22 listopada

32 2 0
                                    


Obudziłem się o godzinie dwunastej trzydzieści. Równiutko. Cieszyłem się jak głupi, bo wymieniliśmy się zmianami z moją koleżanką z pracy. Dawało mi to sporo możliwości. Na dworze ciągle padało. To jakaś klątwa? Wstałem z łóżka. Chciałem je zmienić znów w kanapę, żeby wypić na niej herbatę. Przy podnoszeniu pościeli zobaczyłem czego zapomniała Kasia - górnej części bielizny. Dziwiłem się, bo nawet nie zauważyłem, jak wyszła. Na stoliku leżał jej list. Postanowiłem, że przeczytam go z poranną herbatą. Włączyłem wodę. Potem poszedłem dokończyć składanie łózka, nie było to specjalnie trudne. Powoli sprzątałem po wczorajszym wieczorze. Pełno butelek po winie, jakieś przekąski porozwalane po stole. Porażka. Ale w sumie było warto. To była niezapomniana noc. Ciekawiło mnie co Kasia napisała w tym liście? Może chciała mnie zaprosić na nasz ślub? Może ma jakiś sekret i boi się go zdradzić osobiście. Czekając na wodę postanowiłem wybrać herbatę. Uznałem, że dzisiaj będzie zielona. Czajnik znów zagrał swoją melodię. Uwielbiam ten dźwięk. Mógłbym go słuchać godzinami, bo potem zawsze jest pora na herbatę. Pomyślałem, gdzie ona poszła. Zastanawiało mnie też, o której wyszła z domu. Oby szczęśliwie dotarła do domu. Wyślę jej wiadomość na Messengerze. Woda! Zalałem moją zieloną herbatę i wziąłem kubek do salonu. Czekał tam na mnie już list od mojej ukochanej. Usiadłem wygodnie, wziąłem łyka herbaty i otworzyłem kopertę. Zacząłem powoli czytać:

Cześć, wiem, że to nie najlepszy sposób na mówienie takich rzeczy, ale musiałam to jakoś Ci przekazać. Nie gniewaj się, że Ci wcześniej nie opowiedziałam, ale po prostu sama o tym nie wiedziałam. Do rzeczy. Znasz mnie jako Kasia, taką mnie pewnie kochasz. Dowiedziałam się, że tak naprawdę nie nazywam się Kasia. Mam na imię Kornelia. Naprawdę od niedawna o tym wiem. Dowiedziałam się też, że jestem adoptowana. Mój ojciec jest jakimś byłym politykiem i oddał mnie, bo zrobiła by się afera. Podobno zrozumiał swój błąd zaraz po tym jak mnie oddał, ale było już za późno. Teraz już nie żyje, więc nie dowiem się co tak naprawdę myślał. Parę ostatnich dni spędziłam płacząc, bo mieszkałam z obcym facetem i jego żoną przez większość mojego życia. Wychowywali mnie obcy ludzie, bo mój ojciec popełnił błąd. Nienawidzę go. Nie potrafi to do mnie dotrzeć. Kiedy to czytasz to pewnie płaczę w moim domu i czekam aż do mnie napiszesz, ale proszę, poczekaj trochę czasu. Muszę to wszystko przemyśleć. Doskonale wiem, co do mnie czujesz i czuję to samo. Wiem też, że nie umiesz bardzo bezpośrednio wyrażać uczuć. Jesteś przez to bardzo słodki.

