Chapter XVIII

623 49 1
                                    

Ibbie

Zostawiliśmy szczęśliwą rodzinę samą. Poszliśmy z Kaiem na górę. W pokoju spojrzałam w stronę lustra i pisnęłam z przerażenia. Posklejane potem i krwią włosy sterczały na wszystkie strony, rozmazany makijaż przypominał make-up klauna z cyrku, a zakrwawiona sukienka nie nadawała się już do niczego. Wzięłam czyste ubrania i poszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i nago weszłam pod gorący strumień. Stałam tam i myślałam o siostrze. Co będzie, jeżeli nam się nie uda? Jeżeli nie zdążymy na czas? Co ja bez niej zrobię?

Te dołujące myśli przerwały mi dłonie oplatające moją talię. Przerażona obróciłam się, a kły wysunęły się automatycznie. Spojrzałam na intruza. Stałam twarzą w twarz z kompletnie nagim i kusząco uśmiechającym się Kaiem. Kiedy uświadomiłam sobie gdzie i z kim jestem, przywarłam całym ciałem do mężczyzny. Uniosłam dłonią jego twarz żeby nie widział za dużo.

- Zwariowałeś?! Co Ty tu robisz?!

- Chyba nie myślałaś, że weźmiesz prysznic beze mnie? Ktoś musi umyć Ci plecki. - Zaśmiał się i nachylił się nade mną. Przylgnęłam do niego jeszcze bardziej. - O wiele lepiej wyglądasz bez tej sukienki. - Wymruczał mi do ucha.

- Kai! Uspokój się?! Skąd Ty się tu ... - Nie dane mi było dokończyć, bo po chwili mężczyzna przywarł ze mną do ściany i wpił się w moje usta. Całował zachłannie i nie dawał się zdominować. Kiedy zaczęło brakować nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Kai od razu zjechał pocałunkami na moją szyję i dekolt. Wplotłam dłonie w mokre włosy Parkera i dałam ponieść się tej chwili.

Po tym, jak sprawdziłam czy niczego nie brakuje świeżo upieczonym rodzicom, udałam się na poszukiwanie Bonnie. Dom dalej zapieczętowany był zaklęciem, więc znalazłam ją bardzo szybko. Siedziała w kuchni, a w ręce trzymała kubek z jeszcze parującą herbatą. Wstawiłam czajnik i usiadłam obok dziewczyny.

- Bonnie, wszystko w porządku?

- Przepraszam Cię, Ibbie. Tak bardzo Cię przepraszam. - Wiedźma spojrzała na mnie, a oczy miała pełne łez.

- Hej, spokojnie. Na twoim miejscu też bym się bała, ale z małą Vicky jest wszystko okej. Jest cała i zdrowa.

- Nie tylko o to chodzi. Przepraszam, że nic nie zrobiłam. Pozwoliłam tym wszystkim ludziom podłożyć ogień. Od 5 lat obwiniamy się z Damonem za wszystko. - Z oczu wyleciały pierwsze łzy. - Tyle dla nas zrobiłyście, a my tak się odwdzięczyliśmy. Wiesz, że co roku wraz z Damonem nosiliśmy kwiaty. - Zaśmiałam się i przytuliłam ją.

- W takim razie dziękujemy za zapewne piękne kwiaty. - Czajnik dał o sobie znać, więc również zrobiłam sobie herbatę i wróciłam na swoje miejsce. - Bonnie, musisz nam pomóc. Ściga nas pewien osobnik. Jest potężny i niebezpieczny.

- Dlatego jest tu Kai? Jak udało wam się go wydostać? Ascendent ukryłam w Mystic Falls.

- Sabat z Cansas nam pomógł. Sabat Bliźniąt ponad sto lat temu pomógł nam stworzyć broń, która niestety nie zabiła Ellisa, ale unieruchomiła go na dłuższy czas. Żeby go unicestwić potrzebna jest wiedźma z rodu Bennett i Sabat Bliźniąt. Dlatego jest tu Kai.

- Ufasz mu?

- Od niedawna nawet bardziej niż samej sobie.

- Dlaczego? Przecież wiesz co robił.

- Ja też nie jestem bez winy. Zrobiłam wiele złych rzeczy, ale dostałam drugą szansę. Jemu też się ona należy.

- Co mamy zrobić?

