#21 Uwięzieni

36 4 0
                                    

Ze wzgórza roztacza się wspaniały widok. Łagodne, trawiaste pagórki schodzą się w trawiastą równinę, która znowu łagodnie przechodzi w ścianę drzew. Jednolitą, nieprzepuszczalną - zupełnie niczym mur z betonu. Ten jednak nie jest z betonu, a z zieleni.

Drzewa są wysokie, ale stojąc na wzgórzu jestem w stanie dostrzec ich korony. Wstrzymuję oddech na widok bezkresnego morza zieleni. Mimo tego, że mamy mapy... Nagle wiara w powodzenie wyprawy gdzieś znika. Jak mamy odnaleźć Różdżkę w takim miejscu?

- Hej, rozchmurz się - mówi Tessa na widok mojej miny. - Będzie dobrze.

- Wyciągajcie mapy - mówi Frankie, a ja mimowolnie podskakuję na dźwięk jej głosu. I najprawdopodobniej jeszcze przez jakiś czas będę reagować podobnie.

- Wejść najprawdopodobniej powinniśmy tam - Nessie wskazuje jakiś punkt pyskiem - ale Puszcza uwielbia zwodzić podróżników. Musimy wiedzieć gdzie chcemy iść.

Wyciągam z plecaka zrolowany pergamin. Dostrzegam element, którego nie było tu wcześniej - czerwoną kropkę oznaczającą nasze położenie. Ta mapa... Przygotował ją sam Edward Lashville. Chyba powinnam być mu wdzięczna.

I wtedy w niezagospodarowanym lewym rogu mapy zaczyna pojawiać się tekst. Zupełnie tak, jakby ktoś dopiero teraz go zapisywał.

Nie ufaj nikomu i niczemu, zwłaszcza sobie samemu - głoszą schludne litery. - Puszcza jest drapieżnikiem, będzie na Ciebie polować odkąd znajdziesz się na jej obszarze. Zawsze miej pod ręką kompas, orientacja w przestrzeni i w czasie w tym lesie jest znikoma. Choćbyś szedł przed siebie cały dzień, możesz w rzeczywistości zataczać koła. A gdyby i kompas zawiódł, pytaj o drogę. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zgodzi się ci pomóc. Ale uważaj. Wszystko ma swoją cenę, nie każdemu można ufać. Większość chce cię oszukać i zabić. Bądź sprytniejszy.

Tekst znika, a na jego miejscu pojawia się tylko idź prosto.

I nagle cały ciężar tego wszystkiego spada na mnie lawiną czystego przerażenia. Mimowolnie cofam się o krok. Mogę zginąć. To zupełnie jakby wejść do gardła potwora. Dlaczego moja ciotka w ogóle się na to zgodziła? Mogła powiedzieć kategoryczne nie, sama mówiła, że obiecała ojcu mnie chronić...

Ojciec. Generał Farah. Co on by powiedział...? Wycofałby się? Nawet jeśli szansę są marne...

- A więc chodźmy - mówię cicho, lewie słyszalnie. - Zanim się rozmyślę - dodaję po chwili.

Niepewnym krokiem zbliżamy się do miejsca oznaczonego na mapie. Ten las... Wygląda jak sprasowana, zbita bryła. Dalej nie wiem, jak mamy dostać się do środka, być w stanie się tam poruszać... Ale idę. Idziemy razem: ja, Tessa, Nessie i Frankie. Jest w tym coś upiornego, jakby pchała nas jakaś paskudna siła... Jakby zmroziła naszą wolną wolę.

A mimo to ta druga część mnie, ta część, która zawsze pozostaje wolna i suwerenna... Ona też chce iść. Bo coś mówi mi, że czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie. Posłuchać się cichutkiego głosu serca, nieważne co by wygadywał i  zrobić coś na przekór rozsądkowi. Bo rozsądek można oszukać. Serce nie.

Jak zahipnotyzowana wpatruję się na zmianę w ciemnozieloną ścianę lasu i napis w rogu mapy. I nagle idź prosto zmienia się na strzałkę, lekko wygiętą w lewo. Obracam się nieznacznie, by naprostować kurs i znowu widzę litery, które układają się w ten sam co wcześniej napis.

