Rozdział 1

5.9K 262 85
                                    

Tak właściwie, moje życie nigdy nie było zwyczajne. Odkąd mama uciekła od nas z dużo młodszym kochankiem tata na całe noce znikał w pod miastowych kasynach. Z początku, gdy zanurzał się w swój nowy świat - opiekowała się mną babcia. Nie pamiętam jej za dobrze. Wiem tylko, że miała obrzydliwe perfumy i szorstkie dłonie. Nie lubiłam, gdy mnie dotykała. Po pewnym czasie nawet ona miała dosyć zachowania swojego syna i opuściła nasz dom. Ojciec spasował z hazardem, by tuż po moich szesnastych urodzinach zacząć od nowa z pełną parą. Potrafił znikać na kilka dni, a wracał spłukany i smutny. Łączyłam naukę z pracą w domu. Musiałam gotować, sprzątać i prać. Chciałam pokazać, że przecież możemy dać sobie radę bez mamy. Z reszta, zniknęła tak dawno temu...

***

Wiedziałam, że coś jest na rzeczy gdy tata nie wracał od ponad dwóch tygodni. Pisał co jakiś czas, że żyje i mnie kocha. Lodówka powoli się opróżniała, łapałam marne dorywcze pracę by nie umrzeć z głodu. No i mimo wszystko tęskniłam. Nigdy nie lubiłam siedzieć w samotności, gdyby nie szkoła nie miałabym do kogo otworzyć gęby niestety coraz szybciej zbliżały się wakacje. Nigdy nie sądziłam, że tak będę się ich bała.

Kilka dni po zakończeniu roku szkolnego, gdy wieczorem siedziałam znudzona przed telewizorem usłyszałam zgrzyt w zamku od drzwi. Zerwałam się z kanapy i omal nie zabijając się o stolik do kawy wybiegłam do przedpokoju. Zamarłam jednak na widok dwóch wysokich dryblasów w drzwiach. Powiedzieli, że ojciec przegrał dom podczas gry w pokera. Dali mi dziesięć miniut by się spakować i wynieść. Bez słowa wykonałam ich polecenie, nie zadzwoniłam na policję. Byłam niepełnoletnia, zawieźliby mnie do bidula. Dopiero, gdy znalazłam się na ulicy dotarło do mnie w jak przegranej sytuacji jestem. Do plecaka i podróżnej torby spakowałam jedynie trochę ciuchów i najcenniejszych pamiątek. Nie miałam nawet kilku centów, na suchą bułkę. Na sztywnych nogach udałam się w stronę parku. I to właśnie tam tak naprawdę zaczyna się cała historia.

Wieczór był ciepły, lekki wietrzyk poruszał liśćmi na drzewach. Przyjemny szum pobrzmiewał w całym parku jakby każda roślina przekazywała innej ciekawe plotki z całego słonecznego dnia. A miałyby pewnie co opowiadać, codziennie wielu ludzi kręciło się po okolicy, w końcu to chyba najładniejsze miejsce w całym mieście. Przepiękne klomby pełne kwiatów witały z każdego zakamarka, alejki ciągnęły się wokół nich i wszystkie prowadziła do wielkiej fontanny. Och... Nie znajdziecie piękniejszej na całej kuli ziemskiej. Okrągła, ozdobiona kolorowymi kamyczkami, po środku w wodzie stała rzeźba kobiety a z jej dłoni spływał strumień. Mieszkańcy nazywali ją Piękną Anastazją, podobno spełniała życzenia. Dlatego właśnie tam się udałam. Chociaż to głupie i dziecinne przysiadłam na ławce i z całego serca błagałam o cud. Zamknęłam oczy i przyłożyłam zaciśnięte pięści do twarzy. Byłam przerażona, głodna i... głupia, że pokładałam całą nadzieję w kawałku marmuru.

- Chyba masz bardzo poważne życzenie...

Na dźwięk męskiego głosu tak blisko mnie aż poderwałam się na równe nogi. Obok ławeczki stał wysoki mężczyzna ubrany w długi ciemny płaszcz i w kapeluszu zasłaniającym twarz. Więc umrę, pomyślałam. Umrę w tak młodym wieku z rąk tego dziwnego faceta. Przecież nie mógł mieć dobrych zamiarów podkradając się do samotnie siedzącej dziewczyny w środku nocy.

- Podobno nie spełni się póki nie wrzucisz monety - Kontynuował spokojnie nie zważając na mój dziki wyraz twarzy.

- Nie... Nie mam przy sobie nawet centa - Wydukałam, na wypadek gdyby chciał mnie okraść.

- Rozumiem. - Odparł i powoli wsunął dłoń do kieszeni.

Cofnęłam się o krok pewna, że zaraz ujrzę nóż który przebije mi serce jednak mężczyzna wyjął tylko dwucentówkę i wrzucił ją do fontanny.

- To chyba pomoże - Uniósł trochę głowę i ujrzałam jego usta. Uśmiechał się. - Pewnie okażę się nietaktowny jeśli zapytam co tutaj robisz o tej godzinie, ale z natury jestem niestety ciekawskim człowiekiem.

Chciałam odpyskować coś w stylu ,, To nie pana sprawa'', ale gdy otworzyłam usta wylały się z nich wszystkie moje żale. W rezultacie rozpłakałam się gorzko otwierając się przed zupełnie obcym kolesiem. Cierpliwie poczekał aż się uspokoję, przez cały czas milczał.

- Bardzo pana przepraszam - Wydusiłam z siebie ocierając łzy - Chyba po prostu pękłam.

- Więc straciłaś dach nad głową, cóż za ironia losu - Odezwał się nie zwracając uwagi na moje przeprosiny.

- Co ma pan na myśli?

- Otóż ja swój dom porzuciłem jakiś czas temu. Wyjeżdżam, sam nie wiem kiedy powrócę.

Staliśmy przez chwilę w ciszy przerywanej jedynie przez pohukiwaniem sowy. Nieznajomy pochylił głowę, wyglądał jakby nad czymś gorączkowo rozmyślał.

- Nie zechciałabyś przez ten czas zająć się moim domostwem? . - Spytał tak nagle, że drgnęłam.

- Chce mi pan dać dom? - Zdziwiłam się.

- Tak, na jakiś czas. Bliżej nieokreślony niestety - Westchnął ciężko. - Zamartwiałbym się o tę chatkę.

- Naprawdę nie uważam aby to był dobry pomysł..,

- A co ci szkodzi? - Podniósł rękę i zdjął kapelusz.

Mężczyzna miał łagodne oblicze. Nie był ani przystojny, ani brzydki. Blond włosy sięgające brody jeszcze bardziej wydłużały owalną twarz a mały nosek, na którym znajdowały się okrągłe okulary zdawał się w ogóle nie pasować do szerokich ust.

- Nazywam się Ashton - Wyciągnął ku mnie wolną rękę.

- Sophia - Gdy nasze dłonie się spotkały poczułam na całym ciele dziwne mrowienie.

- Więc jak, Sophia? Zaopiekujesz się moim domem?

Coś w jego oczach mówiło mi, że mogę mu zaufać kiwnęłam więc głową. Ashton posłał mi serdeczny uśmiech i zza pazuchy wyjął małą karteczkę i długopis. Nabazgrał coś szybko i podał mi jak się okazało, mapę.

- Mój dom stoi pod samym lasem, kilometr za miastem - Wyjaśnił na wszelki wypadek i dał mi również pęk kluczy.

Przyjrzałam się mapie. Nigdy nie zapuszczałam się tak daleko od starego domu i tak mogłam mieć problem z trafieniem.

- Eee... Ten dziwny bazgroł to ten stary kościół, który znajduję się na północnej dzielnicy? - Podniosłam wzrok jednak... nie ujrzałam Astona.

Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Przecież nie mógł tak szybko się oddalić. Przełknęłam ślinę i wyruszyłam alejką pomiędzy tulipanami. 

Gdy już drugą godzinę błądziłam polnymi dróżkami przy lesie stwierdziłam, że zostałam po prostu oszukana. Według mapy szukałam w dobrym miejscu. Byłam okropnie zmęczona, ledwo powłóczyłam nogami zatrzymałam się więc na chwilę i zerknęłam na światła miasta. Z daleka wydawało się takie malutkie. Z goryczą pomyślałam, że gdzieś tam był mój dom i cieplutkie, wygodne łóżko. Zacisnęłam powieki by znowu się nie rozpłakać. W tej chwili nienawidziłam ojca, chociaż jeszcze nie tak dawno miałam nadzieję że odezwie się do mnie z dobrymi wieściami. Nie mógł mnie przecież tak po prostu porzucić.

- Jesteś idiotką Sophie - Mruknęłam pod nosem - Naprawdę uwierzyłaś, że ktoś obcy odda ci dom?

Westchnęłam i ruszyłam dalej. Stwierdziłam, że skoro zaszłam już tak daleko to nie zaszkodzi sprawdzić jeszcze za niewielkim wzgórzem, które majaczyło na horyzoncie całkiem niedaleko. 

Dobrze zrobiłam. 

.....

Witajcie Psychole, Czytelnicy. 

Przedstawiam Wam nową powieść, moje oczko w głowie. Zachęcam do komentowania, chciałabym wiedzieć czy chociaż zapowiada się ciekawie. 

^^

~LittlePsych0

Wilczy SługaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz