#26 "Jesteś u celu"

29 4 0
                                    

Przeciągam palcami po chłodnym, chropowatym kamieniu.

Jesteś u celu, głoszą schludne litery na jarzącym się skrawku papieru.

Udało mi się. Oto dotarłam do kresu mojej wędrówki. Czuję jednak gorzkie rozczarowanie. Czego ja się spodziewałam? Świateł? Dekoracji? Rozmachu? Unoszącej się w promieniach Różdżki? Tym czasem przede mną jest tylko dokładnie skryta w mroku ściana. Bariera. Koniec.

Przerażenie ściska mi gardło. Co teraz? To koniec? Biorę jednak głęboki wdech. Musi być jakieś rozwiązanie.

Wodzę palcami po nierównej powierzchni. Misternie wyrzeźbiona przez czas i naturę skała - wilgotna, przeraźliwie zimna. Gdzieś musi być jakaś wskazówka. Musi. 

Gdzieś w moim wnętrzu czai się bezwzględna determinacja. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Moje opuszki delikatnie badają chropowaty kamień. Zatrzymuję się na miękkich mchach, ale po chwili namysłu lecę dalej. Szukam - wytrwale i nieubłaganie.

To niemożliwe, żebym stała tu bez celu. Mapa nie może się mylić. Spoglądam na nią z nadzieją, że udzieli mi jakichś wskazówek, ale widzę tylko "jesteś u celu". Nie mniej, nie więcej. Te same, napawające mnie jednocześnie radością i strachem słowa. Co dalej? Muszę szukać. Muszę znaleźć.

Mam wrażenie, że moje palce już tu były. Zataczam koło. Już dotykałam to miejsce. Ale zrobię to jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż znajdę. Kiedyś muszę. Nie odpuszczę, nie odejdę, póki nie dotrę do celu. Bo moi celem nie byłą omszała ściana w sercu Puszczy. Przybyłam tu po Różdżkę i wrócę  z nią do obozu.

Stop. Jakiś występ. Jakby kawałek skały wykruszył się, odpadł od reszty. Niewielkie wgłębienie przykrył mech, dlatego poprzednio mogłam je przeoczyć. Zaczynam na oślep wydrapywać roślinę z dziury w skale. Czuję, jak ziemia wchodzi mi za paznokcie. I tak są brudne, zaniedbane. Kruszą się, gdy szuram nimi po twardej powierzchni. Muszę idealnie oczyścić wgłębienie.

Słyszę, jak oderwany mech ląduje na ziemi. I kolejny. Dziura jest czysta. Przejeżdżam palcem po jej krawędzi, badam opuszkami każdy fragment. Wgłębienie jest owalne, nieregularne. Jakby zdobione jakimiś ornamentami. Skądś znam ten kształt. To tak, jakbym miała na końcu języka słowo, którego nie potrafię wykrztusić. Wiem, co to! - chcę krzyknąć, ale pamięć mnie zawodzi.

I jeszcze raz. Kaleczę sobie palec o ostry fragment kamiennej konstrukcji, ale to ignoruję. Nie teraz, Rosemary, skup się. Mijają sekundy. Minuty...? Nie wiem. Przesuwam palcami po misternych zdobieniach. Staram się zwizualizować sobie niewielki kształt. Wydobyć tę jedną informację z odmętów mojej podświadomości. To nie może być trudne, wiem to. Ale z drugiej strony...

Zamieram. Czy to możliwe, żeby...? Nie, nie... A może jednak? Drżącą ręką sięgam pod bluzkę. Na mojej piersi spokojnie spoczywa medalion. Medalion Margarden. Wyjmuję go i przejeżdżam po jego krawędzi palcami. Drugą rękę wciąż trzymam we wgłębieniu, żeby go ne zgubić. Wszystko się zgadza, każdy szczegół, każdy detal...

A więc jednak.

Wkładam medalion w otwór w skale. Pasuje idealnie. Wstrzymuję oddech... Ale nic się nie dzieje. Kompletnie nic cisza. Ostrożnie go wyjmuję i wkładam ponownie. Coś mówi mi, że mam rację. Muszę mieć.

Wtem słyszę jakiś dźwięk, tak donośny na tle wszechobecnej ciszy. Najpierw jest jak grzmot, ryk silnika motocykla bez tłumika. Potem udaje mi się go zidentyfikować - pocieranie skały o skałę, jakby ktoś próbował ruszyć jakiś starożytny mechanizm. Powoli odwracam się w prawo.

Tam, jakieś dwa metry ode mnie fragment ściany odsuwa się, ukazując ziejące pustką wejście do tunelu. Przełykam ślinę i wyjmuję medalion z wgłębienia, bojąc się, że przejście się zamknie. Kamień jednak ani drgnie. Ostrożnie podchodzę do nowo otwartych wrót.

Ciemność panująca w tunelu jest inna niż ta na zewnątrz. Podczas gdy ta w Puszczy bardziej przypomina pustkę, tam w dole coś rozprasza mrok. Bardzo delikatnie, trudno jest to dostrzec gołym okiem, ale jednak... Coś jest nie tak. Wytężam wzrok i jestem w stanie dostrzec zarysy ścian, stromych schodków wiodących w dół. To tak jak w pokoju nocą - bardzo ciemną nocą. Z początku nie widać nic, ale mimo wszystko da się dostrzec niewyraźne kształty i cienie.

Skąd pochodzi to trupie światło? Ten epitet sam przychodzi mi do głowy, automatycznie. Skąd? Nie mam pojęcia.

Przełykam ślinę. Asekurując się jedną ręką, w drugiej trzymając papier - latarnię schodzę w dół, w ten niepokojący mrok i światłość jednocześnie. Czuję, jak moje zmysły zaczynają wariować.

Korytarz jest długi i zdaje się nie mieć końca. Mimo panującej ciemności, jestem w stanie wiele rzeczy zobaczyć. Co takiego kryje w sobie to mroczne miejsce? Kierowana złym przeczuciem prę na przód, sunąc wolną ręką po ścianie. Duże, granitowe bloki są gładkie i zimne w najbardziej przerażający z wszystkich możliwych sposobów. Ten chłód kojarzy mi się ze śmiercią.

Wszystko jest wilgotne i lodowate jednocześnie. Zimno zdaje się przenikać do szpiku kości. Wyciągam z plecaka kurtkę, którą narzucam na plecy. Niewiele to daje. Zerkam na skrawek papieru w poszukiwaniu wskazówek, ale dostrzegam jedno i to samo "jesteś u celu". To zaczyna się robić nudne.

Mimo wszystko nie mam zbyt wiele opcji do wyboru. Korytarz ciągnie się prosto i nie wiem dlaczego przywodzi mi na myśl tory kolejowe. Wzdrygam się na to skojarzenie, odpędzając od siebie wizję pędzącego na mnie z pełną prędkością pociągu. Nie w tym świecie, Rosemary.

Idę dalej, bijąc się z myślami. Różdżka... Czy będzie ukryta? A może będzie leżeć zupełnie an wierzchu? Czy czyhają na mnie jakieś śmiertelne pułapki? Zastanawiam się, czy uda mi się dotrzeć do celu. A co, jeśli zginę tutaj, w podziemiach? Wtedy słuch o mnie zaginie, a moje zwłoki zgniją tutaj samotne, zapomniane.

Muszę dotrzeć do celu. Dla Quatronu. Dla taty. Pokażę ciotce, sobie i... Nagle  zaczynam myśleć o Adrianie. Gdzie jest? Co robi? Jak się ma? Tysiące myśli, zero odpowiedzi. I tylko wątpliwości. Wrócę z Różdżką dla niego. Dla Adriana. Jemu też pokażę. I podziękuję, za treningi, za to wszystko... Pokonują tunel, rozmyślając.

Na czym polega jego misja? Jego i pozostałych łowców? Nagle paraliżuje mnie strach. Oby nic mu się nie...

Zamieram.

Stoję jak sparaliżowana, z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy wpatrując się w rozpościerający się przede mną widok.

Zielonkawy blask bije od ogromnego, podziemnego jeziora.





Quatron 2 będzie mieć równiutko 30 rozdziałów - nie mniej, nie więcej. Także no. Zbliżamy się do końca.

Quatron 2Where stories live. Discover now