Żabcia

98 8 3
                                    

- Po prawej las, po lewej las, za tobą drzewo, przed tobą drzewo... - mówił niechętnie Jeff prowadząc mnie przez bór

Nie docierało do nikogo, że jestem tu z przymusu i chce wrócić do domu. Nawet Eyeless Jack mnie sprzedał, a Laughing bał się w ogóle cokolwiek powiedzieć. To jest po prostu jakaś komedia, która bawi tylko jedną ze stron.

- Jason do cholery gdzie ty jesteś - westchnęłam

- A to żabcia... Mówiłaś coś? - spytał odwracając się do mnie

- Nie, absolutnie nic - odpowiedziałam

Chwycił mocniej za sznur którym mnie związał, tak na wypadek jakbym chciała uciec, i pociągnął mnie w stronę miasta.

- Ty jesteś pewny, że to dobry pomysł? - spytałam ciągnąc chłopaka ponownie w stronę lasu

- Nie, ale nic innego nie wymyśliłem - odpowiedział dalej idąc przed siebie

- A co jeśli ktoś cię rozpozna? - zapytałam dalej opierając się

- Martwisz się? - parsknął Jeff

- O ciebie? Nigdy! A żebyś się w piekle spalił - prychnęłam

- W piekle? Nie chce się jeszcze po śmierci z tobą tam męczyć - odgryzł się

- Widzisz, nie możesz się mnie pozbyć - zaśmiałam się

- Przypominam, że przed twoim wybrykiem byliśmy całkiem zgraną rodzinką i było nam całkiem dobrze, także uspokój się - powiedział przykładając mi nóż do gardła

- Jason mówił coś innego kochasiu. - odcięłam się

- Z kim ja do cholery muszę przebywać - westchnął i przetarł twarz

- A może byś mnie wreszcie rozwiązał? - spytałam

- A może byś wreszcie współpracowała? - powtórzył po mnie  Jeff

- Innych też wiążesz? - zapytałam przewracając oczami

- Oni nie narzekają na wszystko i robią to co do nich należy, więc odpowiadając na twoje pytanie to... nie. Czuj się wyjątkowa, madame. - powiedział kłaniając się

Naprawdę strasznie mnie już denerwuje ten człowiek. Naśmiewa się cały czas, przedrzeźnia mnie, zachowuje się jak dziecko, no przecież ile można z kimś takim wytrzymać bez dostania na łeb?
Nagle na dole wzgórza na którym staliśmy dało się usłyszeć rozmowy oraz szczekanie psów.

- Zostań tu. - rozkazał Jeff odchodząc

Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale zamiast uciec z tego miejsca, postanowiłam zostać i poczekać aż ten cymbał wróci.

- Amy, to policja! - krzyknął Jeff biegnąc w moją stronę

- Chwila no to gdzie problem? Raz, dwa i się ich załatwi - powiedziałam zdziwiona jego zachowaniem

- Może i tak, gdyby było ich tylko paru, a oni są wszędzie. Nie wiem czego szukają, ale jeśli nas znajdą to będzie lipa. - wyjaśnił uspokajając oddech

- Trzeba wrócić i ostrzec innych zanim... - zaczęłam, ale w tym momencie przerwało mi warczenie psa, który pojawił się kilka metrów od nas

Jeff wyciągnął swój nóż i jednym ruchem pozbył się zwierzaka.

- Zwijamy się stąd. - oznajmił, a po rozcięciu lin krępujących moje ruchy zaczęliśmy biec

- A Jason i Candy? - spytałam zatrzymując się

- Nie ma czasu. - powiedział patrząc na mnie błagalnym wzrokiem

- To są moi przyjaciele! - krzyknęłam zła

- Tak samo jak i my. - odrzekł

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 26, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Silent Scream |REMONT|Where stories live. Discover now