Kocham Cię,

Kornelia

Po tych słowach zacząłem się zastanawiać. Mówiła, że jej ojciec to jakiś policjant. Czyli to tylko policjant. Dlaczego ten cholerny dziad ją zostawił obcym ludziom. Widocznie jej nie kochał. Napisałem od razu do Kas... Kornelii, pytając czy wszystko w porządku, ale nie dawała znaku życia. Może faktycznie zaszyła się na jakiś moment. Też po takich wieściach musiałbym wiele przemyśleć. Dopiłem herbatę i myślałem cały czas o niej. Jak ona się teraz czuje? Albo czy nie jestem jej teraz potrzebny? Może to jakaś próba czy się jej posłucham, nie wiem. Za dużo myśli na raz. Miałem dać mózgowi odpocząć, bo już za często się przegrzewał. Jeszcze dojdzie do jakiegoś zwarcia i co wtedy? Włączyłem telewizję. Jak zwykle pogoda nie miała się zmienić, na wiadomości nie patrzyłem. Miałem jeszcze sporo czasu, żeby iść do pracy. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Sprzątać mi się nie chce, pograć na telefonie też. Najbardziej chciałbym być teraz z moją księżniczką. To moja jedyna myśl. Usiadłem na kanapie i spojrzałem się w stary telewizor. Po prawej wciąż wisiała tablica korkowa. Niech sobie jeszcze tam wisi - pomyślałem. Spojrzałem znów w telewizor. Włączyłem wiadomości. Wiadomość z ostatniej chwili, kolejna tragedia. Jakiś pijany kierowca potrącił młodą dziewczynę i uciekł z miejsca zdarzenia. Świadków nie było, policja sprawdza monitoring. Ciekawe. Najpierw jakieś morderstwo, teraz jakieś zabójstwo w centrum miasta. Zobaczymy co wymyśli policja. Zauważyłem, że cały wypadek jest bardzo blisko mojego domu i nadają na żywo. Może się tam przejdę? Ubrałem moje zwykłe, codzienne ubranie. Założyłem buty i wyszedłem na dwór. Powoli zmierzałem do ulicy, na której zdarzył się ten incydent, śmiertelny w skutkach. Zobaczyłem z daleka ambulans, który tam ciągle stał, policyjne wozy zabezpieczające miejsce zdarzenia. Podszedłem bliżej, tłumy ludzi. Przepychałem się przez ściśniętych ludzi, zobaczyłem też lokalną telewizję. Doszedłem do taśmy i policyjnej i zobaczyłem zasłonięte miejsce zdarzenia. Ludzie nie mogli patrzeć. Moje serce przyśpieszyło. Ciekawość jak zwykle wygrała z rozsądkiem. Przebiegłem pod taśmą policyjną i biegłem w stronę tych plastikowych ścian. Chciał mnie zatrzymać jeden z policjantów. Udało mu się tylko o mnie otrzeć. Byłem już tak blisko, słyszałem z boków krzyki. Zajrzałem za te dziwne ścianki. Zobaczyłem rozczłonkowane ciało. Nogi leżały zaraz po mojej prawej. Druga część leżała po lewej. W środku bałem się tam spojrzeć. Widziałem masę krwi, jelito wypływające z brzucha. Faktycznie była to młoda kobieta. Spojrzałem na jej głowę, była cała we krwi. Nagle poczułem kłucie w sercu. Tak jakby ktoś strzelił mnie paralizatorem w plecy. Z głowy wypłynęły wszystkie moje dotychczasowe myśli. To co zobaczyłem, to był najgorszy możliwy scenariusz. To ona. Ta sama kobieta, w której się zakochałem, na początku nie rozpoznałem jej przez masę krwi. Czułem jakby moje wszystkie marzenia odeszły w niepamięć. Moje serce przestało bić. Poczułem ból, chociaż nikt mnie nie uderzył. Nie wiem co powiedzieć. Padłem na ziemię i podbiegli do mnie policjanci, obezwładnili mnie bez problemów. Nie miałem siły w mięśniach. Nie wiedziałem co mam zrobić. To nie był zły sen, w śnie nie czujemy takiego bólu. Policja wsadziła mnie do radiowozu, pewnie chcieli mnie zawieść na komisariat i dać mandat za to co zrobiłem. Miałem to w dupie. Straciłem mój jedyny cel w życiu. Zawsze mi wszyscy powtarzali, że nic co dobre, nie może trwać wiecznie. Sprawdziło się to, ale w najgorszy możliwy sposób. Miałem ochotę odstrzelić sobie łeb. Rzucić się z mostu, cokolwiek. Nagle do mojego radiowozu wsiadł policjant. Radiowóz miał już ruszać, a ja otworzyłem drzwi. O dziwo