10. where is he?

505 32 14
                                    

- Jestem dla ciebie ważna? - spytałam lekko niedowierzając.

- Tak. Odkąd pojawiłaś się w naszym życiu, jest jakoś inaczej. Dużo namąciłaś. - zaśmiał się melodyjnie. - Ale poważnie. Jesteś dla mnie cholernie ważna i nie boję się tego powiedzieć. Rey, wiem jak to zabrzmi. Nie znamy sie długo, ani nie wiemy o sobie wszystkiego. Ale to dziwne uczucie cisnie mi sie nieustannie do głowy. Podobasz mi się. Nawet bardziej. Cholernie mi sie podobasz.

Siedziałam. Cały czas jego słowa dudniły mi w uszach. Podobasz mi się. Jesteś dla mnie ważna. Normalna osoba skakałaby do nieba słysząc jak ktoś tak cudowny i bliski jej sercu powie taką rzecz. Ja nie potrafiłam.
Już po chwili moje oczy zapełniły się słoną wodą. Pomyślcie, że jestem upośledzona. Tak. Też tak sądzę. Ale nawet po tylu latach bałam się. Bałam sie przywiązania do drugiej osoby i tego, że odejdzie.

- Rey? Co jest? Powiedz mi. - podniósł mój spuszczony podbródek patrząc mi prosto w oczy. Jego przenikliwe zielone tęczówki wierciły dziurę w moich niebieskich.

- Nie, nic. Głupie wspomnienia. - odparłam odwracając wzrok. Było mi wstyd.

- Nie są głupie. Są częścią ciebie. - znów zmusił mnie do spojrzenia na siebie. - Rey musisz się od tego uwolnić. Nie wymażesz ich z pamięci. Nawet nie powinnaś. Ale postaraj się z tym pogodzić. Pomogę ci. Będę cię wspierać. Damy radę. Razem. - odparwszy to, przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.

Nawet nie zauważyłam kiedy na moją twarz wprosił się malutki uśmiech. Nagle poczułam, że faktycznie z jego pomocą mogę dać radę. Zacząć żyć normalnie.

- Dziękuję Bill.

- Nie masz za co dziękować. Od tego jestem. - delikatnie sie odsunął i posłał mi ciepłe spojrzenie. - Chcesz zostac sama?

- Tak, chyba tak.

- Nie ma sprawy. Jak coś by się działo to mnie wołaj. - uśmiechnął się i powoli podniósł się z łóżka. Zaczął kierować się do drzwi. Gdy już był prawie u celu zwróciłam jego uwagę.

- Axl?

- Tak?

- Ty też jesteś dla mnie ważny. I też mi się podobasz. I to tak cholernie.

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szczerze i głęboko ukłonił. Następnie opuścił pokój.

Resztę dnia spędziłam w pokoju. W międzyczasie wpadła do mnie Judy, żeby poinformować, że razem z Saulem wychodzą, a reszty pijaków nie ma, bo poszli do klubu ze striptizem. Nie licząc Axla, który jak to miał w zwyczaju błąkał się po mieście niczym bezpański kot.

Będąc sama w domu postanowiłam zejść na dół i coś zjeść. Skierowałam się do skrzypiących schodów, którymi dostałam się do nie dużego saloniku, a następnie do kuchni. Zajrzałam do lodówki - nic. Do szawki - również nic. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W obrębie mojego wzroku znalazło sie jabłko. Dobre i to. Jutro wyskoczę na zakupy.
Chwyciłam owoc, i z zamiarem ponownego pójścia na górę wróciłam do salonu. Jednak ku memu zdziwieniu nie byłam w nim sama. W wejsciu stała postać, a mianowicie całkiem wysoka różowo-włosa dziewczyna, której pasemka spadały falami na ramiona.

Nie powiem, zdziwiłam się. Nigdy wcześniej jej nie spotkałam, ani w Hell House, ani w żadnym w odwiedzonych przeze mnie do tej pory klubów, a teraz widziałam ją stojącą przde mną w domu Gunsów.

Im dłużej się jej przyglądałam, tym więcej szczegółów zauważałam. Rozbiegany wzrok, podkrążone oczy. Suche usta oraz trzęsące się ręce.

Dziewczyna dopiero po chwili uświadomiła sobie moją obecność w pomieszczeniu.

- Jest Stradlin? - zapytała bez owijania w bawełnę.

- Nie ma go. Kim jesteś? - zapytałam cały czas w lekkim szoku. Nie codziennie spotyka się obcą laskę stojącą w twoim salonie.

- To gdzie do kurwy jest? - zignorowała moje pytanie.

- Nie mam pojęcia. Kim jesteś? - powtórzyłam pytanie podnosząc nieznacznie głos i zmieniając jego ton.

- Nikim kogo powinnaś znać. A wiesz kiedy może wrócić? - drążyła temat z co raz większym podirytowaniem.

- Nie, ale mogę mu coś przekazać.

- Nie możesz. - warknęła. Z minuty na minutę jej zachowanie stawało się co raz bardziej nerwowe, a głos roztrzęsiony.

- Polly? - usłyszałyśmy głos Izzy'ego.

- Stradlin? - odwróciła się gwałtownie. - Masz działkę?

Chłopak tylko kiwnął głową i pokazał, żeby poszła za nim, co oczywiście zrobiła. Mi rzucił tylko krótkie spojrzenie.

Do mojej głowy napłynęła nowa myśl. Iz jest dilerem?
Odpędzając myśli ponowiłam próbę, tym razem skuteczną, dostania się na górę.

Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi, i położyłam się na łóżku. Spod poduszki wyjełam swojego walkmana i słuchawki, zmieniłam kasetę i przeniosłam się do świata Janis Joplin. Wsłuchując sie w muzykę nie czułam upływającego czasu, nie myślałam o niczym. Wszystko było tak idealne.

Aż do czasu. Do czasu kiedy dwójka kompletnie pijanych mężczyzn nie wparowała mi do pomieszczenia krzycząc bliżej niezrozumiane słowa, a następnie wskakując na moje łóżko. Duff wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić wokół własnej osi, a Steven usiadł na brzegu łóżka coś mrucząc. Ciekawe zjawisko. Po paru obrotach chłopak stracił równowagę i przewrócił się spadając przy tym z łóżka. Pragnę dodać, że cały czas miał mnie na rękach. Na szczęście miałam miękkie ładowanie, gdyż spadłam na McKagana. Nie tylko jestem tylko pewna czy jego było tak samo przyjemne.

- Jezusie, Duff ty głupia pało! Mogłeś ją zabić! - histeryzował jak zawsze. - Rey, skarbie, wszystko w porządku? - dopytywał z przerażeniem w oczach.

- Tak, w jak najlepszym. - roześmiałam się.

Z dnia na dzień co raz mocniej utwierdzam się w tym, iż Adler rzadko kiedy bywa czysty lub przynajmniej w 100% kontaktujący.

Po kilkudziesięciu minutach wyjątkowo ciekawej rozmowy o rzekomo krzywych zębach Duffa odprowadziłam chłopców do ich pokoi, gdzie niczym kilkulatkowie grzecznie zasnęli.

Wróciłam po raz kolejny do swojego pokoju, gdzie zmęczona po całym dniu postanowiłam się wreszcie położyć. Przebrałam się w dużą koszulkę Hudsona, którą dał mi parę dni temu i wskoczyłam pod kołdrę. Ostatnią rzeczą, którą pamietam była twarz Axla i owijające się jego ciepłe ramiona wokół mojej talii.

______

krótki, ale zawsze coś

Strasznie dziękuję za ponad 1,5 tys wyświetleń, każdą gwiazdkę i komentarz 🖤

Don't You Cry Tonight || Rewolwery i GerberyWhere stories live. Discover now