" Ktoś nas zaczyna sabotować''

11K 1.1K 82
                                    

- Jesteś szczęściarzem, ziom! - Cole obtacza ramionami mojego męża i mocno klepie go po plechach. Stoimy na schodach przed kościołem i czekamy aż niewielka garstka gości złoży nam życzenia. Pogoda nam dopisała, nie ma wiatru ani deszczu, a słońce świeci wysoko na niebie.

- Wiem - odpowiada Rafael i również klepie przyjaciela po plecach. - A teraz mnie puść, zanim pomyśli, że ją zdradzam.

- No siostra! - przede mną pojawia się Aiden, uśmiechający się od ucha do ucha, a za nim kroczy rozpromieniona Chloe. - Gratulacje.

- Dziękuję. - przytulam się do jego klatki piersiowej pierwszy raz odkąd zmarła mama. Po jej śmierci Aiden nie dopuszczał mnie do siebie, więc w bardzo szybkim tempie oddaliliśmy się od siebie. Aczkolwiek tli się we mnie cień nadziei na poprawienie naszych relacji. Chcę mieć brata po prostu. Odsuwa się ode mnie i podchodzi rozbawiony do czarnowłosego, aby uścisnąć mu dłoń. - Współczuję ci szwagier. Twoja żona to wariatka.

- Zamknij się imbecylu - fuka do niego Molly. - Nie mów tak o mojej Rachel, która urodzi mi multum prawnuków!

- Babciu - wtrąca Rafael. - Czy ty wszystko musisz słyszeć?

- Tak! Dzisiaj będę stać przed waszą sypialnią w nocy ze szklanką, żeby nie przegapić punktu kulminacyjnego! Nikt mi nie zabroni...

- Molly - piszczący głosik nieznanej mi kobiety, zwraca uwagę babci Rafaela.

- Eunice! - świergocze Molly. - Jakże się cieszę że cię widzę, siostrzyczko! Spóźniłaś się na ślub, ale i tak cię kocham! - dwie niskie kobiety wtulają się w siebie niczym dwie papużki nierozłączki, a widok jest tak rozbrajający, aż nie mogę powstrzymać się od radosnego westchnienia.

- Dobra, dobra. - wtrąca Hugo. - I tak wszyscy wiemy, że do końca dnia zdążycie pokłócić się dwadzieścia razy.

- Twój mąż chyba nas obraża - odpowiada Eunice i karcąco lecz z uśmiechem wgapia się w swojego szwagra. - Rafael! Mój słodki kurczaczku. - rozkłada ramiona i nieśpiesznie wchodzi na schody, a jej długa pomarańczowa spódnica do ziemi plącze się pomiędzy jej nogami. - Wybacz, że nie dotarłam na czas, ale Joshua prowadzi jak emeryt!

- Przecież nim jestem, kochanie! - odpowiada z przekąsem zapewne jej mąż, który właśnie zapoznaje się z moim bratem i jego dziewczyną. Eunice wtula się w czarnowłosego i lekko nim kołysze.

- Jestem tak szczęśliwa, że znalazłeś sobie tak śliczną żonę. - tu spogląda na mnie z ciepłym uśmiechem. - Życzę wam szczęścia i chodźmy coś zjeść, bo kiszki grają mi marsza.

****

Molly przeszła samą siebie. Nie byłam przygotowana na wesele zorganizowane w starej stodole, gdzie na całej szerokości sufitu powieszone są białe lampki, które idealnie oświetlają całe pomieszczenie. Stoliki są okrągłe, a na każdym z nich postawione zostały wazony z polnymi kwiatami, takimi samymi jak na moim wianku. Pomimo, że na całej uroczystości gościmy zaledwie piętnaście osób, to i tak wydaje mi się, że jest tutaj tłoczno.

- Ty stara krowo! -krzyczy Molly. - Zażarłaś mojego kotleta! - zwraca się do siostry.

- Sama go zjadłaś i o tym zapomniałaś, ty jędzo! - fuka Eunice.

-Ah, no tak - prycham z ich małego nieporozumienia.

- One tak zawsze - tłumaczy Rafael i kładzie swoją dłoń na moje udo, by następnie lekko je ścisnąć. Nachyla się nad moją szyją, gdzie zostawia szlak pojedynczych pocałunków, które prowadzą prosto do mojego ucha. - Nie mogę doczekać się naszej nocy poślubnej - szepcze.

- Oh - uśmiecham się figlarnie. - Twoja żona ma zamiar cię wymęczyć.

- Mąż nie ma nic przeciwko. - całuje mnie ponownie, gdy rozlega się potworny huk, tuż za stodołą. Wszyscy jak jeden mąż wstajemy ze swoich miejsc, a Rafael wraz z moim bratem wybiegają na zewnątrz, nim ktokolwiek jeszcze zdąży otrząsnąć się z transu. No pięknie. Nasze wesele dopiero co się zaczęło, a już ktoś postanowił zburzyć naszą harmonię.

- Co tam się do diaska stało? - pyta zaalarmowany Hugo w momencie kolejnego, lecz słabszego wybuchu. Kierowana dziwnym impulsem wyruszam w ślad za moim bratem i mężem, a za mną kroczą pozostali goście. Gdy tylko wychodzę na zewnątrz, kłęby dymu unoszą się w powietrzu zaledwie kilkanaście metrów przed nami.

- Rafael? - wołam. - Co się stało?

- Wróć do środka zanim coś ci się stanie! - odkrzykuje. - Aiden, do kurwy! Dzwoń na tą pieprzoną straż pożarną zanim spłonie coś więcej niż mój samochód! - oczywiście nie słucham prośby czarnowłosego i ruszam w ich kierunku, aby ujrzeć jak biedny Hummer jest otoczony ogniem, który bezlitośnie go pochłania.

- Jezus Maria! - kwituje płaczliwie Molly. - To jakiś koszmar!

- Babciu, nie panikuj! - fuka Rafael, a następnie przenosi swoje zezłoszczone spojrzenie na mnie, idącą w jego kierunku. - Rachel, prosiłem cię, abyś wróciła do środka.

- Przyzwyczajaj się, że twoja żona nie będzie się ciebie słuchać. - odpowiadam spokojnie, ale widząc ten nieszczęsny widok przede mną, mam ochotę się rozpłakać. - A takie cudowne wspomnienia właśnie się palą. - marudzę pod nosem, czym spowodowałam na twarzy czarnowłosego lekki uśmiech.

- Oh, pamiętam. - mówi, ale niemal natychmiast poważnieje. - Ale kurwa mać, kto to kurwa zrobił? I dlaczego?

- Wątpię, żeby nasz ojciec i twój ojciec miał coś z tym wspólnego. - stwierdza Aiden. - Nie bawią się w takie gówno.

- Też tak myślę. - wzdycha. - Gdzie ta pieprzona straż ? Zaraz przyjdzie wiatr i się wszystko rozniesie!

- Joshua - woła Hugo. - Weźmy wąż ogrodowy!

- Pomogę państwu - dopowiada Paul i razem z nimi biegnie ile sił w nogach po chwilową pomoc, aczkolwiek zarówno ja, jak i Rafael przyglądamy się wrakowi samochodu z niemą rozpaczą.

- Ja pierdole! To są kurwa mać jakieś popierdolone żarty! - mówi sam do siebie. - Do chuja! Ktoś nas zaczyna sabotować!

----
Hej misie ❤️
Jako że rozpoczęła się szkoła, rozdziały będą pojawiać się zapewne w soboty 😘
Buziole ❤️

Złośliwa artystka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz