Moje skarby

2.4K 131 8
                                    

Elizabeth

Kiedy Devon wydał polecenie temu gorylowi zimny dreszcz przeszył moje ciało. Co on chce zrobić z Sarą? Jak mogłam zapomnieć że ten człowiek nie cofnie się przed niczym żeby osiągnąć swój cel.Czuję jednak, że bez znaczenia czy zgodzę się podpisać czy nie i tak źle się to skończy. Drzwi ponownie się otwierają i do środka wchodzi ten cały Bill ciągnąc za sobą Sarę. Biedna jest nadal obolała po tym co stało się w piwnicy. Goryl Bill popycha ją w stronę Devona z taką siłą, że blondynka upada z głośnym jękiem. Długo się nie zastanawiam, dobiegam do niej i mocno obejmuje. Sara cichutko płacze,ja głaszczę jej włosy, żeby choć trochę ją uspokoić. Sama jednak strasznie się boje. Devon i Bill stoją teraz nad nami,ten pierwszy patrzy na mnie z taką pogardą jakiej jeszcze u nikogo nie widziałam, drugi zaś raz po raz skanuje odsłonięte nogi Sary z lubieżnym uśmiechem.
-Zapytam jeszcze raz,podpiszesz?-pyta Devon i chociaż jego ton głosu jest spokojny on sam zaciska pięści. Nie wiem co zrobić.Spoglądam na Sarę która już trochę się uspokoiła i widzę że jest mocno zdezorientowana. No tak przecież nic nie wie o umowie. Moje przedłużające się milczenie widać zirytowało Devona ,więc chwycił mnie za włosy stawiając na nogi. Przez zaskoczenie i ból spowodowany tym czynem głośno krzyknęłam. On zaś przyciągnął mnie do siebie i przełożył do mojej szyi nóż. Nawet nie wiem kiedy i skąd go wyjął.Czuję jak łzy spłwają po moich policzkach,ledwo powstrzymuję szloch.
-Widzę, że jednak muszę ci pomóc w podjęciu decyzji- mówi to w prost do mojego ucha,po czym odwraca się do swojego goryla
-Bill może ty przekonasz moją siostrę jak zobaczy jak dobrze bawisz się z blondynką?
Na jego słowa zadrżałam. Bill jednym sprawnymi ruchem szarpnął Sarę, po czym przycisnął jej ciało do swojego. Zrobił to w taki sposób żeby jej plecy były dociśniete do jego klatki piersiowej. Nie mogłam się ruszyć Devon nadal dociskał nóż do mojej szyi. Mogłam tylko patrzeć jak obrzydliwe łapska tego goryla dotykają ciała Sary. Dziewczyna łkała ale tak jak ja też nic nie mogła zrobić oni byli za silni. W pewnym momencie Bill lewą ręką obiął w pasie Sarę a prawą sięgnął coś z kieszeni. Na początku nie wiedziałam co to jest dopóki nie przybliżył tego do Sary. To był nóż sprężynowy. Bill go odblokował i wysunęło sie ostrze. Sara zadrżałam gdy przyłożył go do jej brzucha.
Zaczął sunąć ostrzem w dół do uda, na którym zrobił naciecie.Sara krzyknęła z bólu i próbowała się wyrwać, bez skutku.
-To jak?zmieniłaś już zdanie?-zapytał z kpiną Devon. W tym czasie jego goryl nadal macał Sarę a ta łkała. Nie było już sensu dalej przedłużać. Musiałam podpisać.
-Podpiszę- odpowiedziałam.
Devon kiwnął głową na Billa na co ten puścił Sarę, która od razu upadła na podłogę. Ja zaś zostałam pociągnięta za ramię w kierunku biurka. Devon pchnął mnie tak mocno,że uderzyłam o kant biurka brzuchem. Prychnął tylko na ten widok i podłożył mi pod nos dokumenty. Już miałam złożyć swój podpis gdy usłyszeliśmy głośny huk.
-Bill sprawdź co się dzieje-wydał polecenie Devon i ostrożnie podszedł do okna. Nie czekając na dalsze wydarzenia naj dyskretniej jak się dało podeszłam do Sary,która już znacznie spokojniejsza skulona siedziała na podłodze w kącie. Kolejny huk. Potem jakby strzały. Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam nadzieję, że nasz koszmar się skończy.

Thomas

Nie mogłem czekać dłużej. Uznałem,że jest wystarczająco ciemno żeby już zaczynać. Zajęliśmy wcześniej ustalone pozycje.Wyjąłem i odbezpieczyłem broń.  Poszedłem przodem. Kilka trików i zamek ustąpił. Było łatwo zbyt łatwo.Okazało się, że wejście prowadziło wprost do kuchni. Rozejrzałem się dokładnie czy droga wolna po czym gestem dłoni dałem znać chlopakom, że mogą iść za mną.Wyszliśmy na korytarz. Postanowiłem, ze ja z Owenem pójdę prosto a pozostała dwójka zejdzie do piwnicy,do której wejście zauważyłem. W korytarzu były trzy pary drzwi. Zaglądaliśmy do wszystkich po kolei. Kazałem Owenowi skontaktować się z drugim zespołem,który mógł już wkroczyć za nami. Na końcu korytarza dostrzegłem światło,można też było usłyszeć czyjąś rozmowę. Po prawej stronie były schody na piętro.  Nie mogliśmy przejść niezauważeni. Postanowiłem zdezorientować przeciwników rzucając granat dymny. Już po kilku sekundach od wybuchu jeden z ludzi Devona biegł w naszym kierunku. Zanim nas zauważył, Owen który ustawił się bliżej oddał strzał w jego nogę. Ustaliliśmy wcześniej, że nie będziemy zabijać. Facet nie upadł tylko oparł się o ścianę od razu wymierzył broń w Owena. Strzeliłem. Zanim upadł on też zdążył nacisnąć spust,na szczęście chybił. Wytropienie kolejnego z ludzi Devona było trudniejsze. Ukryły się we wnęce. Między nami rozpetała się strzelanina do której dołączyli policjanci z drugiego zespołu. Wycofałem się w stronę schodów i kierowałem się na piętro. Z znienacka na schody wyskoczył wielki jak szafa facet. Strzelił,uskoczyłem. Niestety nie dostatecznie szybko i kula drasneła mnie w ramię. Ignorując ból, odczekałem na moment jego nieuwagi. Wyskoczyłem z kryjówki i oddałem serię strzałów. Udało mi się go trafić i przy okazji opróżnić cały magazynek. Mój przeciwnik nie ruszył się z za drzwi ,które obrał sobie za kryjówkę. Miałem okazję, żeby zmienić magazynek. Musiałem sprowokować go do działania,jedyne co przychodziło mi teraz do głowy to granat hukowy,który już parę sekund później rzuciłem w kierunku przeciwnika. Osiagnąłem zamierzony cel. Mój przeciwnik lekko kulejąc ruszył w moim kierunku. Nie chciałem do niego strzelać.
-Stój i odrzuć broń! -krzyknąłem. Zatrzymał się. Nadal jednak obaj mierzyliśmy do siebie bronią.
-Budynek jest otoczony,niemasz szans wyjść z stąd żywy jeśli się teraz nie poddasz- powiedziałem widząc jego zacięty wyraz twarzy. Opuścił broń. Wezwałem posiłki przez komunikator. Przyszedł Owen z dwoma mundurowymi. Jeden z nich skuł dryblasa. Dotarliśmy do ostatnich drzwi. Do pomieszczenia wszedłem jako pierwszy na samym środku stało krzesło na którym siedziała ona -Elizabeth, przy jej nogach na podłodze kuliła się moja siostra. Gdy je zobaczyłem serce na moment przestało mi bić. Moje skarby.
Na samym końcu spostrzegłem jego. Devon stał za Lizie trzymając broń  przy jej skroni.
-To koniec Devon,jesteś otoczony.Puść dziewczyny wolno-powiedziałem ani na chwilę nie opuszczając broni.
Devon powoli omiutł nas  spojrzeniem,po czym roześmiał się jak szaleniec.
-To jeszcze nie koniec-odpowiedział.
-Rzuć broń i puść  dziewczyny-powtórzyłem.
Devon spojrzał na mnie w taki sposób, już wiedziałem co muszę zrobić. Strzeliłem. 

Jednak chyba lepiej wychodzą mi sceny +18 niż te akcji😳
Dziękuję za wszystkie gwizdki i komentarze.

Ochroniarz (Zakończone)Where stories live. Discover now