- Wytłumaczę ci wszystko jutro. Ten dzień był długi i męczący. Niech się w końcu skończy. - Wstałam, włożyłam puste kubki do zlewu i ruszyłam do drzwi. - Dobranoc Bonnie.

Zajrzałam jeszcze do Amy i udałam się na górę. W pokoju zastałam Kaia rozwalonego na moim łóżku. Podeszłam do niego i położyłam się obok. Spojrzał na mnie, po czym przyciągnął do siebie i przytulił. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i objęłam w pasie. Przymknęłam oczy i głośno wypuściłam powietrze. Kai gładził delikatnie moje ramię.

- O czym myślisz?

- O siostrze. Co się z nią dzieję?

- Poradzi sobie. Skupmy się na naszej działce. - Przyciągnął mnie jeszcze bliżej i ułożył się wygodniej na łóżku. - Mamy dwa dni i musimy je w pełni wykorzystać. Koniec myślenia na dzisiaj. Idziemy spać.

- W porządku. Dobranoc Kai. - Mężczyzna pocałował mnie w czoło, po czym zamknął oczy. Przeglądałam się mu chwilę, a później oddałam się w objęcia Morfeusza.



Zanim słońce wyłoniło się z nad horyzontu, otworzyłam oczy. Leżałam na boku, twarzą do okna. Chciałam się podnieść, ale umożliwiła mi to ręką oplatająca moją talię. Przekręciłam lekko głowę i ujrzałam najpiękniejszy widok w całym moim życiu. Przystojnego mężczyznę, który pomimo swojej przeszłości i charakteru był tu teraz ze mną i tulił się do moich pleców. Zmienił się i może czuł do mnie coś więcej. Chciałabym, żeby tak było.

Wyswobodziłam się z objęć Kaia i ruszyłam do kuchni. Zabrałam się za robienie śniadania. Musiałam się czymś zająć. Przygotowywałam właśnie kawę, kiedy usłyszałam płacz dziecka. Pognałam do pokoju Matta i Amy. Kobieta zaczęła się podnosić.

- Nie, odpoczywaj. Ja ją wezmę.

- Dziękuję.

Podeszłam do łóżeczka, delikatnie wzięłam małą na ręce i wyszłam z pokoju. Vicky ciągle płakała. Chodziłam po kuchni i starałam się ją uspokoić. Kołysałam ją i cicho nuciłam piosenki, które kiedyś śpiewała mi matka. Dziewczynka zaczęła się uspokajać, więc usiadłam na kanapie i położyłam ją sobie na kolanach. Zaczęłam bawić się jej małymi rączkami i gładzić delikatnie brzuszek. Powtarzałam tę czynność dopóki na twarzy Vicky nie zagościł najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Zaśmiałam się na ten drobny gest.

Bawiłam się z małą dopóki nie poczułam, że ktoś obok mnie siada.

- Piękna jest. - Odezwała się po jakimś czasie Bonnie.

- To prawda. Zajmiesz się nią? Dokończę śniadanie. - Podałam Małą Kruszynkę wiedźmie i wróciłam do kuchni.

Zrobiłam śniadanie i kawę, a kiedy Vicky zaczęła płakać, domagając się jedzenia, wzięłam tacę i razem z Bonnie weszliśmy do pokoju przyszłych rodziców. Odłożyłam śniadanie na mały stolik, a wiedźma Bennett oddała dziewczynkę mamie. Wyszłam z pokoju życząc wszystkim smacznego i wróciłam do kuchni. Na drugą tacę położyłam owoce i dzbanek z krwią. Ruszyłam na górę. Wchodząc do pokoju nie zastałam Kaia w łóżku. Usłyszałam jednak szum wody, więc odstawiłam wszystko na łóżko, podeszłam do okna i czekałam na mężczyznę. Wyszedł po 20 minutach owinięty jedynie ręcznikiem. Uśmiechnął się na mój widok.

- Przyniosłam śniadanie. - Kai zaczął powoli do mnie podchodzić.

- Śniadanie może poczekać. - Zatrzymał się przy mnie przygryzając dolną wargę. Nachylił się, ale odepchnęłam go delikatnie, co zrobiłam z wielkim trudem.

- Najpierw praca, potem przyjemności. Przyniosłam krew. - Złapałam go za rękę i zanim zaciągnęłam w stronę łóżka, pocałowałam szybko w usta.


We must save each other [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz