✴️epilog✴️

3K 248 232
                                    

7 lat później

Na cmentarzu nie było nikogo, oprócz mężczyzny ubranego w luźną, błękitną koszulkę i z brązowymi kosmykami na głowie. Dookoła niego, na czerwonej smyczy chodził spokojnie ukochany czworonóg. Jakby zwierzak również odczuwał powagę tego miejsca. Odłożył na grobie bukiet kwiatów, pomodlił się i skierował ku wyjściu z cmentarza. Przychodził tutaj tylko raz w roku, ponieważ taką miał potrzebę. Gdyby zjawiał się tutaj codziennie, nie wyszłoby to dobrze na jego zdrowie, natomiast gdyby nie przychodził w ogóle, czuł by się podle.  Mimo wszystko nie mógł pozwolić, aby pamięć umarła. Pociągnął za sobą szpica ku bramie cmentarza i powiedział:

- Idziemy do domu Tannie.

***

Taehyung rozkładał właśnie koc na trawie, kilka minut przed godziną dwudziestą pierwszą. Wiedział, że do zachodu słońca zostało jeszcze trochę czasu, wolał jednak być wcześniej, żeby później tylko delektować się widokiem. A widok ten towarzyszył mu nieprzerwanie od ostatnich czterech lat. Po wypadku skończył studia i wrócił do Busan, aby kupić ich domek na wzgórzu. Dlatego teraz cieszył się, że nie musiał daleko iść z ganku na polankę, gdzie był najlepszy widok na Morze Japońskie. Spędzał tutaj większość czasu, to miejsce pomagało mu się uspokoić i zebrać myśli. Z zamyśleń wyrwało go szczekanie Yeontana.

- Wiem Tannie. Szkoda, że Ggukie nie może być tutaj z nami. Wiem, że za nim tęsknisz. Ja też.

Uśmiechnął się smutno pod nosem i spojrzał na swoje dłonie. Mimo że minęło tyle czasu, tyle lat. On nie potrafił zapomnieć. Nie potrafił zapomnieć co zrobiła jego matka, jak celowo go skrzywdziła, jak celowo Jeongguka... Momentalnie łzy napłynęły mu do oczu. To nigdy nie będzie proste. Nie kiedy jego nie ma teraz obok. Nagle pies zaczął skakać dookoła niego i szczekać jeszcze głośniej. Chciał krzyknąć w momencie, w którym ktoś zasłonił mu oczy dłońmi. W końcu nikt się tutaj nigdy nie kręcił, bo to było ich miejsce.

- Zgadnij kto to?

Brunet odwrócił się gwałtownie, przez co popchnął kucającego za nim chłopaka na trawę. Starszy patrzył się na niego zszokowany. Yeontan wykorzystał okazję i rzucił się na mężczyznę, próbując go lizać po twarzy.

- Co... Co ty tu robisz?

Młodszy spojrzał na niego markotnie.

- To ja tu się staram, tyram jak wół, żeby jak najszybciej wrócić do naszego domku, a jedyne przywitanie jakie zastaję to całusy od psa? A może ja chcę buziaka od mojego męża?

Taehyung uśmiechnął się szeroko i po chwili rzucił na swojego ukochanego. Od razu zaczął go całować, leżąc na jego torsie, i mimo że nawet nie znajdowali się na kocu, to wcale im to nie przeszkadzało. Piesek tylko wesoło skakał wokół nich, chcąc otrzymać od swoich opiekunów choć trochę uwagi. Kiedy oderwali się od siebie z cichym mlaśnięciem, pierwszy odezwał się starszy:

- Nie było cię tylko kilka dni, a czuję jakby minęły wieki.

- Zawsze tak mówisz jak wracam z pracy, ale nie moja wina, taka praca fotografa.

- Mówię tak zawsze, bo zawsze tak samo tęsknię - wyszeptał i złożył jeszcze jeden pocałunek na jego czole.

- Możemy w końcu normalnie usiąść? Bo czuję, że jak jeszcze chwilę tak będziesz na mnie leżał, to mi w końcu stanie.

- Głupek - wymruczał starszy, ale posłusznie wstał z jego ciała i usiadł z powrotem na kocu.

Jeongguk poszedł w jego ślady i sięgnął po drugi koc, którym ich okrył. Lipcowe wieczory bywały chłodne, mimo ciepłego słońca. Wtulił drobne ciało Kima w to swoje, a czoło oparł o jego ramię.

- Byłem dzisiaj u mamy na grobie - przerwał ciszę brunet. Większy nie odpowiedział mu, ale to nie szkodziło. Po prostu czuł potrzebę powiedzenia tego. Zawsze wybierał czas, kiedy młodszego nie było w domu, i dopiero wtedy szedł ja odwiedzić. Sam młodszy był tylko na jej pogrzebie. I nic dziwnego. Dużo przez nią przeszli, i to cud że może tutaj razem siedzieć razem z Kimem, ale był szczęśliwy jak nigdy.

- Ten widok nie przestanie mnie zachwycać - westchnął Taehyung, patrząc na słońce chowające się za horyzontem i podziwiał, jak mieni się w tafli wody.

- Ty jesteś bardziej zachwycający. Oszałamiająco wyjątkowy.

- To dużo trudnych słów Ggukie. Gdzie się ich nauczyłeś? - złapał rękę ukochanego w tą swoją, gdy poczuł, jak Jeongguk składa na jego ramieniu czułe pocałunki.

- Siedź cicho Kim.

- Lepiej mi nie podskakuj Jeon.

Młodszy tylko uśmiechnął się na, to co usłyszał i zaczął całować jego dłoń, kończąc na złotej obrączce założonej na serdecznym palcu, tak idealnie pasującej do tej jego. Oba pierścionki pięknie mieniły się w blasku zachodzącego.

- Mam wrażenie, że choćbym chciał od ciebie uciec, to ty zawsze znajdziesz sposób żeby mnie dorwać. No bo zobacz, prawie umarłeś mi wtedy, a i tak wróciłeś. Z jakiegoś powodu zawsze wracasz, racja? - odchylił głowę do tyłu robiąc szczenięce oczy. Młodszy pocałował go lekko w czoło.

- Zapomniałeś już? Jesteś moim przeznaczeniem. Ja należę do ciebie, a ty do mnie. I nie kłóć się ze mną. I cholera, to nadal takie niesamowite móc nazywać cię swoim mężem - westchnął i mocniej go do siebie przytulił.

- Czy to nie ty wyśmiewałeś mnie, jak mówiłem o tym całym przeznaczeniu i w ogóle?

- No najlepiej, żebyś od razu wszystko o mnie wiedział. Musiałem coś zostawić na później. Ale masz rację, jesteś moim najpiękniejszym przeznaczeniem. A nasze spotkanie było zapisane w gwiazdach.

Po swoich słowach pocałował go po raz kolejny i kolejny, ale nie spieszył się. Wiedział bowiem, że będzie miał dla niego całą wieczność, bo są jak gwiazdy, które świecą dla siebie jasno i mocno. Tak mocno jak biją ich serca.

Koniec

(A/n: naprawdę ciężko mi to kończyć, bo siedziałam nad tym przez prawie trzy miesiące, ale niczego nie żałuję. Dziękuję za gwiazdki i wyświetlenia. Jak się okazało, ten fanfik miał jakikolwiek rozgłos. Do zobaczenia może w przyszłych pracach :* )

You're my destiny ⭐ TaekookTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang