Data Nieznana

11 0 1
                                    


PROLOG

To nie był dzień jak każdy. Metro było wyjątkowo przepełnione i głośne. Włożyłem moje słuchawki i puściłem moją playlistę na Spotify. Nagle wszystko dokoła ucichło. Zacząłem widzieć ludzkie twarze i emocje, które skrywają. Przepełnione prostymi problemami. Jedni wyglądają jakby mieli się spóźnić na ważne spotkanie, a inni jakby zastanawiali się czy starczy im na jedzenie do końca tygodnia. Dużo ludzkich uczuć płynęło między oczami osób, które opisuje. Dziwne doświadczenie. Na każdej stacji na mojej drodze część osób znikała, a po chwili pojawiały się nowe - dobra definicja tego jak działa życie. Część znika, część się pojawia. Zbliżała się moja stacja, zdjąłem delikatnie słuchawki z nadzieją, że nie zniknie atmosfera zrozumienia. Lecz z momentem wyjścia z pociągu wszystko wróciło jakby do normy. 

Usłyszałem wiele dźwięków, wszystkie się mieszały i powodowały miejski mętlik. Wyszedłem na powierzchnię (z metra na poziom miasta, nie jestem jakimś robalem) i udałem się w stronę najbliższego przejścia dla pieszych. Zaczęło padać. Nie miałem niestety parasola ani żadnej części garderoby, która uchroniłaby mnie przed tym zabójczym żywiołem. Słońce dawno było już za horyzontem i światła odbijały się w kałużach i mokrym chodniku. Po dłuższej chwili marszu wszedłem do mojej kamienicy. Wbiegłem szybko po schodach i otworzyłem je mocnym kopniakiem. Wypadły z zawiasów, a ze środka zaczęły dobiegać odgłosy szalonej imprezy. Koka mieszała się ze zdrapanym tynkiem ze ścian. Na stole tańczyła naga kobieta. Otworzyłem kolejne drzwi. Zobaczyłem dwie osoby robiące niemoralne rzeczy. Pauza. 

Otwieram kluczem moje stare drzwi. Widzę dwie współlokatorki siedzące na kanapie i oglądające wiadomości. Spoglądam w prawo, żeby odwiesić kurtkę. Rzucam ją delikatnie na wieszak i robię krok w przód. Zauważam, że mój umysł znowu chciał przedstawić rzeczywistość w inny sposób. Mijam lustro i widzę w nim niezadbanego młodzieńca. Bez perspektyw, bez celu, bez życia. Przechodzę w stronę swojego pokoju. Jedna z obecnych nagle postanawia przemówić:

- Buty zdejmij i wysusz te kłaki zanim gdziekolwiek się ruszysz. - Odparła bez emocji.

Nie chętnie, lecz stanowczo postanowiłem sam z siebie, że ściągnę te buty. Po tej czynności udałem się do swojego pokoju. Rzuciłem swoją torbę na podłogę i upadłem na łóżko. Spojrzałem w sufit i wyobraziłem sobie cudowne polarne niebo i chłód - jednocześnie poczułem zimno bijące od mojego otwartego okna. Wstałem je i zamknąłem. Usiadłem przy swoim małym stoliku i wyjąłem laptopa.

- Pora na coś ciekawego. - Pomyślałem.

W tym samym momencie o szybę zaczęły uderzać duże krople wody, ponieważ zmienił się kierunek wiatru. Wydawały głośny dźwięk. Jasne światło zaczęło oświetlać moją twarz. Hasło. Ciąg liczb od 1 do 9. Niezłamany szyfr chroniący moje dane przed dostępem opinii publicznej. Po paru chwilach byłem już online.

Czas mijał bardzo szybko, tak szybko jak prowadzi się czat z ludźmi z Internetu. Była już dwudziesta trzecia. Zastanawiałem się czy nie iść spać. Przekonał mnie widok ciepłego koca i pościeli na łóżku. Chodzenie do spania było rytuałem. Ze zmęczenia nie umyłem zębów i skierowałem się w stronę łoża. Jedna skarpetka. Druga. Koszulka i spodnie wyleciały w powietrze w rytm spadających na okno kropel. W momencie, gdy znalazły się na ziemi, ja byłem już schowany w łóżku. Ustawiłem budzik na telefonie i obróciłem się na bok.

- Jutro będzie dobry dzień. - Powiedziałem sam do siebie, przejawiając objawy choroby psychicznej.  

To OnaDär berättelser lever. Upptäck nu