" Ojciec i syn po przeciwnych stronach barykady "

11.1K 1.1K 71
                                    

Rafael

Wpatruję się w śpiącą obok mnie żonę, a sam przydomek '' żona'' brzmi dla mnie dość abstrakcyjnie. Po burzliwym rozstaniu z Peyton, nie sądziłem, że kiedykolwiek stanę na ślubnym kobiercu. Nawet jeśli małżeństwo jest tylko środkiem do osiągnięcia celu. Aczkolwiek nie mogą oszukiwać sam siebie, co udawało mi się robić, odkąd ta zwariowana dziewczyna rozebrała się przede mną w moim samochodzie. Nie wziąłem ślubu, aby ratować farmę. Co to, to nie. Zrobiłem to z czysto egoistycznych pobudek, a mianowicie, chciałem choć na moment zaznać stabilizacji życiowej, a śpiąca kobieta obok mnie, zawładnęła moim umysłem doszczętnie. Bardzo powoli wyślizguję się z łóżka, aby nie obudzić Rachel, a następnie zabieram z szafy czarne spodnie, koszulę i marynarkę w prążki i idę prosto do łazienki, aby wziąć prysznic.

***

Pół godziny później odkładam na moją poduszkę kartkę, ponieważ nie chcę przerywać mojej żonie snu, więc krótka wiadomość powinna na razie jej wystarczyć:

Pojechałem do Nowego Jorku, aby rozmówić się z ojcem. Nie chciałem cię budzić , bo tak słodko spałaś.

Ps. Biorę twój samochód. Wrócę czym prędzej się da, a wtedy nadrobimy naszą noc poślubną.

Twój mąż.

Schodzę do kuchni, gdzie panuje grobowa cisza. Nic dziwnego, zważając na to, że jest dopiero po szóstej rano. Jednakże przede mną prawie pięć godzin drogi , a każda minuta się liczy. Zabieram z lodówki czekoladowy jogurt do picia, a następnie wychodzę z domu i wsiadam do starego wana Rachel. Gdy tylko te wszystkie nieszczęścia się zakończą, kupię jej nowy samochód. Swoją drogą, sobie również muszę sprawić nowego Hummera. Kocham to autko, a wszystkie inne marki świata mogą z nim rywalizować w konkursach piękności, a i tak moim zwycięzcą zawsze będzie Hummer. Wyjeżdżam z farmy, modląc się, aby podróż minęła szybko, bez zbędnych przeszkód. Czeka mnie ciężka rozmowa z ojcem, która nie będzie miła w żadnym calu. Nie po tym, czego dowiedziałem się od Aidena i Rachel. Nie oddam mojej farmy bez walki. Ona jest moja i to na niej chcę spędzić większość swojego życia, a Nowy Jork może się pierdolić.

***

- Dzień dobry, panie Rivera. - wita się ze mną pięćdziesięcioletnia recepcjonistka, która uwielbia wdawać się z każdym w niepotrzebne, aczkolwiek niezobowiązujące dyskusje, co skutkuje tym, że jest najbardziej lubianą osobą w całej firmie.

- Witaj, Penny. Ojciec jest u siebie?

- Tak, twój TATA jest u siebie. - wywracam oczami na jej naganę w głosie. Nie lubi, gdy dzieci używają na swoich rodziców innych określeń niż mama i tata, ale ona jeszcze nie wie, że mój kochany tatuś właśnie wstąpił na ścieżkę wojenną ze mną w roli głównej. Wpadam do jego gabinetu jak do siebie, co jest ironią, gdyż ta firma jest moją własnością, więc w zasadzie mogą robić wszystko na co mam ochotę.

- Rafael? - ojciec unosi swoje spojrzenie znad komputera. - Myślałem, że nadal siedzisz u dziadków.

- Odpowiedz mi na jedno proste pytanie. - zaciskam szczękę, co nie umyka jego uwadze. Spodziewa się trudnej rozmowy, dlatego jak na godnego przeciwnika przystało, wstaje z fotela i wychodzi zza biurka, aby się o nie oprzeć. - Popierasz Malcolma Brintona i Marshalii, bo chcesz się pozbyć farmy?

- Co? Skąd ty. - urywa, ponieważ zdaje sobie sprawę, że właśnie przyznał się do wszystkiego.

- Po jaką kurwę to robisz? - krzyczę, mając w dupie, czy usłyszy mnie całe piętro.

- Nie mam zamiaru zajmować się farmą, gdy dziadków już nie będzie.

- Dlatego ich wrzucacie? - pytam z sarkazmem. - Popierdoliło cię. Kurwa! Spiskujesz z moim wrogiem i jeszcze udajesz niewiniątko. Mama o tym wszystkim wie?

- Nie, matki w to nawet nie mieszaj.

- I chwała ci kurwa! Ale zapewniam cię, że się o wszystkim dowie. Traktujesz ją jak gówno, a ona na to nie zasługuje. Wasze małżeństwo to jedna wielka farsa! Nie pozwalasz jej nawet pracować, choć tego chce! Ona nienawidzi być żoną, która ma tylko leżeć i pachnieć!

- Rafael, uspokój się. Nic nie wiesz o małżeństwie, więc się zamknij! - z satysfakcją unoszę lewą rękę, gdzie znajduje się moja obrączka, z której jestem niezmiernie dumny. Moją żoną jest najseksowniejsza wariatka jaką znam.

- Co, do chuja? - pyta. - Coś ty zrobił?

- Ożeniłem się z Rachel. - prycham.

- Co zrobiłeś? Wyraźnie ci tego zabroniłem!

- Oh, zamknij się. Nie będziesz mi niczego zakazywał, a raczej wypierdalaj z mojej firmy.

- Firma jest moja!

- Była - uśmiecham się z triumfem. - Jestem jej właścicielem od trzech lat, a ty jedynie robisz za dyrektora finansów.

- Ty draniu! Wychowałem cię, a ty mi się tak odwdzięczasz?

- Robię to, co uważam za słuszne. Zniszczyłeś naszą rodzinę, spiskujesz z naszym wrogiem i obrażasz moją żonę!

- Jak chcesz - prycha. - Pracuj sobie tutaj sam, ale wiedz, że to ja kazałem Peyton usunąć twoje dziecko. A wiesz dlaczego? Bo nie zasługiwałeś na nie! - nie kontroluję tego, co dzieje się później. Rzucam się na ojca z pięściami, a dopiero krzyk Penny i wizyta ochroniarzy odciąga mnie od tego zakłamanego skurwiela.

- To dziecko nie mogło się urodzić! - dopowiada na odchodnym. - Peyton go nie chciała! - czuję się tak jakby wszystko, co znałem i wiedziałem do tej pory rozsypało się jak domek z kart. Nie wiem jak długo stoję pośrodku gabinetu... Po prostu nie mogę się ruszyć.

-----
Hej misie ❤️
Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale po prostu nie było mnie w domu.
Buziole ❤️

Złośliwa artystka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz