14.

1.1K 67 66
                                    

Michelangelo po zakończonych lekcjach odprowadzał swoją przyjaciółkę do domu. Droga minęła im w bardzo miłej atmosferze, ciągle się śmiali rzucali żartami co pewnie nikt inny nie rozumiał poza tą dwójką. Kiedy April stanęła przed bramą swojego domu, odwróciła się do blondyna i zamknęła go w uścisku. Mikey oddał uścisk, a następnie gdy się od siebie oderwali, przyjaciele poszli w dwa różne kierunki.

Blondyn po niecałej godzinie wrócił do domu. W drzwiach zastał zmartwione starsze rodzeństwo, które nie mogło się do niego dodzwonić, gdy ten odprowadzał April.

— Gdzie byłeś?! — krzyknął Donnie, wpatrując się groźnym wzrokiem w brata.

— Wracałem do domu.

— Przez półtora godziny?! — wydarł się znowu i lekko szarpnął blondyna.

— Jeszcze odprowadzałem April, bo Ciebie nie było. Nie chciałem zostawiać jej samej dlatego z nią poszłem. Proste i logiczne, nie? — powiedział i wzruszył ramionami. Wyminął braci i chciał skierować się na górę do pokoju, lecz zatrzymał go Leonardo.

— Mówi się "poszedłem" , a nie "poszłem". Tak przy okazji, to powiedz mi, dlaczego nie odbierałeś telefonu? Bo wyobraź sobie, że my też się o Ciebie martwimy, a jeżeli nie wracał byś do przyjazdu Wujka to nie chcę wiedzieć co by nam zrobił...

— Nie odbierałem telefonu, bo mi się nie chciało sięgnąć do plecaka, a teraz mnie puść, bo idę dać Raph'owi odpisać lekcje ze szkoły — powiedział i szybkim ruchem wyrwał dłoń z uścisku brata. Poszedł na górę i skierował się do pokoju czerwonowłosego. Otworzył drzwi, lecz nie zastał tam Raphael'a. Skierował się do przedpokoju, gdzie znajdują się schody i najgłośniej jak potrafił zaczął się wydzierać.

— Chłopaki! Gdzie jest Raph?!

— Ciszej trochę! Raphael poszedł ochłonąć po kłótni! Będzie wieczorem! — odkrzyknął mu Donnie, który w tym momencie wybierał pizzę na obiad. — Mikey?!

— Co?!

— Chcesz największą Capicriosę z dodatkowym serem?!

— I kurczakiem!

— Okej!

— Zamknijcie ryje! Głowa mnie boli przez was! — krzyknął zirytowany Leo.

Po godzinie do domu rodzeństwa przyjechał dostawca pizzy. Mikey, gdy tylko usłyszał dzwonek do drzwi rzucił się do biegu i niczym Bolt* dobiegł do drzwi z pieniędzmi w ręce. Uśmiechnięty otworzył je i odebrał pizze od dostawcy. Dał pieniądze i nie czekając na resztę kasy zamknął drzwi przed nosem dostawcy. Wbiegł do salonu i usiadł na kanapie z jednym kartonem pizzy na nogach. Gdy blondyn już miał sięgnąć po największy kawałek pizzy Donatello zabrał mu całe opakowanie.

— Ej! — krzyknął i kopnął brata w kolano. — Oddawaj!

— Gdzie jest reszta? — spytał i spojrzał na młodszego.

— Eeee... ups? — Mikey lekko się speszył. Uśmiechnął się niewinnie do brata z nadzieją, że ten jednak mu nic nie zrobi.

— Dobra... — westchnął i położył opakowanie pizzy na kolanach brata. — Nic się nie stało — powiedział i poszedł do klatki schodowej. — Leo! Pizza już jest!

— Zaraz będę! — krzyknął, a Donnie mógł usłyszeć tuptanie z górnej części domu.  Brązowowłosy wstąpił do kuchni, zabierając z niej pięć talerzy - na wypadek gdyby ktoś przyszedł - i ketchup. Poszedł do pokoju, w którym Mikey już zjadł jeden kawałek pizzy.

— Weź talerz, bo kruszysz wszędzie — westchnął i podał bratu talerz.

— Jestem! — krzyknął Leo, wchodząc do salonu.  — Smacznego — powiedział na widok brata, który zajadał się pizzą.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 22, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wszystko się ułoży || Wojownicze Żółwie NinjaWhere stories live. Discover now