Rozdział 17

1.6K 150 58
                                    



Lucas. 


Nie czułem się komfortowo. Sophie gadała przez sen i strasznie się wierciła a ja wtedy za każdym razem się budziłem. Dodatkowo kocyk na podłodze to jednak nie wygodne łóżko. Wzdychałem więc jak potępiona dusza. 

W środku nocy, gdy to wnerwiające dziewczę przekręcało się z boku na bok zauważyłem, że przy okazji cała się odkryła. Noce były chłodne toteż wstałem by ją okryć. Gdy stanąłem nad śpiącą dziewczyną coś mi się stało. Wyglądała tak... Uroczo? Włosy porozwalane na całej poduszce, otwarta buzia i ta spokojna twarz. Uśmiechnąłem się i przykryłem swoją panią. Pochyliłem się lekko by dobrze otulić ją pod szyją, byłem tak blisko jej twarzy. Nie wiem co mną kierowało, ale złapałem nagle w dłonie kosmyk długich brązowych włosów. Hmm... Miękkie i ładnie pachnące. Schyliłem się jeszcze troszkę, nasze twarze dzieliło teraz kilka centymetrów. Położyłem dłoń obok jej twarzy, w drugiej wciąż trzymałem włosy. Sam nie wiem ile tak wisiałem nad nieświadomą dziewczyną, jednak coś dziwnego się ze mną działo. W pewnym momencie, gdy chyba już zupełnie postradałem rozum puściłem kosmyk a moja ręka wylądowała na policzku dziewczyny. Miała taką delikatną skórę, gładziłem ją chwilę wierzchem dłoni. 

I nagle Sophie otworzyła oczy a ja dostałem zawału. Wystrzeliłem jak z procy i szybko walnąłem się na podłogę plecami do niej.  Hardo udawałem, że wciąż śpię. Słyszałem jak Sophie mamrocze coś pod nosem i przekręca się na drugi bok. Odetchnąłem z ulgą i wyszedłem po cicho z pokoju, wiedziałem że już nie zasnę. Usiadłem przed domem i spojrzałem w niebo, niestety pochmurne. Po jakimś czasie przyłączył się do mnie Mike. 

- Nie mogę zasnąć w twoim łóżku, strasznie śmierdzi. - Poskarżył. - A ty co taki blady? 

- Nie twoja sprawa...

- Czyżby Sophie? No dawaj stary, przyznaj że ci się podoba.  Ładna jest...

- Piękna... - Szepnąłem. 

- No proszę. W końcu to do ciebie dotarło? 

- Nie... Przecież widziałem to od początku. O dziwo podoba mi się chociaż jest zupełnym przeciwieństwem Eden. Sophie ma chaotyczne ruchy, gestykuluje tak zamaszyście jakby odganiała muchy. Jest głośna i momentami wulgarna a jej śmiech czasami przypomina zapowietrzony kaloryfer. Eden była spokojna, dystyngowana i cicha. Każdy jej gest wyglądał jakby był dobrze przemyślany, chodziła z gracją. Nigdy nie bałem się, że po prostu się potknie i upadnie a Sophie robi to co chwila. Prze naprzód jak czołg nie patrząc pod nogi...

-Jest również wesoła i odważna. Ożywiła ten dom, mylę się? 

- Nigdy nie było w nim tak głośno. -Zgodziłem się szybko.

- Podoba mi się w niej głównie to, że w każdym stara się zobaczyć coś pozytywnego. 

- I w tym akurat jest z Eden bardzo podobna. Dobroć aż się z niej wylewa. 

- Oby kiedyś jej to nie zgubiło. - Mike jakby się zasępił. 

Miał rację, Sophie darowałaby życie każdej szumowinie nawet gdyby akurat trzymała sztylet przy jej szyi. Dziwie się, że tego demona z lasu dała mi zabić. Myślałem, że oszaleję gdy zabroniła mi się ratować. Taka dzika bezsilność...


- Itake niedługo po nią przyśle. - Mike spojrzał mi w oczy, jak nigdy był piekielnie poważny.  

- Wiem, robię co mogę ale nie oszukujmy się. Żeby mogła bez strachu stanąć z nim do walki musiałoby wiele wody w rzece upłynąć. 

Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. 

- Powiesz Sophie, że ci się podoba? 

- Co? Nie...

- Przecież cię kocha, uciszyłaby się!

- Właśnie dlatego nie puszczę pary z ust.  



Sophie. 


Gdy się obudziłam Lucas siedział na swoim posłaniu i gapił się na ścianę. Usiadłam i przeciągnęłam się. Chłopak nie spojrzał na mnie, chyba był bardzo zamyślony. Nagle coś sobie przypomniałam, aż się zarumieniłam. 

- Lucas... Powiedz mi, mogę się mylić bo byłam zaspana ale czy ty czasem dziś w nocy mnie nie przytulałeś? 

Lucas spojrzał na mnie a w jego oczach na ułamek sekundy pojawił się strach. 

- Och, tak było ale ja również byłem zaspany i po prostu pomyliłem cię z moją dobrą znajomą. Dopiero brak dużego biustu aż proszącego się go położenie na nim głowy uświadomił mi jaką gafę popełniłem. - Posłał mi szeroki uśmiech. 

Machinalnie przyłożyłam dłoń do piersi, zabolało. Bez słowa wyszłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro. Zapewne nie dorastałam do pięt Eden ani każdej jego ,, znajomej''. Bo co mógł we mnie widzieć? Złapałam się mocno umywalki i opuściłam głowę. Chociaż starałam się powstrzymać, rozpłakałam się jak małe dziecko. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. 

- Sophie? Przepraszam, przesadziłem. - Usłyszałam głos Lucasa. 

Nie odpowiedziałam mu, zamiast tego jak głupia weszłam do wanny by tam dalej wylewać swoje żale. 

- Otwórz, proszę. Pogadajmy. Sophie... Liczę do trzech a potem wywarzam drzwi! Jeden... A jebać! 

Krzyknął a po chwili drzwi wyleciały z zawiasów i uderzyły z hukiem o ziemię. Z wrażenia aż zapomniałam aby dalej płakać. Lucas wszedł powoli do środka i rzucił mi krzywy uśmiech, jednak widząc moje zapłakane lico szybko spoważniał. Podszedł do wanny i uklęknął. 

- Wybacz mi Sophie, nie chciałem doprowadzić cię do płaczu.

- Od razu mi lepiej. - Bąknęłam. 

- Po prostu cię przykrywałem, obudziłam się nagle więc widziałaś to w inny sposób. Chciałem zażartować. 

Miałam się odgryźć ale do łazienki wleciał również Mike. Widząc rozwalone drzwi i mnie zaryczaną  w wannie chyba wszystko źle zinterpretował. Doskoczył do Lucasa i uderzył go w głowę. 

- Zboczeńcu! - Wrzasnął. 

- Jesteś już martwy, Mike! -  Lucas podniósł się i złapał Mike'a za koszulkę. 

- Obaj spokój! -  Krzyknęłam. 

Chłopcy zamarli i spojrzeli na mnie. Wyszłam z wanny i podeszłam do nich. 

- Lucas, idź robić śniadanie. Mike napraw drzwi. Już! 

Obaj posłusznie pognali do roboty a ja wróciłam do pokoju aby się przebrać. Dzień zapowiadał się iście piękny...

Wilczy SługaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz