" Najwidoczniej musimy się rozstać''

11.2K 1.2K 293
                                    

Molly od wczoraj wariuje na wieść o naszym biznesowym ślubie i wciąż zagaduje mnie bądź Rafaela o prawnukach. Oboje oczywiście próbujemy jej tłumaczyć, że wchodzimy w związek małżeński tylko po to by uratować ich dom. Jednak nic do niej nie dociera i w ten oto sposób ustaliła nam datę ślubu na pierwszego sierpnia, czyli dokładnie za tydzień.

- Prawnuczki Celine będą sypiać kwiatki - trajkocze podczas gotowania obiadu. - Myślę, że zerwiemy polnych kwiatów, bo są najładniejsze. Róże i inne takie mogę wepchnąć w tyłek Joan, żeby ją te kolce podrażniły, a my pozostaniemy przy stokrotkach, chabrach, makach i mleczach. Co ty na to? - spogląda na mnie z tajemniczym uśmieszkiem, który może zwiastować jedynie kłopoty.

- Myślę, że...

- Załatwione - przerywa. - A więc polne kwiaty! Nasz księżulek zgodził się, bym to ja wygłosiła mowę - wyznaje z dumą. - Obiecuję, że was nie zawiodę. Ach, co to będzie za mowa. - zamyśla się na moment i wlepia swoje spojrzenie w okno. - Ta. Już wiem, co powiem. - odzywa się po kilku sekundach.

- Powinniśmy się tego obawiać? - pytam i jednocześnie wpatruję się w wyświetlacz telefonu, gdzie co chwilę dostaję wiadomości od ojca, w których nakazuje mi wrócić do Lenox i oddać mu swoje udziały dobrowolnie. Dobrowolnie to ja mu mogę wybić zęby, a nie oddać coś tak cennego.

- Powiem jedynie o zapylaniu kwiatków, wyjaśnię co we współżyciu małżeńskim jest ważne, opowiem wam pewną historię miłosną.

- Pomiń może zapylanie kwiatków - wtrąca Rafael, który stoi w drzwiach z nietęgą miną.

- Rafe! To najlepsza część mojego monologu! - oburza się. - Muszę wam wyjaśnić to i owo.

- Co się stało? - zmieniam temat patrząc prosto na czarnowłosego.

- Rodzice tu jadą - wyjaśnia z niezadowoleniem. - Powiedziałem im o ślubie.

- Cudownie! - unosi się Molly. - HUGO! Nasz synalek nas odwiedzi! Uwolnij perliczki! Niech go w ten tłusty zad ugryzą. Może to go zmusi do zrzucenia tego brzucha! Rachel, popilnuj zupy. - podaje mi chochelkę, a następnie zostawia nas samych.

- Zgaduję, że nie byli zadowoleni. - wzdycham i oddaję chochelkę czarnowłosemu, bo jak już wiadomo, mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o jakikolwiek rodzaj gotowania. Byłabym wstanie zniszczyć smak tej zupy, samym mieszaniem!

- Mają pewne obiekcje....

***

( Dwie godziny później)

Gwen i Jonathan Rivera przyjechali na farmę dwadzieścia minut temu, a teraz wzywają mnie i ich syna na poważną rozmowę do pokoju dziennego.

- Miło cię znów widzieć, Rachel. - uśmiecha się kobieta.

- Witaj, Gwen. - odwzajemniam gest.

- Rany, jak formalnie - prycha Molly.

- Mamo - wtrąca Jonathan.

- Jonty - upomina go Molly. - Nie przerywa się matce, gdy ta coś mówi! Jestem od ciebie starsza i mądrzejsza, pięknisiu. Chcecie może mojej specjalnej herbatki?

- A co jest w niej takiego specjalnego? - pytam z zainteresowaniem.

- Do wyboru do koloru. - nabija się. - Trutka na szczury, płyn do czyszczenia toalet, mydło, gnój, mocz...

- Mamo! - oburza się ojciec Rafaela. - Czy możesz nam po prostu zrobić kawę?

- Oh, jakiś ty drażliwy. - pokazuje mu język, a potem znika w kuchni, a atmosfera między naszą czwórką się zagęszcza. Zazwyczaj nie mam najmniejszego problemu w komunikacji z ludźmi, ale obecnie obawiam się tej rozmowy. Nigdy nie miałam do czynienia z potencjalnymi teściami, więc mam prawo się denerwować, prawda? Ale jak sobie pomyślę o tym, że po ślubie rzucę Rafaela wprost do paszczy lwa, to od razu robi mi się lżej. On będzie pracował u boku mojego ojca, a to będzie miało poważne skutki.

Złośliwa artystka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz