Nie jesteś sam

334 29 3
                                    

*Eleonora

Noc minęła prawie bezsennie. Przez emocje z całego dnia nie mogłam zasnąć. Rozmyślałam o tym, czy powiedzenie Michaelowi o groźbach było dobrym pomysłem... chociaż nie wziął ich chyba na poważnie. Jednak ja wiedziałam, że muszę coś zrobić, aby za wszelką cenę zapobiec jakiejś katastrofie, która mogła się wydarzyć jeśli Chris postanowi spełnić to o czym pisał. Nadal nie byłam pewna jak rozwiązać ten problem. Nałatwiej byłoby wyjechać, ale wtedy szukałby mnie i robił wszystko, aby zmusić mnie do powrotu. Byłby zdolny skrzywdzić każdego kto miał ze mną jakikolwiek kontakt. Myślę, że nie miałby oporów nawet przed zrobieniem krzywdy mojej mamie. Mimo tego co zrobiła, nadal była moją matką i nie chciałabym, aby cokolwiek jej się stało. Myślałam też nad zgłoszeniem tego na policje, ale kto uwierzy wariatce, która niedawno opuściła psychiatryk? A nawet jeśli, to skąd mogę mieć pewność, że zostanie skazany? Miał znajomości i pieniądze, za które jak wiemy, można kupić nawet wolność. Zostało jedno wyjście. Muszę wrócić do domu... i wyjechać z Chrisem, gdzieś daleko. Jak najdalej od wszystkich ludzi, których znam. Wzięłam do ręki telefon i napisałam wiadomość. Wahałam się przez chwilę, ale ostatecznie nacisnęłam "Wyślij". Mimo wczesnej godziny na odpowiedź nie musiałam czekać długo. Chris zgodził się na moją propozycje spotkania. Teraz nie było już odwrotu... Poleżałam jeszcze jakiś czas pogrążona we własnych myślach, do póki nie usłyszałam, dźwięku otwieranych drzwi, który świadczył o tym, że Michael już nie śpi. Chyba zaglądnął do mojego pokoju, ale z racji tego, że byłam odwrócona tyłem do drzwi, pewnie myślał, że jeszcze śpię. Widocznie nie zamierzał mnie budzić, gdyż zaraz wyszedł spowrotem na koryrarz. Gdy zapadła całkowita cisza postanowiłam w końcu wstać i zacząć poranną rutynę. Po ubraniu się i wykonaniu wszystkich czynności, które zazwyczaj robi się rano postanowiłam zejść na dół, gdzie spodziewałam się Michaela i pani kucharki. Ale ku mojemu zdziwieniu będąc już na schodach oprócz znanego mi męskiego głosu usłyszałam obcy kobiecy głos. Przystanęłam na chwilę przed wejściem do pokoju i nie chcąc przeszkadzać postanowiłam pójść po cichu do kuchni. Ale wtedy usłyszałam swoje imię...

*Michael

Elizabeth stanęła w progu mojego domu już nastepnego ranka. Po ciepłym przywitaniu i zaniesieniu bagaży do pokoju, w którym miała spać zasiedliśmy do śniadania. Było dosyć wcześnie i Eleonora jeszcze spała więc poznanie ich ze sobą musiało zaczekać. Z jednej strony zależało mi, aby ich sobie przedstawiać, ale z drugiej bałem się, że zaczną skakać sobie do gardeł... i to wcale nie tylko w przenośni. Ale musiałem od tych myśli trochę się oderwać, gdyż Liz zaczęła temat swojego ślubu. Przez to wszystko całkowicie o tym zapomniałem. No i cóż, ona też mnie chciała z kimś poznać. Ale jej przyszły mąż miał przyjechać dopiero za kilka dni. Chciałem ten czas wykorzystać z nią jak najlepiej.
-Twój narzeczony nie miał nic przeciwko, abyś spędziła kilka dni u mnie? - Gdy spytałem popatrzyła na mnie trochę zdziwiona
-A czemu miałby mieć?
-No wiesz jak było z poprzednimi... bywali zazdrośni - Liz słysząc to tylko machnęła ręką
-Mam już swoje lata, mogłabym być twoją matką
-No tak... czasem o tym zapominam - z Liz tak dobrze się dogadywaliśmy, że nie myślałem o tym, że jest ponad 20 lat starsza ode mnie. Umysłowo nadawaliśmy na tych samych falach. Może nie zgadzaliśmy się w każdej kwestii, ale potrafiliśmy się zrozumieć i po tylu latach przyjaźni często nie były do tego potrzebne nawet słowa. Kłóciliśmy się, czasem bardzo ostro, ale zawsze umieliśmy się pogodzić i okazać wsparcie, gdy było ono niezbędne.
-Z resztą, nikt mi nie będzie zabraniał widywać się z przyjacielem
-A jeśli już o wieku mowa... to ile on ma lat?
-Jest trochę młodszy - słysząc to popatrzyłem na nią znacząco -Ma 40 lat... prawie, z resztą wiek jest bez znaczenia, może teraz ty opowiedz co u ciebie? - szybko zmieniła temat wiedząc, że jestem sceptyczny co do jej związków z dużo młodszymi mężczyznami. Wynikało to z tego, że znałem historię jej poprzednich romansów i we wszystkich okazywało się, że zależało im głównie na jej bogactwie. Ale Liz nie jest naiwna i kiedy zobaczyli, że nie mogą nią manipulować i żyć za jej pieniądze związki szybko się kończyły.
-Powoli wracam do codzienności, zaczynamy pracę nad albumem, chyba jest coraz lepiej
-Bierzesz leki?
-Nie... ale od kilku dni mam znowu problem z zaśnięciem
-Coś się dzieje? Stresujesz się czymś?
-Nie, chyba nie
-A co z tą dziewczyną? Może to przez nią?-spojrzałem na nią zdziwiony, że pamięta o moich planach przyjęcia współlokatorki.
-A co ona by miała mieć z tym wspólnego?
-Ty mi powiedz, raczej do końca normalna nie jest skoro była w psychiatryku
-Liz proszę cię, nie była tam z własnej woli
-Raczej mało kto idzie do wariatkowa z własnej woli - odpowiedziała ironicznie
-Źle to ująłem, ale Eleonora jest całkiem normalna - przez chwilę panowała cisza, aż w końcu podjąłem temat spowrotem i opowiedziałem Elizabeth po krótce historie Leny, przynajmniej tą część historii, którą znałem, nie wchodząc w szczegóły. Zakończyłem na tym, że partner jej matki odpuścił, ale.... ona ciągle o tym nie wiedziała.
-Nie możesz wiecznie tego ukrywać, przecież i tak się dowie prędzej czy później
-Boję się, że jak jej powiem to odejdzie
-Michael...co ty właściwie o niej wiesz? Nawet jej dobrze nie znasz-nie odpowiedziałem, bo właściwie nie było o czym mówić. Mieszkaliśmy razem od jakiegoś czasu, ale nigdy nie mówiła wiele o sobie. Miałem wrażenie, że bardzo się pod tym względem pilnowała, aby przypadkiem nie pozwolić poznać się za bardzo. Tylko raz, wczoraj, pozwoliła sobie na upust emocji, ale poza tym trzymała dystans.
-Jeśli ona odejdzie zostanę sam
-Mike, chcesz ją tutaj zatrzymać na siłę? - Milczałem, bo nie wiedziałem co odpowiedzieć -Ona prędzej czy później się dowie, że ją okłamujesz...
-Liz wiem że się dowie, ale chcę to odciągać jak najdłużej się da
-Jeśli powie jej o tym adwokat i przy okazji wspomni, że ty wiedziałeś, możesz jej już nigdy nie zobaczyć - Zamilkłem po raz kolejny. Nie patrzyłem na to w ten sposób i właśnie sobie uświadomiłem, że moja przyjaciółka ma racje. Wtedy usłyszałem, że ktoś wszedł do pokoju. Była to Eleonora, kiedy tylko na nią spojrzałem już wiedziałem, że słyszała naszą rozmowę.
-Jak mogłeś mnie okłamywać? - zatrzymała się i oparła ręce o stół po czym wbiła we mnie świdrujące spojrzenie -Wiesz jakie to jest dla mnie ważne?
-Jeśli bym ci powiedział, odeszłabyś-Nic innego nie miałem na swoje usprawiedliwienie. Wiedziałem, że jej to nie przekonało.
-I myślałeś, że kłamstwem sprawisz, że zostanę?
-A gdybym powiedział ci prawdę zostałabyś?
-Nie, być może byłabym już gdzieś na drugim końcu kraju i Chris nie zacząłby ci grozić... - powiedziała zanim zdążyła ugryźć się w język.  Gróźb tych nie brałem jakoś specjalnie do siebie. Za dużo razy miałem z nimi styczność, żeby się bać. W przeciwieństwie do Eleonory. 
-Jakie groźby? - niespodziewanie do rozmowy włączyła się Elizabeth, która do tej pory głównie słuchała (co było do niej niepodobne).
-Nic poważnego - odpowiedziałem i machnąłem ręką. Lena nie skomentowała tego, ale teatralnie skrzyżowała ręce na piersiach-To naprawdę nic takiego, nie pierwszy raz ktoś mi grozi
-Daj mi numer do adwokata-mówiła spokojnym, chociaż zimnym głosem. Słysząc to w pierwszej chwili miałem sięgnąć po telefon, ale się zawahałem. Chciałem wymyślić jakąś wymówkę, aby nie musieć podawać jej numeru. Jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Dalsze kłamstwa nie miałaby sensu, a mogłyby tylko pogorszyć sytuację. Podałem jej swój telefon, aby przepisała sobie kontakt. Wyszła z salonu, aby zadzwonić, a ja zrezygnowany oparłem głowę o stół. Chciało mi się płakać z tego wszystkiego, na samą myśl, że znowu przyjdzie mi wracać do prawie pustego domu, do pracowników, którzy odzywają się, bo im za to płacę. Po chwili poczułem, że Elizabeth głaska mnie po głowie.
-Jestem przy tobie Mike - odgarnęła mi włosy opadające na czoło.
-Za kilka dni wrócisz do swojego życia, a ja znowu zostanę sam
-Michael jeśli będzie trzeba zostanę u ciebie dłużej - pokręciłem głową. Liz była moją najlepszą przyjaciółką, ale nie chciałem, aby ze względu na mnie rezygnowała, ze swojego życia. Powli starałem się zapanować nad emocjami.
-Nie trzeba, zajmę się nową płytą, koncertami...
-I znowu będziesz się zapracowywał
-Muzyka to moje życie
-Właśnie, zapomniałam ci o czymś powiedzieć... niedawno byłam na przyjęciu i rozmawiałam z pewną osóbką, która bardzo chce się z tobą spotkać
-Kto? - spytałem z zainteresowaniem
-Pamiętasz Lise?

*Narrator

Wszystko zaczęło się sypać i nie miał wyboru. Musiał odpuścić... przynajmniej na jakiś czas. Ale na jego szczęście ona chyba o tym nie wiedziała i sama pchała się wprost do niego. Gdy zaproponowała spotkanie oczywiście nie odmówił. Widocznie Jackson nic jej nie powiedział, bo inaczej zaczęłaby się zastanawiać dlsczego dał jej spokój. Chyba, że była głupsza niż mu się wydawało. To mu dawało nadzieję, że może jeszcze coś ugrać. Ale nie rozmyślał o tym zbyt długo.  Udał się prosto na stare lotnisko, które już od dawna nie było używane, przynajmniej oficjalnie. Czekał tam na niego facet, z którym załatwiał interesy. Jednak wieści z dalekiej Kolumbii były coraz gorsze. Zaparkował auto pod starym blaszakiem. W środku czekał już na niego kolumbijczyk w średnim wieku.
-Pablo wie, że kręcisz coś na boku - zaczął bez ogródek mężczyzna, gdy tylko Chris podał mu rękę
-Pablo ma na karku służby kolumbijskie i amerykańskie, nie będzie sobie zawracał mną głowy
-Ktoś cię podkablował amigo, on ci nie odpuści, ma tu swoich ludzi
-A ty Mateo? Też pracujesz dla niego
-Ostrzegam cię, wyjedź z Ameryki
-Nie wystarczy, że zmienię nazwisko?
-On cię znajdzie, drugiego ostrzeżenia nie będzie - mierzyli się przez chwilę wzrokiem, po czym bez słowa opuścił pomieszczenie i odjechał z piskiem opon. Ostrzeżenie... dostawał je już od kilku tygodni, ale dopiero teraz, gdy usłyszał to od kogoś zaufanego wiedział, że sprawa jest poważna. Był świadomy, że ryzykuje próbując oszukać kogoś takiego jak Escobar. Ale z drugiej strony robił to na tyle dyskretnie, że nie sądził, aby ktokolwiek się domyślił. Przez całą drogę powrotną spoglądał w lusterka, aby sprawdzić, czy przypadkiem ktoś go nie śledzi. Uspokoił się dopiero, gdy minął znak mówiący, że właśnie wjechał do Los Angeles, a wzdłuż drogi zaczęły pojawiać się budynki. Chociaż wiedział, że jeśli zaatakuje go ktoś od Pabla, nie zawacha się zrobić tego nawet w środku miasta.

***












Rehab | MJ | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now