, że to nic poważnego, ale bez badań nie mogę tego stwierdzić w stu procentach-Spróbowałam podeprzeć się na ramionach i usiąść. Sama nie dałam rady, ale kiedy tylko to zobaczyli, pomogli mi. Okropne uczucie, nie móc nawet się podnieść o własnych siłach.
Jeden z nich podał mi wody, gdy się napiłam spróbowałam coś powiedzieć.
-Gdzie jestem?-wychrypiałam tak cicho, że bałam się, że nikt nie usłyszał pytania.
-W domu u mojego znajomego doktora Frédérika-spojrzałam na mężczyznę w podeszłym wieku, siedzącego po prawej stronie łóżka.
-Frédéric Ariès-przedstawił się. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wybijający się francuski akcent.
-Co się stało? Jak się tutaj znalazłam?
-Byliśmy na klifach i zemdlałaś, pamiętasz?-w mojej głowie zaczęły pojawiać się jakieś mgliste przebłyski niedawnych wydarzeń-Przywiozłem cię tutaj, Fred na szczęście mieszka blisko
-Długo byłam nieprzytomna?
-Ocknęłaś się w samochodzie, ale byłaś bardzo słaba, zasnęłaś po tym jak Fred podłączył cię do kroplówki
-Nie pamiętam tego...
-Nie martw się tym-pogłaskał mnie po głowie-Teraz musisz odpocząć-kątem oka zauważyłam, że lekarz wstaje z miejsca.
-Zostawię was samych, bo żona czeka na mnie z obiadem, nie powinno się już nic złego dziać, ale gdyby coś to natychmiast mnie wołaj-zwrócił się do Michaela po czym wyszedł z pokoju. Zapadła cisza. Mój przyjaciel patrzył w okno po drugiej stronie pokoju i nie odezwał się ani słowem. Ułożyłam się spowrotem na poduszkach i próbowałam sobie przypomnieć co zaszło na klifach. Miałam przeczucie, że stało się coś ważnego, ale nie miałam pojęcia co. Pamiętałam jak przyjechaliśmy na miejsce, o czymś rozmawialiśmy, ale tematu rozmowy również nie mogłam sobie przypomnieć. Nie czułam sie dzisiaj za dobrze, odkąd dostałam wiadomość od Christophera. Zawierała tylko datę i miejsce. Na początku nie rozumiałam o co chodzi. Spotkanie? Miałam się z nim spotkać jakiś czas temu, ale nie zrobiłam tego ze względu na Michaela i stan w jakim się znajdował. Musiałam być wtedy przy nim. I od tamtej pory nie dawał znaku życia więc myślałam, że zostawił mnie w spokoju. Na tym spotkaniu także nie zamierzałam się pojawiać. Jednak jakieś kilkanaście minut po tym jak dostałam smsa do kuchni wszedł Paul, jeden z ochroniarzy, trzymając w ręce białą kopertę, na której było napisane moje imię. Powiedział, że widział jak ktoś podrzucił ją do skrzynki na listy. Rzadko ktokolwiek z niej korzystał, bo przesyłek od fanów było tak dużo, że ktoś zawsze je odbierał od listonosza i zanosił do pokoju, w którym Michael je później przeglądał. Gdy osoba, która przyniosła list zobaczyła ochroniarza natychmiast uciekła. Paul myślał, że to jakiś fan, dlatego był mocno zdziwiony, gdy się okazało, że to ja jestem adresatem. Mi wydawało się to dość podejrzane. Tylko jedna osoba mogła wiedzieć, gdzie się znajduję... Nie rozpoznałam charakteru pisma na kopercie. Od razu ją otworzyłam i wyjęłam zawartość. Gdy zobaczyłam co jest w środku odebrało mi mowę. Znajdowało się tam jedno zdjęcie, które przedstawiało zmasakrowane ciało kobiety. Nigdy nie byłam wrażliwa na takie sceny, ale tym razem zrobiło mi się słabo, mimo że nie znałam osoby ze zdjęcia. Do fotografii dołączona była bransoletka mojej mamy, z którą nigdy się nie rozstawała. W kopercie nie było nic poza fotografią i biżuterią. I nic więcej nie było potrzebne, bo to co w niej znalazłam było wystarczająco wymowne. Wiedziałam, że na kolejnym spotkaniu będę musiała się pojawić, niezależnie od tego co miałoby się tam wydarzyć. Z nerwów nie mogłam niczego przełknąć. Nawet zwykła woda z trudem przechodziła mi przez gardło.
Miałam czas do jutra.

Rehab | MJ | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz