~51~

155 13 8
                                    

Przez chwilę ani drgnęła, wpatrzona w zbliżające się zagrożenie. Obcy ludzie byli na tyle blisko, że mogła usłyszeć ich słowa, lecz nie potrafiła się na nich skupić.

- Edlin, słuchaj. - szept Ksena wyrwał ją z transu, w który nieświadomie wpadła. - Gdyby coś się stało, natychmiast biegnij w stronę lasu. Tam są nasze konie.

- Ale...

- Rozumiesz!? - spojrzał jej w oczy, a ona skinęła głową. - Masz bezwzględnie uciekać.

Po jej plecach przebiegł lodowaty dreszcz na myśl, że znajdą ich i zabiją. Ksen miał rację. Musieli uciekać.

- A co z resztą? - spytała nagle, nerwowo zerkając na przyjaciela.

- Za późno. - odparł cicho, wpatrując się w przybyszy. - Nie zdążymy ich ostrzec. Muszą poradzić sobie sami.

- Ksen! - zdenerwowała się. Jak mógł tak powiedzieć!?

- Zamknij się! - syknął, patrząc jej groźnie w oczy. - Od tego momentu masz być cicho!

Edlin skinęła głową, trochę wystraszona jego morderczym spojrzeniem. Ale znowu miał rację. Nie może z nim teraz dyskutować, gdy zbliża się do nich pięć osób, które mogą ich zabić. Nieświadomie wtuliła się plecami w lodowaty mur domu, przez przypadek poruszając najbliższą gałązką. Martwa roślina zaszeleściła nieznacznie, a Edlin została skarcona spojrzeniem Ksena. Skrzywiła się przepraszająco, po czym zamarła bez ruchu, postanawiając, że nie drgnie choćby kończył się świat.

Czekała, próbując nie trząść się z zimna. Ksen znajdował się niecałe pół metra obok, a może nawet jeszcze bliżej. Kociak drżał, przyciśnięty do jego piersi, lecz nie miałczał ani nie skarżył się. Z każdą sekundą nieznajomi zmniejszali dystans, zbliżając się do spowitego ciemnością domu. Edlin nie słyszała z wewnątrz żadnych głosów i pozwoliła sobie na cień nadziei, że jej przyjaciele w porę dostrzegli zbliżające się zagrożenie. Błagała w myślach, żeby zdążyli się ukryć.

- Wcale ich nie zgubiliśmy. - odezwał się nagle jeden z obcych, a Edlin drgnęła niespokojnie. Przynajmniej mówił w tym języku.

- Zgubiliśmy. - skomentował marudnie ktoś inny.

- Dobra, zamknijcie się. Daleko nie zaszli, powinni być gdzieś w okolicy. - to już trzecia osoba. Edlin cieszyła się, że to nie są dzikusy z Północy. - Sprawdźmy szybko ten dom, bo chciałbym już wrócić do żony i się wyspać. Zimno jak cholera, a my szukamy dwójki jakiś uciekinierów.

- Nie marudź. - westchnął jakiś starszy głos. - Dobrze. Nasza dwójka sprawdzi dom, wy zostańcie i przeszukajcie obejście. - Edlin dostrzegła w ciemności, jak siwiejący mężczyzna wykonuje oszczędne gesty, wskazując na swoich towarzyszy i wyznaczając im zadania.

- Tak jest. - westchnął niski strażnik, po czym ziewnął ukradkiem.

Rozdzielili się. Edlin przełknęła nerwowo ślinę, czując okropną suchość w gardle, gdy trzech mężczyzn zaczęło obchodzić dom. Wiedziała, że poplątane chwasty chronią ich przed spojrzeniami nieznajomych, lecz i tak skręcało ją ze strachu. Poczuła, że Ksen przysuwa się bliżej niej, lecz nie poruszył żadną gałązką i bezszelestnie zasłonił ją własnym ciałem. Zerknął jej w oczy, a dziewczyna poczuła się jakoś dziwnie podniesiona na duchu. Czuła od niego pewność, którą z chęcią przyjęła.

- Wróciłbym do domu. - jęknął sennie niski mężczyzna, który przed chwilą ziewał.

- Jak każdy z nas. - skomentował wrednie jeden z jego towarzyszy. Jego głos stopniowo cichł, gdy zniknęli za przeciwległym rogiem budynku.

~UCIEKINIERKA~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz