8. if ya want

509 31 4
                                    

- Mogę? No proszę! - tak, dobrze myślicie. Cały czas stoimy przed moją kochaną ruiną, a Judy wręcz przede mną klęczy błagając o zaadoptowanie jej. Poważnie.

- Ja... Jeśli tylko moi współlokatorzy się zgodzą, to tak. I jak żadna spadająca deska cię nie zabije... A, no i jeszcze twoi rodzice.

- Ahh, o nich to ty się nie martw! Matka jest nałogową ćpunką, a ojca ostatni raz widziałam jakieś 9 lat temu. - machnęła ręką z przedziwną lekkością w tym co mówiła. - Ale spoko, pasuje mi takie życie w stu procentach! Żyję na własną rękę. No prawie... Ciocia przysyła mi pieniądze co miesiąc. Nie żebym chciała. Tak czy inaczej nie jest tego jakoś bardzo dużo.

Mówiła to wszystko z uśmiechem na ustach. Jak już mowiłam - przeraża mnie jej optymizm.

- To ten, no. Chcesz wejść do środka? - wyrwałam się z zamyśleń, a dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
Weszłyśmy do budynku, i wszystko byłoby pięknie gdyby nie but lecący w naszą stronę, który następnie trafił prosto w czoło mojej towarzyszki.
Szybko na nią spojrzałam, a ta lekko zgięta trzymała dłoń w miejscu uderzenia. Kowbojki to kowbojki. Lekkie nie są.
Spytałam czy nic jej nie jest, a dziewczyna zaprzeczyła, twierdząc, że "przecież wypadki się zdarzają".

- Steven ty idioto zobacz co zrobiłeś! - wrzasnął Hudson wystawiając głowę zza framugi.

- Przepraszam ja nie chciałem! - tłumaczył się przerażony.

- Stary, spokojnie! - zaśmiała się brunetka. - Przecież to nic, najwyżej będzie siniak.

- Czyli, nie dzwonić na pogotowie? - dopytywał Steven z telefonem stacjonarnym w ręku, który nie był nawet podłączony do prądu.

- Nie, nie dzwonić, ale możesz skoczyć po zimny okład do kuchni. - powiedziałam, a jego już w tej samej sekundzie nie było. Natomiast telefon został na trawniku.
Zostałyśmy same ze Slashem.

- Ten, no... Jestem Saul, ale mów mi Slash. - chłopak przedstawił się drapiąc się po głowie zakłopotany.

- Judy, ale możesz mi mówić... Judy. - wyciągnęła do niego rękę i uśmiechnęła się do niego. Mulat to odwzajemnił i od razu zaczął proponować, że pokaże jej jak gra na gitarze. Od razu odniosłam wrażenie, że Judy wpadła mu w oko.

- To ja was zostawię samych... - powiedziałam wchodząc do domu.

- Ale zost...

- Nieee, dacie sobie radę beze mnie.

Chyba szykuje się niezły romansik.

Od jakichś dwóch godzin siedziałam w swoim pokoju i czekałam na Axla Mówił mi, że wróci do około 17, a aktualnie była 18:36. Martwić to się nie martwiłam, ale jednak obiecał. Z resztą, znając życie, i jego samego, pewnie znowu szlaja się gdzieś po Sunset, albo upija w jednym z klubów podrywając kolejną lafiryndę. Nie żeby mnie to obchodziło, to nie moja sprawa.

Jeżeli chodzi o brunetkę i mulata, to chyba się dogadali. Z tego co wiem siedzą w pokoju chłopaka i robią... Bóg wie co, ale raczej wolę nie wiedzieć.

I nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Gwałtownie poderwałam się, i pewna, że był to zielonooki szybko podeszłam do drzwi.
Jakie było moje rozczarowanie, gdy po otworzeniu ich zamiast Axl'a ujrzałam Izzy'ego. Oczywiście nic do niego nie mam, ale wiadomo - liczyłam, że zobaczę rudego.

- Mogę?

- Tak, tak jasne. - wyrwałam się z transu, uświadamiając sobie, że zamiast wpuścić rytmicznego do środka stałam w progu wgapiając się w niego. Niezręcznie.

- Chciałem się zapytać, czy chcesz iść z nami do Rainbow? Z tego co wiem to ta dziewczyna też idzie. - zapytał.

- No nie wiem...

- Dobrze wiem, że chodzi o Billa. Nie zamierzam się wtrącać, ale będę szczery. Jak już zapewne zauważyłaś, Axl nie jest typem przesłodzonego romantyka, ale na prawdę potrafi być wrażliwy jak nikt inny. Łatwo go zranić, ale żeby to dostrzec trzeba przebić się przez tą skorupę, którą buduje od lat. On naprawdę dużo w życiu przyszedł... Myślę, że jesteś osobą godną zaufania, więc w końcu zapewne ci zaufa na tyle, by wszystko opowiedzieć. Ale nie o tym chciałem powiedzieć. Nie spodziewaj się po nim niewiadomo czego. On żyję własnym życiem i chodzi własnymi ścieżkami. Myślę, że zwyczajnie boi się zaufać kolejnej osobie, boi się tego, że ktoś go znowu może zranić. Boi się tej samotności, opuszczenia, pustki. Ja wiem, że ty taka nie jesteś, ale proszę cię o jedno. Nie zrań go i proszę daj mu czas.

- Bill jest szczęściarzem, że cię ma Jeff. Jesteś ogromnym skarbem, o którym ja przez całe życie mogłam tylko pomarzyć.

To co powiedział Isbell było... Piękne. Wyrozumiałe i takie kochane. Martwił się o swojego przyjaciela. Takie osoby są naprawdę zbawieniem tego świata.

- To jak? Idziesz z nami?

- Idę. - postanowiłam. Czas się zabawić.

Właśnie weszliśmy do Rainbow. Poszliśmy w szóstkę - ja, Slash z Judy, Steve, Iz i Duff.
Jak to zwykle w klubach - tłok, mieszanina potu, alkoholu, papierosów i zielska, oraz różnorodnych perfum unoszące się w powietrzu.

Chłopcy poszli zająć miejsca, a ja z Jud udałyśmy się do baru zamówić sobie drinki, a dla chłopców jak prosił Slash - dwie butelki Danielsa.

Barman posłał nam w jego mniemaniu 'czarujący uśmiech', ale chyba coś mu nie wyszło.
Ogólnie rzecz biorąc był całkiem przystojny. Krótkie, ciemne włosy ułożone w 'artystyczny nieład' i niebieskie oczy. Myślę, że niejednej zmiękłyby kolana na jego widok, ale niestety, na mnie to nie działa.

- Co dla pięknych pań?

- Cztery razy whisky z colą i dwie butelki Jacka Danielsa.

- Robi się. Dla ślicznotek zrobię wyjątek i doniosę do stolika. - i znów ten obleśny uśmiech.

A niby jak mamy donieść wypełnione po brzegi szklanki i do tego dwie litrowe butelki przez morze ludzi do stolika geniuszu?

- Ta, cokolwiek. Byle szybko. - powiedziała obojętnie moja towarzyszka, chcąc ostudzić zapał mężczyzny.

Odeszłyśmy od baru kierując się do naszego stolika. No po prostu nie dało się zauważyć machającego i wrzeszczącego w naszą stronę Adlera.

- Zamówiłyście? - spytał Duff.

- Taa. Zaraz doniosą.

Siedzieliśmy pogrążając się w rozmowie i jednocześnie oczekując zamówienia, które po chwili przyniósł nam ten sam barman.

- Proszę bardzo, drogie panie... I panowie. - przy tym drugim nieco się skrzywił.

Coś się za bardzo uśmiechasz kolego.

- Ty skurwielu! Myślałeś że ci się to uda?! - wiem do kogo należy ten głos... - Nie masz za grosz godności i szacunku, nawet do samego siebie. Skoro tak urozmaicasz napoje to może sam się napijesz z nami? - podszedł do naszego stolika łapiąc faceta za koszulę.

- Axl, przestań. - próbowali uspokoić go chłopaki nie mając pojęcia o co mu chodzi.

- Przestań? Wy chyba nie wiecie co ten zboczeniec zrobił i chciał zrobić! Myślę, że wszyscy wiemy na czym polega pigułka gwałtu.

- Co? - nie mogłam uwierzyć, że ludzie naprawdę są skłonni robić takie rzeczy.

- Tak, ten gentleman dorzucił wam do alkoholu te tabletki. Jak jebane zwierzę. - splunął na przestraszonego bruneta i spojrzał z pogardą. Pomimo, że barman był o prawię głowę wyższy od Axla, był przerażony. Emocje wzięły górę. Wzięłam do ręki whisky i chlusnęłam mu prosto w twarz. Wywołało gromkie brawa moich przyjaciół i paru osób z sąsiednich stolików. To samo zrobiła Judy ze swoim napojem, oraz przechodząca kelnerka z całą tacą szklanek wody z lodem.

Jak to powiedział pan Rose:

"Trzymaj się mnie, a szybko poznasz podstawy do przetrwania w LA."

Dotrzymał słowa.

Tak więc Rey. Witaj w dżungli.

Don't You Cry Tonight || Rewolwery i GerberyWhere stories live. Discover now