W końcu dochodzimy do Puszczy. Pierwszy pień drzewa znajduje się na wyciągnięcie ręki, jeden ruch, jeden krok... Mam wrażenie, że las mnie przyzywa. Woła. Szepcze. Śpiewa. Zawodzi. Słyszę jego głos, głos tak stary, wręcz pradawny. Lament. Jakby dochodził z innego wymiaru, był czymś niepojętym i nieogarniętym.

Mam wrażenie, że nawet moje serce waha się słysząc tę mrożącą krew w żyłach pieśń. Ale nie ma już odwrotu - nie ma wyjścia. To tak jak ruchome piaski. Im bardziej chcę się wydostać, tym głębiej się zapadam. Puszcza mnie usidla. Jak pająk otacza siecią zdobycz, jak drapieżnik okrąża ofiarę... Jest już za późno, by się wycofać. Mój wzrok pada na tekst, który dopiero co pojawił się w rogu mapy.

 - Sutni sirbe net ni mad netso te em ni mai repa - bez namysłu czytam na głos dziwaczny tekst. Przez moment mam wrażenie, jakbym rozumiała, co mówię. Jakbym to ja napisała te litery... Nadała im znaczenie. Stworzyła je. Wiem, jak wymówić to zdanie. Wiem, jak zaintonować każdą sylabę. Wiedza ta pochodzi znikąd, ale... Jest wszystkim. I wszystko jest nią.

Zamieram.

Gęste liście rozsuwają się powoli na boki, ukazując mroczny tunel. Tunel stworzony z roślin, drzew i pnączy.

Odwracam się, by dostrzec reakcję przyjaciół i wtedy zdaję sobie sprawę, że kompletnie o nich zapomniałam. I to nie w dotychczas znanym mi znaczeniu tego słowa. Mam na myśli, że oni raczej... Nie istnieli. Równie dobrze mogłam ich nigdy nie poznać. Wtedy byłam tylko ja i te słowa. Ja i Puszcza. Cały wszechświat zniknął. A teraz powrócił na swoje miejsce.

Mina Tessy zdradza przerażenie.

- Możesz się jeszcze wycofać... - szepczę. Węzeł, który zaciska się na moim gardle uniemożliwia mi podniesienie tonu.

- Nie mogę - odpowiada dziewczyna równie cicho. - Już za późno, żeby się wycofać, Rosemary. Polowanie trwa.

Ostatnie zdanie sprawia, że mimowolnie się wzdrygam. Rzeczywiście - nie mam pojęcia, kiedy to się stało, ale cała nasza czwórka stoi w ciasnym, ciemnym tunelu.

- Jak... - zaczyna Nessie, ale nie udaje jej się skończyć. Ściana zieleni, a raczej czerni zamyka się za nami z trzaskiem, zamykając nas w środku.

Dookoła panują całkowite ciemności, i mówiąc całkowite mam na myśli, że nie widać zupełnie nic. Przez chwilę wydaje mi się, że tak gęsta i nieprzenikniona może być tylko nicość, pustka... Wtedy jednak dostrzegam niewyraźny blask.

Mapa, którą do tej pory ściskałam zaczyna jarzyć się słabym światłem. Powoli pojawiają się dwa kolejne - niewielkie świetliki na czubkach rogów jednorożców.

- Moja moc w tym miejscu... Jest taka słaba - mówi Frankie, a jej głos wibruje w przestrzeni.

- To urok Puszczy, siostro. Ona odbiera siły, z dnia na dzień będzie gorzej - szepcze Nessie, a ja przełykam głośno ślinę. Czy mamy szansę w ogóle cokolwiek znaleźć w niej Różdżkę?

Spoglądam na Tess.

Żołądek podchodzi mi do gardła. Blada twarz dziewczyny zdaje się świecić trupim światłem. Jej duże oczy zieją czernią. Głęboką, smolistą, lepką czernią. Najgorsze są jednak jej usta - delikatnie rozchylone, drżące, wykrzywione grymasem śmiertelnego strachu.

Coś zaciska się na moim nadgarstku.

Quatron 2Where stories live. Discover now