#15 Starzy przyjaciele

36 7 1
                                    

- Rosemary...

Ciotka mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. Zdaje się analizować to, co właśnie jej powiedziałam.

- Adrian może ze mną pojechać. Albo Dante. Thiccot wcale nie jest daleko, przecież... To chyba nie jest niebezpieczne.

- Wystawianie nosa z obozu jest śmiertelnie niebezpieczne, zwłaszcza dla ciebie. A co do Adriana... On, Dante i kilku innych łowców wybierają się na pewną misję.

- Jak to wyjechał? - pytam zaskoczona. - Nic mi nie mówił. Cholera, nawet nie pożegnał!

- Zabroniłam mu.

Spoglądam na ciotkę z bólem. Dzisiaj ma treningu... „Nie wiem, ole treningów jeszcze nam zostało. Może miesiące, może tygodnie, może tylko kilka albo wcale." Wiedział. On  w i e d z i a ł. Próbował mi przekazać.

- Nie wiem ile to potrwa, ale będę musiała znaleść ci kogoś niego do towarzystwa.

- Czyli zgadzasz się? - w moim głosie pomimo dopiero co usłyszanej wiadomości czuć ekscytację.

- Pomyślę nad tym - wzdycha kobieta i uśmiecha się blado. - Twój plan brzmi rozsądnie. Chyba muszę zacząć... Bardziej ci ufać.

***

Miasteczko wygląda tak samo, jak podczas mojej ostatniej wizyty. Niewielki zlepek domków zdaje się kulić niczym przerażony pies w cieniu potężnych, górujących nad nim Zaklętych Gór. Nagie skały wydają się jednocześnie tajemnicze i przerażajace, a śnieg na ich szczytach skrzy się w blasku słońca milionami kolorów. Wierzchołki gór rozpływają się w chmurach jak topniejące z wolna lody śmietankowe.

Podróż tutaj odbyła się bez większych problemów. Razem z Kitem - żołnierzem wybranym przez ciotkę na mojego towarzysza dotarliśmy tu za pomocą Jaskiń. Są to podziemne tunele, które dzięki temu, że przecinają płynące pod powierzchnią żyły magii znacznie skracają dystans między swoim jednym a drugim końcem.

Kit wybrał się do jednej z wielu karczm, a ja obiecałam mu, że nie zrobię nic głupiego. Nie mam zamiaru. Zamiast tego ruszam w kierunku mojego celu - domu, którego dach zdaje się wynurzać z morza innych, niższych dachów. Niczym okręt nad wzburzonym falami. Po chwili stoję pod dobrze znaną mi willą z drewnianych bali.

Ten sam spiczasty dach, kaskady kwiatów. Wyobrażam sobie, jak niesamowicie ten dom musi wyglądać zimą. Natychmiast jednak przypominam sobie jego mieszkańca - wizja ponownego spotkania Harawella Scotta osłabia mój zapał. Mimo to podchodzę do drzwi i pukam ostrożnie.

Zawiasy skrzypiąc cicho i w progu staje dobrze znana mi postać. Uśmiecham się na widok Agnes.

- Rosemary! - woła na mój widok. Jej twarz rozświetla promienny uśmiech. Nie ma śladów po worach pod oczami ani zmęczeniu, jest tylko radość i świeżość. Na twarzy dziewczyny nagle pojawia się niepokój. - Wszystko w porządku? Udało się wam...?

Kiwam głową.

- Pamiętasz nas? - pytam cicho.

Dziewczyna także potakuje.

- Nie odpowiedziałaś! Wy... Przeszliście Zaklęte Góry?!

- Tak, co prawda z trudem, ale... - Wzdycham. - Tak.

Spoglądam na Agnes. Nie przypomina tamtej smutnej, zamkniętej w sobie dziewczyny, którą poznałam tu poprzednio.

- Zmieniłaś się - kwituję tylko.

Quatron 2Where stories live. Discover now