nie były zamknięte. Byłem już daleko, zanim kierowca zauważył, że mnie w ogóle nie ma. Nie wiedziałem, gdzie biegnę. Nawet nie miałem telefonu, tylko resztkę pieniędzy. Dwieście złoty. Kupię za to jakieś leki i się nażrę i umrę. Taki scenariusz mi pasuje. Biegłem bardzo długo, byłem na pewno za zasięgiem policyjnych oczu. Nie wiedziałem po co to robię. Kierowała mną chyba złość. To była wściekłość. Stanąłem nagle w miejscu. Zobaczyłem sklep z jakimiś prezentami, wszedłem do środka. Byłem cały mokry od deszczu, sprzedawca parzył na mnie jak na bezdomnego. Zobaczyłem w szklanej ladzie noże. Poprosiłem kasjera o jeden z nich. Dał mi go do obejrzenia. Zacząłem go oglądać. Nim podetnę sobie żyły - pomyślałem. Skierowałem nóż w stronę kasjera. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, mógł bardziej uważać. Kazałem mu opróżnić kasę. Pierdolę wyrzuty sumienia. Sprzedawca, niechętnie oddał mi całą zawartość kasy. Spytałem, czy ma jakąś broń. Powiedział przestraszony, że tak i pokazał mi szafkę. Kazałem położyć mu się na podłodze. Podszedłem do szafki i wybiłem szybę. Były tam jakieś pistolety, oczywiście wiatrówki, nie ma co liczyć na prawdziwą broń. Wziąłem dwa pistolety, naładowałem je gazem i nabojami. Wybiegłem ze sklepu dokonując swojej pierwszej kradzieży, tylko na co mi te pieniądze? Przecież i tak ich nie potrzebuje i tak zaraz umrę. Pobiegłem do jakiegoś blokowiska i wszedłem na klatkę. Wszedłem do windy i wjechałem na najwyższe piętro. Wyszedłem z metalowego pomieszczenia i wszedłem jeszcze po schodach. Drzwi na dach zamknięte. Co robić? Co? Próbowałem je wyważyć. Nic to nie dało. Wyciągnąłem pistolet i zacząłem bić nim w klamkę. Nagle coś strzeliło. Udało się. Drzwi się otworzyły. Wybiegłem prosto w ulewny deszcz. Usiadłem przy krańcu bloku. Wyjąłem przed siebie mój cały obecny dobytek. Nóż, pistolet, trzy tysiące złotych. Co z tym zrobię. Wziąłem do ręki nóż. Nie wiem co chciałem osiągnąć. Wziąłem zamach i wbiłem go sobie w drugą rękę. Przeżyłem szok. Okropny ból. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Wszystkie ważne momenty. Nagle spośród tych wszystkich myśli, pojawił mi się przed oczami staruszek mówiący: Zajmij się nią. Wybudziłem się z tego szoku. Spojrzałem na moją rękę. Cała krwawi. Co ja zrobiłem. Powinienem poderżnąć sobie gardło. Zajmij się nią. Zajmij się nią. Krążyło to po mojej głowie. Mój mózg po tym szoku nareszcie zrozumiał o co chodziło starcowi. Miałem zająć się dziewczynką z adresu na kolorowance. Tą dziewczyną, nie jego wnuczką, która nią nie była, tylko dziewczyną z adresu. Tą która właśnie nie żyje. Wszystko układało się w jedną całość. Ona dowiedziała się o tym, że jest adoptowana. Jej ojciec nie żył - bo go zabili. Dlatego nigdy go nie poznała. Przychodził codziennie, bo chciał poszukać kogoś kto może być dobry dla jego córki. Wybrał mnie, a ja zawiodłem. Tak to jest jak ufa się obcemu facetowi. Wiedziałem też, dlaczego dowiedziała się prawdy i dlaczego nie żyje. Jej fałszywy ojciec był zamieszany w całą sprawę, wiedział o tym starzec. Pewnie nie trzymał jęzora za zębami, więc go ustrzelili. Wyciszyli sprawę zamykając jakiegoś niewinnego skurwysyna. Kornelia przeszkadzała tacie, bo chciała wszystko wiedzieć i dowiedziała się za dużo. Potrącenie też pewnie nie było przypadkowe. Nagrania z kamer pewnie przepadną. Sprawca będzie niewinny. Dlaczego oni musieli umrzeć, zrobili to dla kasy, wszystko dla kasy. Poświęcili najcenniejszą wartość - życie, w zamian za kawałek papieru. Idioci. Jebani idioci. Kryminalna sprawa rozwiązana. Sens mojego życia znikł. Spojrzałem na moją rękę. Sączyła się po niej krew. Czułem, że to nie potrwa długo. Zemdlałem.

To OnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz