"Pierwszy taniec"

11.1K 1.1K 73
                                    

Hej misie ❤️ piosenkę włączcie dopiero, gdy dam wam znać ❤️😘

- Molly, kochanie – wzdycha Hugo i pobłażliwie spogląda na swoją żonę znad okularów. - Jedziemy na tydzień, a nie na rok. Zostaw swoją kolekcję fartuchów w szafie.

- Nie – odpowiada. - Nie będę dokarmiać moli. - stoję razem z Rafaelem na werandzie i obserwujemy staruszków już dobre piętnaście minut. Wybierają się na kilka dni do Eunice i jej męża, którzy dopiero co opuścili Greenlawn.

- Skarbie, ale nasz samochód jest już pełen walizek.

- To nie moja wina, że kupiłeś za mały samo... - dźwięk szybko pędzącego pojazdu po drodze polnej, przerywa ich wymianę zdań. Zza kłębu kurzu wyłania się radiowóz szeryfa , co oczywiście nie zwiastuje niczego dobrego.

- Ja pierniczę – marudzi Rafael. - Nie dzisiaj, nie teraz, no. - radiowóz zatrzymuje się przed zielonym garbusem z piskiem hamulców, a po chwili wysiada z niego szeryf, poprawia swoje spodnie, aby nie spadły mu z jego już i tak tłustego tyłka, a następnie wygładza swoją kozią bródkę.

- Witam – odzywa się z niechęcią mój mąż, który od wczorajszej rozmowy z ojcem jest dość markotny.

- Hugo! Molly! - skinieniem głowy wita się z dziadkami, a dopiero później wyciąga rękę do czarnowłosego. - Chciałem jedynie poinformować, że za podpaleniem pańskiego samochodu nie stoi rodzina Marshalii. Tego dnia cała rodzina była w szpitalu. Towarzyszyli Peyton podczas porodu. Mają mocne alibi, co od razu wyklucza ich z grona podejrzanych. - czuję się jakby, ktoś nagle wyznał mi, że kolor czerwony, tak naprawdę jest niebieski. Byłam pewna, że to właśnie oni zniszczyli nasz ślub, biorąc pod uwagę wszystkie problemy związane z tą rodziną.

- Mhm – mamrocze Rafael. - Więc pana zasranym obowiązkiem jest szukać dalej.

- Tak właśnie zrobię. - wzdycha szeryf, a następnie spogląda na mnie z dziwnym uśmieszkiem. - Seksowna ta twoja żona.

- Ale moja – odpowiada Rafael. - Proszę się zająć śledztwem, a nie moją żoną. - tutaj spogląda na mnie. - Którą mam zamiar zająć się trochę później. - na jego twarzy pojawia się figlarny uśmieszek, a moje piersi i tyłek już czekają na pieszczoty ze strony Rafaela.
N A R E S Z C I E!

- Hugo, jedziemy! - świergocze Molly. - Nic tu po nas! Narka! - macha nam na pożegnanie, w chwili gdy Hugo budzi silnik do życia w swoim zielonym garbusie. Nie mija minuta, a już ich nie ma.

- W takim razie, ja również pojadę – sugeruje szeryf.

- Ekstra – mamrocze Rafael. - Tęsknić nie będziemy.

****

Rysuję w swoim szkicowniku rodzinny portret rodziny Rivera. Poniekąd dlatego, że nie mam co robić. Jestem sama w tym wielkim farmerskim domu,a jedyne co słychać, to krople deszczu obijające się o szyby. Rafael wyszedł z domu dwie godziny temu, nie mówiąc mi nawet dokąd. Od samego rana chodzi zamyślony i markotny, jak małe dziecko, które nie dostało swojej ulubionej zabawki.

Jutro czeka nas bardzo ciężki dzień. A mianowicie wizyta w firmie mojego ojca. Muszę pojawić się na obowiązkowym zebraniu zarządu, a więc będzie to idealny moment, aby przekazać moją władzę Rafaelowi. Wiem, że rozpęta się piekło, ale nie cofnę się przed niczym. W tej grze wszystkie chwyty są dozwolone, a ukochany tatuś dostanie w prezencie idealnego zięcia i współwłaściciela firmy w jednym czasie.

Kończę rysować roześmianą postać Molly, gdy drzwi sypialni otwierają się z lekkim skrzypieniem zawiasów. Podnoszę wzrok na zmokniętego, aczkolwiek uśmiechającego się Rafaela, a w moim umyśle od razu pojawiają się sprośne zabawy.

- Mam nadzieję, że będziemy uprawiać seks – oznajmiam z nadzieją i odrzucam od siebie szkicownik, który spada na podłogę. Czarnowłosy zbliża się do mnie, ale zamiast przyszpilić mnie do materaca, wyciąga w moją stronę dłoń.

- To później – mówi z lekką chrypką w głosie, która jest seksowna jak diabli. - Najpierw musimy coś zrobić. - zaintrygowana jego słowami, chwytam jego dłoń i zeskakuję z łóżka.

- A mogę wiedzieć, co?

- Z tego co pamiętam nasz ślub został przerwany – prowadzi mnie na dół, a następnie do wyjścia z domu. - A ty zasługujesz na to, by to wszystko było prawdziwe, dlatego...- kierujemy się w stronę stodoły, w której była nasza uroczystość weselna.

- Dlatego, co? - otwiera przede mną masywne drzwi i od razu dostrzegam palące się świeczki, ułożone na betonowej podłodze. Jest to jedyne źródło światła, dzięki czemu panuje tutaj przyjemny półmrok.

- Czy mogę prosić moją żonę do pierwszego tańca? - nie wiem jak, nie wiem skąd, ale na moich policzkach czuję wilgoć od łez.

Tu piosenka ❤️

- Tak – wyduszam z siebie i pozwalam prowadzić się do okręgu ułożonego ze świeczek. Rafael wyjmuje z kieszeni pilot, a następnie naciska jakiś guzik, a z ustawionego obok głośnika zaczyna lecieć jedna z ulubionych piosenek mojej mamy. A mianowicie utwór Whitney Houston – I have nothing. Wraz z pierwszymi taktami muzyki, czarnowłosy zaczyna się kołysać, prowadząc mnie jak zawodowiec, a wzroku w ogóle nie spuszcza z moich oczu.

Rzadko się wzruszam, rzadko czuję pełnię szczęścia i bardzo rzadko można mnie zaskoczyć, a Rafael osiągnął to dzisiaj poprzez jeden drobny gest.

Pierwszy taniec... Najprawdziwszy pierwszy taniec...

- Nie sądziłam, że z ciebie taki świetny tancerz – zagajam, na co jedynie schyla się i wprost do mojego ucha śpiewa wraz z Whitney.

- Nie chcę już cierpieć, zostań w moich ramionach jeśli się odważysz, czyż muszę wyobrażać sobie, że tam jesteś? Nie odchodź ode mnie, nie mam nic, nic, nic...jeśli nie mam ciebie - składa na moim policzku pocałunek, a następnie ponownie spogląda w moje oczy i w tej pozycji tańczymy aż do ostatniego taktu piosenki.

- Czuję się tak dobrze w twoich ramionach – wypowiadam.

- W takim razie w nich zostań – tymi oto słowami rozbudził we mnie wielką nadzieją, że to co jest między nami, zaczyna być prawdziwe.

-----
Hej misie ❤️
Dzisiaj trochę spokojniej ❤️ nie jestem pewna czy wszystko wyszło, ale ja jestem z tej sceny zadowolona ❤️
Buziole ❤️

Złośliwa artystka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz