Rozdział 8

1.8K 160 36
                                    



Mike trochę mnie przerażał, ale sam fakt że tak jak ja kiedyś tonął w samotności przekonała mnie abym chociaż do rana dobrze bawiła się u niego jako gość. Usiadłam wygodniej i ruchem ręki zachęciłam go aby zaczął opowiadać, w sumie byłam nawet ciekawa jak wygląda Tamten Świat. 

- Wybacz mi od tak dawna z nikim normalnie nie rozmawiałem, sam nie wiem od czego mam zacząć. Hm... - Mike podrapał się w głowę. - A może od samego początku? Kiedyś różne dziwne stworzenia mieszkały między ludźmi, niestety większość z nich miała złe zamiary. Ludzie zaczęli się bronić, polowanie na czarownice, pojmowanie wilkołaków, uzbrajanie grobów przeciwko wampirom. Niestety nic to nie dawało. Żyłem już w tamtych czasach, Lucas również ale miał wtedy inne imię. 

- Zdradzisz mi je? - Przerwałam trochę niegrzecznie. 

- Miał na imię James. - Odparł krótko i kontynuował dalej. - Panoszyliśmy się po świecie więc powstali pierwsi Strażnicy. Legenda głosi, że oni również nie byli zwyczajnymi ludźmi a czymś na podobę aniołów. Stworzyli zupełnie inny świat, coś jak podziemia sam nie wiem jak to wytłumaczyć. Wraz z nim narodziło się pięć bram. Wschodnia, Zachodnia, Południowa, Północna i Centralna. Zostaliśmy zamknięci w wymiarze zupełnie podobnym do tego chociaż czas się tam zatrzymał. Stworzenia żyją tam w domach, mają własne sklepy i bary jedna oprócz elektryczności nie mają nic więcej. Żadnych telefonów, samochodów i tak dalej. Mają nawet króla i swoje prawa. Dość krwawe ale zawsze prawa. Król z całych sił pragnie na nowo pojawić się w tym świecie jednak do tego potrzebne jest otwarcie pięciu bram na raz. Wasza mała brama nawet go nie interesuje. 

- Niesamowite... - Przyznałam szczerze. 

- Miło tak pogawędzić, prawda? Możemy to robić codziennie Sophio. Może to pochopne ale... Wyjdź za mnie! 

- Co?!

Podskoczyłam na łóżku zrywając się na równe nogi. Mike patrzył na mnie z wielkim uśmiechem na ustach. Chyba oszalał! 

- Będziemy codziennie rozmawiać, pokażę ci Tamten Świat jeśli będziesz chciała. Naprawę będziesz przy mnie szczęśliwa. 

- To bardzo miłe, ale nie mogę. Obiecałam komuś, że zajmę się jego domem. Poza tym Lucas będzie się o mnie martwił. 

- Lucas? Daj spokój. - Mike machnął ręką. - W to mu graj, że zniknęłaś. Siedzi pewnie teraz bardzo zadowolony i popija swoje Whiskey. Nawet nie będzie cię szukał, zaświadczam ci. Każdy kto go zna, wie że nienawidzi ludzi. Spokojnie, jeśli nie będzie cię przy nim jakiś czas wasz kontrakt upadnie. 

Miałam więcej nie zobaczyć obrażonej twarzy Lucasa? Nie wiem czemu ale zrobiło mi się dziwnie nie przyjemnie na myśl, że może naprawdę cieszy się z faktu iż zniknęłam. Mimo wszystko nie mogłam zostać w domu tego wariata. Miał takie dzikie spojrzenie, bałam się go. 

- Ja.. Ja jednak wrócę do domu i to teraz. - Zrobiłam krok w stronę drzwi, jednak Mike był szybki. Doskoczył do mnie i chwycił mą dłoń. 

- Nie zostawiaj mnie, nie chcę znowu być sam. Jesteś taka piękna Sophie, ja to docenię. 

- Mike... Proszę daj mi wyjść. 

- Przykro mi, ale nie mogę. Zostaniesz ze mną! - Jego głos stał się o wiele niższy, straszniejszy. 

Chłopak już się nie uśmiechał, wciąż trzymał mocno moją rękę i wgapiał mi się w oczy. Aż przeszły mnie ciarki, dawno się tak nie bałam. 

- Nie rób mi krzywdy. - Poprosiłam szeptem. 

- Nie zrobię ci krzywdy Sophie. - Wymruczał i zbliżył swoją twarz do mojej. 

Za blisko! Czy on?! O zgrozo! On chciał mnie pocałować. Zaczęłam odpychać go wolną ręką ale na nic. Parł na mnie jak buldożer, jego usta były coraz bliżej i coraz mocniej zaciskał łapę na mojej ręce. Jęknęłam z bólu i spróbowałam się odchylić ale złapał mnie za głowę. 

- Pomocy! - Wrzasnęłam. 

W tym samym momencie usłyszeliśmy donośny huk. Drzwi wyleciały z zawiasów, Mike puścił mnie i odskoczył a między nami przeleciały resztki desek. Upadłam na kolana i spojrzałam kto spowodował całe zamieszanie. Do pokoju powolnym krokiem wszedł Lucas. Wpatrywał się w MIke'a zimnym, wręcz ostrym spojrzeniem. 

- Odważyłeś się splugawić ciało mojej pani? - Spytał głosem wypranym z emocji. 

-  Lucas... - Wyszeptałam cichutko. 

Chłopak spojrzał na mnie, jego wzrok momentalnie złagodniał. 

- Sophie. - Odszepnął i ruszył w moim kierunku. 

Upadł na kolana i przytulił mnie mocno. 

- Jesteś cała... Dzięki Bogu. 

Siedzieliśmy chwilę w tym dziwnym objęciu, nie widziałam twarzy chłopaka bo ukrył ją w moich plecach. Zrobiło mi się tak ciepło... Uśmiechnęłam się i położyłam dłoń na jego dłoni, którą trzymał na moim ramieniu. 

- Ona zostaje ze mną! Nie zabierzesz mi jej, nie tym razem. - Jęknął żałośnie Mike. 

- Masz szczęście, że nic jej nie jest. - Warknął Lucas i podniósł się ciągnąć mnie za sobą. Nie chciał wypuścić mnie ze swoich ramion. Nie oponowałam, czułam się bezpiecznie jak nigdy. 

- Nie pozwolę ci jej zabrać! 

- Sophio, poczekaj tu na mnie. - Lucas zerknął na mnie unosząc brew i rzucił się na Mike'a z takim impetem, że przebili się przez ścianę i wypadli do ogrodu. Wow... Szybko wybiegłam za nimi jednak jedyne co ujrzałam to dwa złączone w walce wilki. Warczały zawzięcie i kąsały się jak oszalałe. Na trawę skapnęła krew. Czarny wilk przewyższał szarego o głowę, wydawał się także być o wiele silniejszy i szybcy toteż nic dziwnego że Mike szybko opadł z sił i odruchu paniki położył się na plecach skowycząc. Lucas stanął nam nim wciąż warcząc, chyba czekał na zgodę do mordu. 

- Daruj mu życie, proszę... Mike, nie zrobisz więcej takiej głupoty prawda? 

- Nie, nie! Nie zbliżę się do ciebie jeśli sobie nie życzysz ale nie pozwól mu mnie zabić! - Pisnął. 

- Lucas, wracajmy do domu. 

Czarny wilk przestał warczeć, rzucił mi wkurzone spojrzenie i zniknął na chwilę w krzakach. Po chwili wyszedł z nich już człowiek, mój Lucas. Teraz dopiero zauważyłam jak bardzo jest zły ale nic nie mówił. Stanął przy furtce i czekał aż do niego podejdę. 

- Mike, jeśli chcesz mogę cię czasami odwiedzać ale nic więcej. Dobrze? 

Szary wilk skinął łbem i podniósł się ociężale. Odprowadził nas wzrokiem na ulicę a potem pokuśtykał do domu. 

Gdy znaleźliśmy się już kawałek od jego domostwa odważyłam się spojrzeć na Lucasa. Miał ranę na szyi! Stanęłam raptownie. 

- Co jest Sophie? - Lucas zatrzymał się kilka kroków przede mną. 

- Jesteś ranny! 

- Nic mi nie będzie, za kilka minut wszystko się zagoi. 

- Wszystko? Masz ich więcej? 

- Sporo. -Wzruszył ramionami i ruszył. 

Podbiegłam do niego i stanęłam tak by również ponownie się zatrzymał. Westchnął i założył ręce na piersi. 

- Co? - Warknął. 

- Przepraszam...

Z twarzy Lucasa zniknęła złość, zastąpiło ją czyste zdziwienie. Przekręcił lekko głowę i podniósł brew. 

- Za co? 

- Zostałeś ranny w mojej obronie. Już nigdy więcej nie pójdę nigdzie sama. 

- To ja powinienem cię przeprosić, mogła stać ci się krzywda. - Mruknął odwracając wzrok. 

Potem nie rozmawialiśmy już w ogóle całą drogę do domu. 

Wilczy SługaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz