XIII. Wybrakowany chłopak

529 47 17
                                    

Trzask drzwiami rozniósł się po całym górnym korytarzu. Niecałe pół minuty zajęło mi przekręcenie klucza w drzwiach, żeby próbująca mnie dogonić siostra, nie mogła wejść do mojego pokoju.

Kiedy drzwi były już zamknięte, oparłem o nie głowę i przymknąłem oczy, biorąc międzyczasie kilka głębokich wdechów.

-Skąd o tym wiesz?

Dziewczyna zmieszała się, spuszczając wzrok. Kiedy ponownie uniosła na mnie swoje spojrzenie, jej wyraz twarzy zmienił się na całkowicie spokojny. - Tak poza tym.. jak w szkole? - uśmiechnęła się i wyminęła mnie, chcąc przejść do kuchni.
Zatrzymałem ją, blokując przejście swoim ciałem.

-O co chodzi? - szukałem w jej twarzy jakiejkolwiek oznaki, że mi odpowie. Nie znalazłem niczego podobnego. Dziewczyna tylko zbladła i zaczęła na zmianę zaciskać i rozluźniać palce u dłoni. - Powiedz mi, że nie masz z tym nic wspólnego.

Blondynka nigdy nie umiała kłamać.
Zawsze coś ją zdradzało, czasem nawet na pozór niewinny i nieważny szczegół.

Mimo że Gemma nie odpowiedziała, to ja z jej zachowania sam domyśliłem się odpowiedzi.
Ułożyłem usta w linię i schowałem dłonie do kieszeni spodni, kiwając lekko głową.
Później gwałtownie odwróciłem się i pobiegłem do swojego pokoju.

To ona kazała Louisowi zaprosić mnie do siebie.
Dlaczego cały czas się wtrącała?
Nawet w głupie relacje, które łączą mnie z innymi ludźmi.. a w szczególności.. z Louisem?
Mogła wtykać nos we wszystkie nieswoje sprawy związane z moim życiem, ale znajomość z szatynem, to była chyba najdelikatniejsza dla mnie sprawa.

Taka, która powinna być najbardziej zależna ode mnie..
Chciałem, żeby taka była.
Liczyłem, że właśnie chociaż tym razem to ja sam zacząłem jakąś znajomość.
Ja.
Nie ona.

Byłem rozczarowany.
Tak, wydaje mi się, że rozczarowanie to dobre słowo.
Myślałem, że ten pierwszy raz, nie licząc Noury, to moja osoba, sama w sobie, zwróciła czyjąś uwagę. Chociaż w najbardziej maleńkim stopniu.

Wziąłem do ręki gitarę i siadając wygodnie na niewielkim krzesełku, zacząłem grać.
Nie była to jednak smutna melodia, czyli taka, jakie zwykle można było usłyszeć w moim wykonaniu.
Grając wyrażałem wszystkie negatywne emocje, w tym złość.

Praktycznie rzuciłem gitarę na łóżko i podszedłem do plecaka, wyrywając z mojego zeszytu do piosenek jedną z kartek.

Dlaczego nic w moim życiu nie jest zależne ode mnie?

Zapisałem i spojrzałem na kawałek papieru.
Gdy miałem z czymś problem, który zaczynał mnie wręcz przytłaczać, wolałem zapisać to na papierze.
Wtedy nagle wszystkie na pozór nierozwiązywalne problemy, nagle stawały się prostsze do rozwiązania..
Chociaż tak nie było w tym wypadku.

I dopiero podczas długiego wpatrywania się w jedno pytanie, zapisane na kartce, dotarło do mnie rozwiązanie tego wszystkiego.

Tu cała wina od początku leżała po mojej stronie. To ja, jak zwykle naiwny, uwierzyłem, że ktoś taki jak Louis mógłbyś chcieć w ogóle się do mnie odezwać?
Tak zupełnie z własnej woli?

Trzeba było przyznać, że mimo wszystko wykazał się dobrym sercem, przystając na prośbę Gemmy. Jakkolwiek to zabrzmi, doceniałem jego dobre intencje..
Bo chyba takie miał.

Pewnie patrzył na mnie, jak na podczłowieka. Wybrakowanego chłopaka, który przygląda się temu, czego sam nie potrafi i nigdy się nie nauczy.

Pukanie do drzwi przerwało moje zamyślenie. Tym samym dopiero wtedy w pełni wróciłem do rzeczywistości, nieświadomie licząc mokre plamy od łez, zostawione na kartce papieru.

-Martwię się.. - cichy głos po drugiej stronie. - Mógłbyś otworzyć?

Normalne rodzeństwo zaczęłoby się kłócić przez zamknięte drzwi, ale my, z mojej winy, nie mogliśmy tego robić.

Nawet najmniejsze, najbardziej głupie na pozór czynności były niemożliwe.
Z mojej winy.

Z drżącą wargą podszedłem do drzwi, przekręcając klucz.
Dziewczyna z zawahaniem przekroczyła próg mojego pokoju.

-Dlaczego płaczesz? - podeszła do mnie szybkim krokiem i przytuliła do siebie. Nie wiedziałem, że płacze. To znów był ten rodzaj płaczu, gdy jedynym wyznacznikiem wykonywania tej czynności były łzy.
Płacz zupełnie pozbawiony krztuszenia się łzami, szlochu, czy drżenia.
To były zwyczajne łzy. Takie, które pojawiały się, gdy czułem, że przestaję tracić kontrolę. Kiedy czułem, że jestem ja sam, przeciwko wszystkim innym ludziom, którzy mnie nie rozumieli i nie chcieli zrozumieć.. - Harry niczego nie rozumiesz, słyszysz? - złapała mnie za ramiona i nakierowała mój wzrok, na ten swój. - Nie możesz sam dopowiadać sobie faktów.

To ty niczego nie rozumiesz - pomyślałem.

Odsunąłem się od niej na krok. Machnąłem ręką, dając jej do zrozumienia, że to już nie ma znaczenia.
Wyminąłem dziewczynę, kierując się na parter. Tam też w dużym pokoju usiadłem przy fortepianie.
Fortepian był pierwszym instrumentem, który usłyszałem, przysłuchując się lekcjom muzyki. Był także pierwszym instrumentem, na którym grę całkowicie pokochałem, a naukę traktowałem, jako coś pięknego.
Nie musiałem grać. Samo przebywanie blisko instrumentu sprawiało, że czułem się lżej.
Na tę krótką chwilę wszystko przestawało mieć znaczenie.
Nawet Louis Tomlinson.

Wyświetlacz mojego telefonu się zaświecił, dodatkowo wibrując.
Wróciłem do rzeczywistości i chwyciłem w dłoń komórkę.

Nieznany: Przyjdz jutro jak zawsze do biblioteki. Nie pytaj o nic, po prostu przyjdź i wszystkiego się dowiesz.

•••
od autorki: Wczoraj dodałam pierwszy rozdział po długiej przerwie do ff "win with death".
Zapraszam was do zobaczenia, może wam się spodoba💞
Miałam ostatnio bardzo dużo nauki i dlatego ciężko było mi ogarnąć wattpada. Staram się to wszystko sobie poukładać i mam nadzieję, że będę dodawać najczęściej, jak się da.

Dziękuję za cierpliwość!
Przyznam wam szczerze, że podoba mi się ten rozdział 😁
Dziękuję za pierwsze 100 gwiazdek!
Natalie 💞

„say that" • larry ✓Where stories live. Discover now