VIII. Intensywność.

577 48 21
                                    

Spędziłem w bibliotece sporo czasu. Wydaje mi się, że wręcz za dużo, ale nie dbałem o to.
Po upływie tych godzin wyszedłem z budynku, czując, że ja także czasem potrzebuję świeżego powietrza.

Dostrzegłem, że boisko całkowicie opustoszało. Nie wiem dlaczego zdecydowałem się pójść akurat w tamtym kierunku.
Jednak to pytanie przestało mnie nurtować, gdy siadałem na ławce na trybunach.

Rzuciłem okiem na wszystko, co mnie otaczało. Międzyczasie dostałem kilka wiadomości na komórkę, ale wtedy wyjąłem ją tylko, żeby całkowicie wyciszyć.
To nie był jeszcze czas, żeby wracać do domu.
Błękitne niebo tylko trochę zmieniło swój odcień na bardziej szary, ale nie było jeszcze całkowicie ciemno.

Może to i lepiej, przynajmniej teraz nie wyglądało tak bardzo jak oczy Louisa.

Odchyliłem głowę do tyłu i głośno westchnąłem.
Zawiesiłem wzrok na wejściu do szatni, z której wychodziła grupka chłopaków z drużyny.
Początkowo w grupce nastolatków poznałem tylko Zayna. Jednak nietrudno było się domyślić, że skoro był tam Malik, to nie mogło zabraknąć Louisa.

Zobaczyłem go.

Trójka z nich całkowicie opuściła boisko, podczas, gdy Tomlinson położył plecak na ławce i zaczął wpychać do niego bluzę.

Chłopak poprawił grzywkę i założył plecak. Uciekłem wzrokiem, kiedy jego spojrzenie złapało mnie na przyglądaniu się.

Wiedziałem, że w końcu sobie pójdzie, ale dla pewności ciągle utrzymywałem spuszczoną głowę.

Kiedy poczułem czyjąś obecność obok siebie, moje serce na chwilę się zatrzymało. - Tutaj też cię przywiało? - zapytał, mimo świadomości, że nie będę w stanie mu odpowiedzieć.

Udawałem, że wcale nie słyszę jego głosu, że nie czuję jego ręki, która styka się z moją.

-Nie chcę nic mówić, ale drugi raz udowadniasz, że ze słuchem też masz problem - wypowiedź może odrobinę zalatywała kpiną. Chociaż, ku mojemu zdziwieniu, nie była ona tak odczuwalna, jak zwykle.
Wydaje mi się nawet, że usłyszałem cichy śmiech.

Nie wiem, nie potrafię rozgryźć tego człowieka.

Raz jest okropny, zachowuje się jak pępek świata, raz jest pijany i dziwnie uroczy, a raz całkowicie trzeźwy, ale mimo tego znośny.

Może ma tylu identycznych braci?
Albo po prostu jest jakiś bipolarny.

-Wiem, że raczej nie bardzo możesz mi odpowiedzieć, ale jakbyś chociaż na mnie popatrzył, to może miałbym wrażenie, że w ogóle słuchasz tego, co mówię - powiedział, a ja zacisnąłem mocno powieki. Wiedziałem, że koniec końców znowu skrzyżujemy spojrzenia, a ja tak bardzo chciałem tego uniknąć.

Siedzieliśmy za blisko, znów nie mógłbym się odnaleźć w kolorze jego oczu.

Chciałem mu powiedzieć, żeby sobie poszedł. Jednocześnie równie mocno chciałem, żeby został.

Sam mógłbym odejść, ale w tamtym momencie nie mogłem się ruszyć. Czułem się jak sparaliżowany.

-No weź - jęknął. - Tylko na mnie spójrz i spadam - widziałem kątem oka, że podnosi ręce w geście obronnym. - Obiecuję - dodał.

Już wtedy wiedziałem, że wygrał..
Ostatni raz głośno wzdychając, uniosłem mój wzrok.
Dokładnie tak, jak prosił.

Tomlinson przymrużył lekko powieki, skupiając się całkowicie na moich oczach. Przełknąłem głośno ślinę, czując intensywność z jaką to robił.

Nieznacznie przechylił głowę na bok, ciągle nie urywając kontaktu wzrokowego.
Zrobił to dopiero w chwili, w której wstał. - Widzisz.. - zaczął odchodzić przodem odwrócony do mnie -..wcale nie było tak źle - wzruszył ramionami, wcześniej wkładając ręce do kieszeni. - Do zobaczenia Harry - odwrócił się i wyszedł z boiska tak, jak kilka minut temu zrobili to jego przyjaciele

Dopiero wtedy doszło do mnie, że przez dłuższą chwilę wstrzymywałem oddech.

Zaraz, zaraz..
Jakie do zobaczenia?

***
-Harry dlaczego wracasz tak późno? - Anne znalazła się przede mną, gdy tylko przekroczyłem próg.

Wywróciłem oczami, ignorując jej pytanie. Zawiesiłem bluzę na wieszaku i wskazałem głową na schody, dając kobiecie do zrozumienia, że idę do siebie.

-Przyniosę ci kolację - rzuciła, gdy pokonywałem kolejny stopień.
Zamknąłem drzwi do pokoju i od razu chwyciłem w dłoń gitarę.

Razem z instrumentem usiadłem na łóżku i położyłem dłoń na strunach.
Nie miałem pojęcia, co chcę zagrać. Wiedziałem tylko, że muszę zająć myśli czymś innym, niż tą głupią sytuacją, w której brałem dzisiaj udział.

Your magic eyes.. - pomyślałem, zaczynając grać. - Like.. a blue sky..

Westchnąłem, odkładając przedmiot.

Nic z tego nie będzie.

-Bardzo ładnie - głos mojej rodzicielki, przywrócił mnie na ziemię.
Chociaż.. bardziej sprawił, że znów moje myśli znalazły się razem ze mną w moim pokoju. - Coś cię gryzie? - zapytała, kładąc kubek z herbatą i talerz z kanapkami obok mojego łóżka.

Pokręciłem przecząco głową i posłałem w jej stronę uśmiech, którym chciałem przekonać ją do mojego pozytywnego stanu.

Mimo, że to nie była stuprocentowa prawda.
Louis Tomlinson - jedyny aspekt, który nie pozwalał mi trzeźwo myśleć.

•••
od autorki: Wiem jak bardzo nowe pomysły są fajne, a więc oto coś zupełnie nowego:
Fanfiction, które nie ma jeszcze sprecyzowanego tytułu, będzie kolejnym, które bardzo chcę pisać.
Chciałabym przedstawić wam opis, żebyście mogli mieć świadomość, co szykuje się następne.
Tym samym chciałabym was troszeczkę zachęcić, żebyście towarzyszyli mi także w trakcie pisania kolejnego opowiadania.

A więc póki co oto opis, do którego zastrzegam sobie prawa autorskie 💞

"Masz miesiąc, żeby go uratować" - to właśnie taką karteczkę z dziwnym napisem Harry otrzymuje pewnego dnia. Początkowo uznaje to za kolejny, nieśmieszny żart i tym samym całkowicie ignoruje tajemniczą wiadomość.
Wszystko staje się bardziej skomplikowane, gdy zielonooki na swojej drodze spotyka Louisa.
Później już nic nie jest takie samo..
Gdy po upływie czasu do Harry'ego dociera, że życie chłopaka naprawdę jest w jego rękach...

I tym tajemniczym akcentem się z wami żegnam😏💞
Mam nadzieję, że trochę was zachęciłam!
Kolejny rozdział dodam, jak najszybciej będę w stanie❤️
Love you all x
Natalie ❤️

„say that" • larry ✓Where stories live. Discover now